Monotonne ruchy wprawiały Hankę w pewien rodzaj transu. Lubiła sprzątać. Nikomu się do tego nie przyznawała, ale taka była prawda. Sama uważała to za coś w rodzaju błogosławieństwa.
Zwana żartobliwie kurą domową kobieta pięćdziesiąt lat temu podawała mężowi zupę, prała jego skarpetki w koszmarnej pralce marki Frania i prasowała mu koszule żelazkiem marki Predom. W latach siedemdziesiątych wśród rodzin przeprowadzono ankietę, z której wynikało, że tylko osiem procent panów odkurzało w swoich domach!
Pierwszy, trzeci, piąty, ktoś posprzątał wszystkie kąty. Dużo pracy się włożyło, aby w chacie było miło.
Czy na pewno mówimy o tej samej Nicole? Tej, która tak nie cierpiała sprzątać? Ani w ogóle nie przepadała za wszelkimi „babskimi zajęciami”, jak je nazywał jej ojciec. Nie znosiła faktu, że matka skakała wokół ojca i że tego samego oczekiwał od Nicole pierwszy mąż despota. Nienawidziła siebie za to, że pozwoliła się zastraszyć i robiła, co kazał. Życie jest na to zbyt krótkie, powiedziała po tym, jak wreszcie udało jej się uwolnić od tyrana. Nie cierpiała porządków – a jednak dom lśnił. Czyżby obsesja Nicole na punkcie czystości była jednym z objawów choroby?
Monotonne ruchy wprawiały Hankę w pewien rodzaj transu. Lubiła sprzątać. Nikomu się do tego nie przyznawała, ale taka była prawda. Sama uważała to za coś w rodzaju błogosławieństwa.
Książka: Dom z kamienia
Tagi: sprzątanie