Proszę Państwa o uwagę. Ustawiamy teleskopy i wszystkie oczy na Marsa! A dzieje się tam tak wiele...
Spotkamy istoty mierzące od trzech do sześciu metrów, chcące nawodnić wysuszoną planetę i usilnie próbujące skontaktować się z gospodarzami Ziemi. Zgromadzone w liczącej ponad dziesięć miliardów Marsjan, populacji. Macie co do tego jakiekolwiek wątpliwości? Wprawdzie byli ci, którzy uważali, że to stworzenia z ogromnymi klatkami piersiowymi lub skrzelami albo gigantyczne jaszczurki, ale nie bądźmy drobiazgowi, nawet najlepszy może się pomylić. Bo skoro w legendarnym testamencie z 1891 r., madame Clara Gouget Guzman, pozostawiła francuskiej Akademii Nauk sto tysięcy franków "do przekazania, bez względu na narodowość, pierwszej osobie, która znajdzie sposób na komunikację z jakąś gwiazdą", wykluczając Marsa, gdyż zbyt znany, to oznacza, że wszystko o nim już wiemy. Czy na pewno? A może wciąż więcej jest znaków zapytania?
Jeszcze sto lat temu, w czasach bez technologicznych nowinek za każdym rogiem, kwitło przekonanie, że takie są właśnie fakty, że przecież inaczej być nie może i nie przeszkadzała w tym wcale różnorodność wizerunkowych koncepcji. Wiara w taki a nie inny wygląd naszych marsjańskich przyjaciół (a może przeciwników?) nie dotyczyła wyłącznie pasjonatów czy ludzi z fantazją wybujałą, ale przede wszystkim tęgich głów tego świata, które na nauce opierają swe teorie. Ba! Jedna z nich, niejaki doktor Hugh Mansfield Robinson, telepatycznie komunikował się z Marsjanką o imieniu Oomaruru.
To istne "marsjańskie rozgorączkowanie" przynosiło ekscytację, przenosiło w tajemnicze wymiary i przełamywało bariery międzyplanetarne. Bo oto ma istnieć życie poza tym, które znamy. Poza nami. A więc to nieodparta chęć odkrycia podobnych nam istot czy może obsesja daleka od racjonalizmu? Ilość hipotez, którą wykreowano na przestrzeni tysięcy lat, sugeruje to drugie, choć i potwierdzonych badań znajdzie się bez liku. Krwistość Marsa rozgrzewała i wciąż rozgrzewa dyskusje do czerwoności. I ja się temu nie dziwię, bo przecież jesteśmy tacy cywilizowani, rozwinięci, nowocześni. Czyżby to było wciąż za mało? I jak to jest w ogóle możliwe?
Ta lektura jest skarbnicą kosmicznej wiedzy i niewiedzy. Przemierzamy tu wszelkie możliwe warstwy Marsa, otrzymujemy wzmianki, łącznie z tymi ekscentrycznymi do granic, jak Sfinks czy bulwiasta humanoidalna czaszka na Czerwonej Planecie, historyczne perspektywy, które zmieniały się jak w kalejdoskopie, naukowe fakty, które niejednokrotnie okazywały się jednak dalekie od autentyczności oraz popkulturowe inspiracje, od kreskówek Looney Tunes, przez "Marsjanie atakują!", po "Kroniki marsjańskie" i "Marsjanina". Są bliskie spotkanie, statki kosmiczne i geologiczne ustalenia, a wszystko przeniknięte odwiecznym pragnieniem eksplorowania tego, gdzie jeszcze człowiek nie zdołał dotrzeć. Napotkamy nie tylko potwierdzone informacje, ale i hipotezy, które próbowały zamykać w ramy, systematyzować. Jak się okazuje, nieudolnie.
Zastanawiam się czego tu nie znajdziecie, bo to droga mleczna marsjańskich zasobów. Muszę wspomnieć, że i podstawy marsjańskiego języka zgłębicie, bo monstrualne trójkąty czy kwadraty z sosen, okręgi na Saharze wypełnione naftą lub ogromne lustra, wypalające na powierzchni Marsa litery, to, jak uważano, niezawodne sposoby komunikacji. Co więcej, w 1985 r. badacz z Waszyngtonu spostrzegł, że skomplikowany układ kanałów na Marsie przedstawia imię Boga po hebrajsku, a z nieba spadają kamienie z zapisanymi znakami. A więc Marsjanie i my mówimy tym samym głosem. Błyskofon z 1909 r. miał rozwiązać problemy na międzyplanetarnych łączach, tak by zakłóceń wszelkich uniknąć, bezskutecznie. A miało być tak łatwo...
Język wartki, bez stagnacji i zbędnych przystanków, a do tego zabawny, bo dużo osobliwości w marsjańskich sferach uraczymy. Warstwa graficzna to tu inna galaktyka. Efektywnie, ale zarazem i efektownie nadaje książce albumowego charakteru. Otrzymujemy ogrom zdjęć, ilustracji, archiwalnych materiałów i dokumentów, a wszystko na stylizowanym na wiekowy papierze, co skutecznie wznieca odkrywczy ogień. Barwnie, intrygująco i bogato. Tej książki się nie czyta, ale leci z nią w literacki kosmos. I to jak lekko, jak płynnie. Strona po stronie chce się więcej.
Niekończące się analizowanie, monitorowanie i badanie Marsa doprowadziło NASA do wysłania na planetę łazika Perseverance. Ale to dopiero początek, bo choćby Elon Musk rozważa już kolonizację czerwonego terytorium. A ja, póki co, siedzę na wygodnym krześle, przy solidnym stole i gram w "Terraformację Marsa", zastanawiając się jak to z tym Marsem jest naprawdę i kto ma rację. Czy kiedyś się dowiem?
____________________
"Co zaś do Marsjan, to Flammarion uważał, że nie będą przypominać ludzi, ponieważ ich życie rozwijało się w innych warunkach. Był natomiast pewien, że inteligencją górują nad nami (...). Skoro wydajemy trzy czwarte naszych zasobów i wpędzamy się w długi tylko po to, by utrzymywać armie i marynarki; a nie możemy nawet się zgodzić co do kalendarza powszechnego ani południka."
(fragment książki)
Wydawnictwo: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Data wydania: 2022-11-30
Kategoria: Popularnonaukowe
ISBN:
Liczba stron: 256
Tytuł oryginału: The Big Book of Mars: From Ancient Egypt to The Martian, A Deep-Space Dive into Our Obsession with the Red Planet
Dodał/a opinię:
Zyjbardziej