„Koniec świata” to moje pierwsze spotkanie z powieścią Pani Izabelli Frączyk. Książka napisana lekkim, wręcz swobodnym językiem z elementami slangu młodzieżowego może zaciekawić miłośników historii obyczajowych i fanów rodzimej literatury.
Marylka Limanowska to przedsiębiorcza i porywcza kobieta po trzydziestce. Pracuje w agencji reklamowej, ma własny dom z ogródkiem i nieźle radzi sobie w życiu. Bohaterka zajmuje się swoim dorastającym bratankiem Kubą, którego ojciec przebywa w szpitalu po urazie kręgosłupa. Marylka prawie cały swój wolny czas poświęca na zawodowe przedsięwzięcia. Jedno z takich priorytetowych zleceń związane jest z weekendowym wyjazdem do Sopotu i okazuje się być brzemienne w skutkach. W rezultacie doprowadza do zmiany pracy i sporej rewolucji w życiu bohaterki. Życie bowiem przygotowało Marylce nie lada niespodziankę.
Tytuł powieści nawiązuje do przewidywanego przez Majów końca świata, który miał nastąpić 21.12.2012 roku i wątek ten często przewija się w powieści. Sytuacje z tym związane wywołują uśmiech na twarzy, tym bardziej, że wspomnianą apokalipsę udało nam się przeżyć. Bohaterka wplątuje się w różne zabawne intrygi, które również dostarczają dużej dawki humoru. Dzięki temu książkę miło i szybko się czyta. Trudno Marylki nie lubić i nie kibicować jej decyzjom. Jednak jak dla mnie historia opisana przez autorkę jest zbyt płytka i przewidywalna. Można ją potraktować jako lekką opowiastkę przed zaśnięciem bez doszukiwania się głębszego sensu, czy znaczenia.
Beata zmierza prostą drogą do Częstochowy, by zaopiekować się starą ciotką i zacząć tam życie od nowa. Jednakże podróż nie przebiega bez przygód i po drodze...
Pomimo młodego wieku Ania ma spore wymagania i aspiracje. Życie na sądeckiej wsi nie pozwala na rozwiniecie skrzydeł, ale od czego są studia z dala od...