Tajemnica srebrnego dysku
m pełnym entuzjazmu. - Pójdę po nie teraz, a później pomogę ci zanieść wszystko do Barnaby.
- Dobry pomysł - zgodziła się ochoczo Alia, gdyż nie chciało jej się samej przemierzać powtórnie tak długiej drogi. Szaman mieszkał kilka domów dalej, tuż pod lasem. Znaczna część trasy wiodła pod górę, a kobieta miała do dyspozycji jedynie stary, rozklekotany wózek. Pchanie go we dwójkę oznaczało mniejszy wysiłek. Sandara i tak będzie zmuszona opuścić dom Barnaby przed zwołaniem Kręgu Uzdrowienia. Nie będzie więc utrudniać wymknięcia się stamtąd zanim wszystko się zacznie.
Gdy Sandara wróciła, Alia przygotowała już swoje kosze i zaczęła je ustawiać na wózku stojącym przed chatą.
- Zaczekaj! - zawołała Sandara, wjeżdżając na podwórko niedużym wozem. Ciągła go jaszczurka, której niebieskie ciało pokrywały liczne białe plamy. Stąpała lekko kołysząc się na boki, z wysoko uniesionym łbem, lustrując uważnie otoczenie. - Załadujemy wszystko na wóz. Tak będzie szybciej.
Alia uśmiechnęła się na ten widok. Odstawiła ostatni kosz na ziemię i podeszła do jaszczurki. Zwierze wyciągnęło do niej łeb, szturchając lekko w ramię.
- Witaj, Kleksiku - powiedziała, głaszcząc gada po pysku. - Nie wiedziałam, że już wyzdrowiał.
- Łapa szybko się zagoiła - odparła Sandara zeskakując z kozła. - Chodź, pomogę ci spakować resztę ziół.
Alia ruszyła za Sandarą i po chwili wszystkie puste kosze, znajdujące się na wozie, stały już w pracowni Ali. Kobiety pospiesznie wypełniały je pudełkami, a chwilę później jechały do chaty szamana.
Przez większość czasu milczały. Kilka razy zielarka spostrzegła, że przyjaciółka zerka w jej stronę. Kobieta otwierała usta, jakby chciała rozpocząć rozmowę, po czym rezygnowała i wracała do obserwowania drogi.
- Co o tym sądzisz? - spytała w końcu. - O tym, do czego doszło w naszej wiosce - dodała, widząc pytające spojrzenie Ali.
- Nie wierzę, że to łowcy - odparła szybko i pewnie Alia. - Mam przeczucie, że to coś innego. Nieznanego.
Sandara milczała przez chwilę, zastanawiając się nad słowami przyjaciółki.
- Też mam takie podejrzenia - przyznała. - Z drugiej jednak strony wiele duszków twierdzi, że to sprawka łowców. Do tej pory jedynie oni nas porywali. Ale te dyski... sama nie wiem.
- Wojownicy wyruszają o świcie - przypomniała Alia - na pewno odkryją kto lub co za tym stoi.
Kobiety uśmiechnęły się do siebie pokrzepiająco i musiały zakończyć dyskusję, gdyż w niedużej odległości przed nimi ukazał się dom Banaby.
Chata była niewielka. Otaczały ją młode brzozy, a w ogródku pełnym lawendy i mięty rosła stara wierzba. Sandara wjechała na podwórze, gdzie stały już dwa wozy. Zatrzymała Kleksika i wraz z Alią zeskoczyły z kozła.
Każda z nich wzięła po jednym wielkim koszu i ruszyły do drzwi wejściowych. Gdy się do nich zbliżyły usłyszały dobiegające z wnętrza domu głosy. Alia sięgnęła po kołatkę i zastukała. Po chwili otworzyły się drzwi, a w progu pojawił się szaman. Za nim stało kilku zielarzy pogrążonych w dyskusji.
- O, jesteś już Alio. To dobrze. Wejdź - powiedział, zapraszając ją gestem do środka.
- Przywiozłyśmy kilka koszy ziół - oznajmiła kobieta mijając szamana i wchodząc w głąb domu. Tuż za nią podążała Sanadara. - Gdzie możemy je postawić?
- Wybierz sobie jakieś miejsce w głównej izbie - odparł Barnaba, po czym zwrócił się do Sandary: - wybacz, ale nie będziesz mogła z nami zostać. - Sandara skinęła głową bez słowa sprzeciwu. - Dziękuję ci za pomoc w dostarczeniu mieszanek. Czeka nas wiele pracy, więc pośpiech jest jak najbardziej wskazany.
- Chcesz zwołać Krąg Uzdrowienia? - dopytywała Alia, odstawiając kosz pod ścianę tuż przy wejściu do dużego pomieszczenia, obecnie niemal całkowicie pustego. Na wprost znajdowało się palenisko, na którym tańczyły czerwone jęzory ognia. Po prawej, pod oknem stał długi stół, a po lewej mieściły się grube koce, ułożone na podłodze, jeden obok drugiego. Alia s
