Bo miłość nie jest taka prosta. Każdy ma sumienie. Tom 3, część 1.
-Mamo?- Zapytał wystraszony Daron.
-Roxana?- Zareagował od razu Mike. Podszedł do niej i złapał ja w pół. Jedną ręką przytrzymywała się szafki a drugą miała przyłożoną do czoła.
-Daron idź do pokoju.- Rozkazał i wyprowadził Roxanę na korytarz.
-Co się dzieje?- Zapytał zdenerwowany.
-Kręci mi się w głowie. Miałam wrażenie, że nie mogę utrzymać równowagi.- Zaprowadził ją do salonu i usiadła na sofie. Poszedł po wodę do kuchni.
-Lepiej coś?- Spytał gdy znów pojawił się obok.
-Tak.- Daron przyszedł do nich. Utulił się do Roxany i zapytał:
-Co się stało?- Pogłaskała go po głowie i odpowiedziała:
-Nic się nie stało. Zmęczyłam się.
-Powinnaś zaczekać z tym zmywaniem na mnie.- Powiedział Mike.
-Ale to trwało kilka chwil a potem wy się zjawiliście.
-Jak widać wystarczyło. Dobrze wiesz, że te rozpuszczalniki i farby mają ostry zapach.- Spojrzała na niego.
-Wiem, ale jestem do nich przyzwyczajona.
-Tak czy inaczej masz kilkudniowy zakaz wchodzenia do dużego pokoju. Postaram się tam wszystko szybko i sprawnie wyczyścić.- Brzmiało to jak polecenie, z którym nie ma co się zmierzać.
-Tak jest.- Mruknęła patrząc groźnym i rozbawionym wzrokiem.
-Tak jest!- Odezwał się Daron zaraz po Roxanie czym przysporzył rodzicom śmiechu.
***
Rozdział 2
***
Do drzwi sierocińca zapukał dobrze znany Angelice kurier. Choć był to zawsze uśmiechnięty miły chłopak to jego widok jej nie ucieszył. Wydobył w torby dużą kopertę i kazał podpisać odbiór we wskazanym miejscu. Kiedy już się to stało podziękował i ruszył w stronę swojego samochodu. Patrzyła chwilę na kopertę na której był podany nadawca i czuła, że nie będą to dobre wiadomości. Nadawcą był urząd miasta, który skrupulatnie trzymał się papierowej roboty. Burmistrz już od kilku tygodni zacierał ręce, bo w tym roku sierociniec ma przejść na własność miasta. Wiktoria niedługo skończy osiemnaście lat i sierociniec zakończy swoją działalność. Co prawda Angelika ma teraz, poza Wiktorią, jeszcze trójkę rodzeństwa pod opieką. Nie było dla nich miejsca w żadnym pogotowiu a rodziny zastępcze wzbraniały się przed ich przyjęciem mówiąc, że trójki nie są w stanie wziąć. Pomoc społeczna miała na tyle serca, że nie chciała rozdzielać dzieciaków. Tak trafiły do Angeliki, na okres tymczasowy. Ona nie jest w stanie nikomu odmówić dlatego zabrała je do siebie. Całe życie się tym zajmowała więc wiedziała co robić, mimo, że dzieci są bardzo zaburzone i nie stałe emocjonalnie. Sprawiają trudności i kłopoty ale nie zamierza oddawać ich z powrotem. Teraz siedząc przy stole przy którym kiedyś pozajmowane były wszystkie miejsca siedziała sama. Odetchnęła i zaczęła rozrywać brzeg koperty. Wyciągając pismo usłyszała jak ktoś wchodzi. Była to wcześniej wspomniana Wiktoria.
-Cześć.- Powiedziała i dostrzegła markotną minę siostry.
-Co się stało?
-Przed chwilą dostałam list z urzędu miasta.- Wiktoria domyśliła się o co chodzi.
-Czytałaś?
-Jeszcze nie.- Otwarła poskładane w kostkę pismo, włożyła okulary i zaczęła czytać. Pismo nie było długie. Kilka zdań, podpisy i pieczątki. Wiktoria nie mogła się doczekać kiedy się czegoś dowie.
-I?- Ściągnęła okulary, odłożyła kartkę i powiedziała:
-Sierociniec został sprzedany.
-Że co?- Spytała oburzona.
-Burmistrz sprzedał swoje prawa do własności. Umowa jaką z nami zawarł przestała obowiązywać.- Wiktoria wyglądała na przestraszoną.
-To co teraz?- Spytała.