Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 2014-08-05
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 208
Dwóch kosmonautów znajduje w kosmosie dryfującą butelkę z rękopisem niejakiego Ulissesa. Facet, razem z doktorem i kumplem, wybrał się na planetę w układzie Betelgezy, gdzie trafili na... cóż, dość oryginalną cywilizację.
Co ja wam będę mówić - kto tu zagląda, pewnie choć raz usłyszał o Planecie małp. A tu mamy jej literacki pierwowzór, opowiedziany w formie wspomnień Ulissesa - o tym, jak został złapany, jak żył wśród małp i jak próbował się stamtąd zwinąć. Na koniec dochodzi jeszcze klamra z kosmonautami i... no i tyle.
Najbardziej podobało mi się to, że przekaz nie ma tu moralizatorskiego smęcenia i nadmiernego filozofowania. Ulisses uważa się za lepszego, potem niemal za mesjasza, który ma przywrócić ludziom należne im miejsce na szczycie drabinki ewolucji. Z czasem robi się z niego taki samozwańczy guru z własną trzódką. Podejście do Novy ma jak do płodnego zwierza i gdyby nie... no, coś, to pewnie tak by sobie trwał w tym przekonaniu.
Małpy ogarnęły spuściznę po ludziach i tworzą własą. I choć Ulisses uważa, że tylko zgapiają ludzkie osiągnięcia, to prawda jest bardziej złożona - w niektórych aspektach nawet wyprzedziły ludzi. Może dlatego Może dlatego też Ulisses tak dziwnie zachowuje się w ich jednostce i poza Zirą i Corneliusem uważa resztę za, no, zatwardziałe konserwy. Punkt widzenia? A jakże - zależny od punktu siedzenia.
Fajnie się czyta, rozdziały są krótkie i nie wymagają nie wiadomo jak wielkiego skupienia, fabuła pcha się do przodu i co rusz coś się dzieje. No i ta zmyłka pod koniec, ach, aż musiałam spojrzeć na początek. Polecam każdemu, kto lubi klasykę SF bez zbędnego patosu.
Historia angielskich jeńców wojennych i budowanego przez nich mostu w środku birmańskiej dżungli. Powieść ta, nieprawdopodobnie prawdziwa, stała się klasyka...
Przeczytane:2015-01-13, Ocena: 4, Przeczytałem, 26 książek 2015 rok,