Autorzy kontra Legimi. Pisarze znajdują w serwisie książki niedostępne na rynku

Data: 2024-10-16 22:24:20 | Ten artykuł przeczytasz w 10 min. Autor: Sławomir Krempa, Patryk Obarski
udostępnij Tweet

Od kilku dni serwis Legimi budzi coraz większe kontrowersje. Marek Dobrowolski z wydawnictwa Nasza Księgarnia zarzucił Legimi, że platforma nie rejestrowała części przeczytanych przez użytkowników książek i nie rozliczała ich z wydawcami. Jak nieoficjalnie ustalił Wojciech Szot z Gazety Wyborczej, straty wydawców mogły wynieść nawet milion złotych. Okazało się również, że abonament biblioteczny Legimi – z założenia przeznaczony do udostępniania w bibliotekach publicznych, a więc podmiotach niekomercyjnych – sprzedawany był również jako dodatek do pakietów multisportowych. O przyczynach kontrowersji wokół Legimi pisaliśmy w naszej bardzo obszernej analizie. Teraz pojawił się kolejny aspekt tej sprawy: niepokój popularnych pisarzy wzbudził fakt, że w ofercie Legimi odnaleźli książki, które od wielu lat nie są dostępne na rynku. Podkreślają, że nie wyrażali na to zgody. 

Obrazek w treści Autorzy kontra Legimi. Pisarze znajdują w serwisie książki niedostępne na rynku [jpg]

– Zajrzałam na Legimi i ku swojemu zaskoczeniu znalazłam tam ebook swojego debiutu oraz jeszcze jednej powieści, do obu prawa wróciły do mnie wiele lat temu, jeden z tych wydawców już zresztą nie istnieje. Nikt mnie nie pytał, czy ebooki mogą się tam znaleźć, grosza też za to nie zobaczyłam – napisała na Facebooku pisarka Anna Fryczkowska. Dla wielu autorów był to impuls, by bliżej przyjrzeć się zasobom Legimi. Podobne odkrycia poczynili między innymi autor książek dla młodych czytelników oraz fantastyki Romek Pawlak czy autor Ludowej historii Polski Adam Leszczyński. Prawa autorskie do niektórych książek dostępnych w Legimi wróciły do autorów kilka lat temu i od tamtej pory nie otrzymali oni ani grosza za jakiekolwiek ich użytkowanie. 

Po opublikowaniu wpisu wybuchła burzliwa dyskusja, w której autorzy wprost prześcigali się w wykazywaniu nieprawidłowości. Niektórzy spośród pisarzy i pisarek – na przykład Magdalena Witkiewicz – wskazywali na fakt, że, gdy wydawcom wygasały prawa do publikacji ich książek, pisali do nich z prośbą, by zadbali o to, żeby pozycje te zniknęły z katalogu Legimi. 

Obrazek w treści Autorzy kontra Legimi. Pisarze znajdują w serwisie książki niedostępne na rynku [jpg]

Kiedy wydawcom wygasają prawa do książki?

Wyjaśniając: autorzy podpisują z wydawcami umowę na wydanie książki, udzielając im prawa do publikacji na określony czas – na przykład 5 lat. Po tym okresie wydawca nie może już dokonywać dodruków czy nowych wydań. Wydaje się, że książki takie powinny również zniknąć z oferty księgarń e-bookowych czy serwisów w rodzaju Legimi. Tymczasem jednak tak się nie stało. Inną sprawą jest, czy powinni o to zadbać wydawcy, czy pracownicy Legimi, czy – na przykład – wprowadzając publikacje do katalogu Legimi nie powinno się automatycznie wprowadzać daty, po której przestaną być one w nim dostępne. Ważne jest to, że w wielu przypadkach książki dostępne były w Legimi wiele lat po tym, jak wydawcy utracili do nich prawa. Czy ich odczytanie było jakkolwiek rozliczane z wydawnictwami? Czy jakiekolwiek tantiemy zostały przekazane autorom? Wspomniani wyżej pisarze twierdzą, że tak się nie stało. 

Ale na książkach, których wydawcy nigdy z katalogu Legimi nie usunęli, sprawa się nie kończy. Okazało się, że trafiły doń książki, do których prawa wydawców wygasły wiele lat przed powstaniem Legimi. 

Adam Leszczyński, autor Ludowej Historii Polski, pisze: 

– Zajrzałem do Legimi i okazało się, że jest tam większość moich książek, w tym debiut reporterski sprzed ponad 20 lat, do którego tylko ja mam prawa. Bardzo ciekawe. Nikt mnie nie pytał o żadne pozwolenie.

Jak stare książki trafiły na Legimi? 

Skąd zatem publikacje te wzięły się na Legimi? Niektóre z nich trafiły tam za sprawą fundacji Depozyt Biblioteczny. Tak stało się w przypadku książki Anny Fryczkowskiej Straszne historie o otyłości i pożądaniu czy publikacji Adama Leszczyńskiego Naznaczeni. Afryka i AID”. Ale czym właściwie jest ów Depozyt Biblioteczny? Okazuje się, że to polski odpowiednik amerykańskiego projektu udostępniania książek, które nie mają wersji ebookowej i – przynajmniej pozornie – nie są objęte ochroną prawną.

Fundacja Depozyt Biblioteczny – jak informuje na swojej stronie – działa na zasadzie biblioteki, która udostępnia swoim czytelnikom książki, tyle że w wersji cyfrowej. Głównym celem projektu jest udostępnianie tych książek, które wydane zostały dawno i przez to – wielu czytelników ma problem z dostępem do tych tytułów.

Jak wygląda to w praktyce? 

Fundacja Depozyt Biblioteczny dokonać może konwersji egzemplarzy książek papierowych do ich cyfrowych odpowiedników. Proces składa się z profesjonalnego skanowania książki w technologii OCR, korekty tekstu pod względem zgodności treści i konwersji do najpopularniejszych formatów – czytamy na stronie Fundacji. 

Do digitalizacji poszczególnych tytułów dojść może w kilku przypadkach. Przede wszystkim gdy zainteresowany czytelnik zgłosi Fundacji chęć wypożyczenia znalezionego w zbiorach wybranej biblioteki tytułu. Zainteresowanie digitalizacją szczególnie cennych egzemplarzy, których wypożyczanie mogłoby narazić placówkę na ich zniszczenie lub utratę, może zgłosić również sama biblioteka. Wówczas egzemplarz przesyłany jest na adres fundacji, która przeprowadza proces digitalizacji, a egzemplarz papierowy trafia z powrotem do biblioteki, a kopia cyfrowa – do zbiorów Depozytu Bibliotecznego. A w praktyce – do katalogu Legimi, za jego pośrednictwem bowiem można uzyskać dostęp do Biblioteki Depozytu Bibliotecznego. 

Przeczytanie zdigitalizowanych książek nie jest takie proste, bowiem podstawą dostępu do nich nie jest abonament Legimi, lecz zarejestrowanie się w bibliotece prowadzonej przez Fundację KDB – podobnie jak zapisujemy się w tradycyjnej bibliotece. Fundacja prowadząca swoją bibliotekę udostępnia zbiory swoim czytelnikom na zasadzie wypożyczeń międzybibliotecznych. W świecie rzeczywistym działa to tak, że czytelnik może zamówić w bibliotece, do której jest zapisany, fizyczną książkę, niedostępną w jej katalogu, ale dostępną w katalogu biblioteki z nią współpracującej. Fundacja KDB zamiast fizycznej książki sprowadza jej wersję elektroniczną. Często zamawiane materiały poddawane są przez Fundację Depozyt Biblioteczny digitalizacji, a mogą być udostępniane czytelnikom na zasadach OCOA (One Copy One Access).

Depozyt Biblioteczny – czytelnicy mają wątpliwości

Fundacja Depozytu Bibliotecznego nie jest zupełną nowością, działa na Legimi już od dłuższego czasu. W sieci odnajdujemy wpisy czytelników z 2023 roku – już wówczas dla części korzystających z Legimi nie było jasne, czym jest Depozyt i na jakiej zasadzie działa. Duży niepokój czytelników wzbudzały formalności związane z rejestracją w nietypowej internetowej bibliotece:

– Wyszukiwarka Legimi odsyła mnie do niego, ale obawiam się, wolałabym nie udostępniać dowodu osobistego. Nie znam tej fundacji, nie jest to według mnie jakaś zaufana instytucja... –  czytamy na jednej z grup.

Czytelnikom trudno się dziwić: aby zapisać się do Biblioteki Fundacji Depozyt Biblioteczny swoją tożsamość należy zweryfikować podobnie, jak robi się to w instytucjach bankowych (i w tradycyjnych bibliotekach): korzystając z dowodu osobistego. Ciekawe jest to, że wskazany w regulaminie biblioteki adres wskazuje na… dom przy ulicy Szelągowskiej w Poznaniu. Miejsce nie przypomina znanych nam bibliotek, na dodatek wizytówka Google pod podanym adresem wskazuje trzy inne instytucje (firmę o charakterze finansowym, porównywarkę ofert energii dla domu oraz usługi prawne z zakresu podatków i oprogramowania) – żadna z nich nie jest zaś Depozytem Bibliotecznym. W regulaminie znajdujemy także oddział zamiejscowy biblioteki – ten zaś jest znacznie oddalony od Poznania, bo mieści się w krakowskim nowoczesnym biurowcu Hub Point. 

Kto współpracuje z Fundacją Depozyt Biblioteczny? 

Z Depozytu nie korzystają jedynie małe biblioteki. 16 października 2024, na swoim profilu na Facebooku Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Żoliborz m.st. Warszawy chwaliła się nowo nawiązaną współpracą z instytucją oraz zapraszała do korzystania z usług Depozytu: 

– 15 października szkoliliśmy się dla was w Czytelni Naukowej! Szkolenie przygotowała Fundacja Depozyt Biblioteczny, a poprowadził je Roman Wojciechowski - bibliotekarz i członek Rady Fundacji, historyk, animator kultury. Zapoznaliśmy się z innowacyjnym projektem elektronicznych wypożyczeń międzybibliotecznych i odkryliśmy korzyści, jakie daje uczestnictwo bibliotek w tym projekcie. Oglądaliśmy różne czytniki ebooków, a także najnowsze narzędzia AI - czytamy w udostępnionym przez bibliotekę wpisie. 

Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Żoliborz dodała także, że porozumienie między biblioteką a Fundacją KDB zostało nawiązane w lipcu 2024 r. Jak czytamy, dotyczy ono wieloletniej współpracy. Z kolei prowadzący szkolenie Roman Wojciechowski przez lata był dyrektorem biblioteki w Sopocie, a od 2021 roku - specjalistą ds. wdrażania nowych technologii i przestrzeni bibliotecznych w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze. Na stronie Depozytu przedstawiony został jako jeden z „mentorów”, jest także członkiem Rady Fundacji Depozytu Bibliotecznego. 

Kto stoi za Fundacją Depozyt Biblioteczny? 

Kto jeszcze stoi za Depozytem Bibliotecznym? Jak łatwo się domyślić, ludzie od lat związani z Legimi. Dyrektorem biblioteki jest Artur Kawa. Jak czytamy na stronie Fundacji – to „menedżer kultury, a od 2020 r. współpracuje z Legimi SA jako Opiekun Wydawców i Bibliotek”. Przewodniczącym Rady Fundacji jest Jakub Frołow – „analityk rynku wydawniczego, dziennikarz i promotor książek. W Legimi od 2015 roku. Odpowiada za współpracę z bibliotekami i wydawcami”. W Radzie Fundacji – poza wspomnianym Wojciechowskim – zasiada również Katarzyna Domańska, prezeska zarządu utworzonej we wrześniu 2024 roku spółki Legimi Content, której zadaniem ma być nawiązywanie relacji z wydawcami w celu zwiększenia sprzedaży i popularyzacji publikacji elektronicznych w Polsce i za granicą. Wcześniej Domańska również przez wiele lat była związana z Legimi.

Biblioteka Fundacji Depozyt Biblioteczny – szlachetne cele, duże wątpliwości 

Czy działalność Fundacji Depozyt Biblioteczny jest legalna? Wszystko wskazuje na to, że tak – cały proces działa bowiem na zasadzie wypożyczeń międzybibliotecznych. W dodatku sama idea jest przecież chwalebna – Depozyt Biblioteczny w założeniu ma umożliwić dostęp do publikacji, których dostępność jest bardzo ograniczona. A jednak całość może też budzić pewne wątpliwości. 

Przede wszystkim w bibliotece Fundacji Depozyt Biblioteczny widnieją nie tylko książki, które nie są już dostępne w księgarniach. Znajdziemy w niej również na przykład powieść Lubiewo tegorocznego laureata Nike Czytelników, Michała Witkowskiego. Książkę wydaną ostatnio w 2020 roku i wciąż dostępną w księgarniach. Tyle że nie w wersji elektronicznej. Katalog biblioteki Fundacji Depozyt Biblioteczny liczy ponad 14 tysięcy e-booków, z czego 2 tysiące z nich jest zdigitalizowanych. Znajdują się w nim między innymi powieści Johna Grishama, Wilbura Smitha, Deana Koontza, Danielle Steel, Meg Cabot czy Neila Gaimana. Nie są to przecież niszowe publikacje.

Po drugie: zgodnie z obowiązującym prawem autorzy powinni otrzymywać wynagrodzenie za wypożyczenia biblioteczne. Te jednak w Polsce nie są dokładnie zliczane – są szacowane na podstawie wypożyczeń w kilkudziesięciu bibliotekach. Nie mamy pewności, czy szacunki te obejmują również wypożyczenia książek elektronicznych, między innymi w ramach abonamentów bibliotecznych Legimi czy działalności Fundacji Depozyt Biblioteczny. Wielu bibliotekarzy w komentarzach na Facebooku wskazywało, że gdy próbowało raportować wypożyczenia e-booków do Stowarzyszenia Copyright Polska, uzyskiwało informację zwrotną, że należy zgłaszać wyłącznie wypożyczenia fizycznych kopii książek.  Przy tym jednocześnie w omawianym przez nas procesie digitalizacji książki zeskanowane nie otrzymują nowego numeru ISBN; to wciąż ten sam egzemplarz, jednak zmienia się jego materiał: zamiast w papierze, staje się cyfrowym plikiem.  Dlatego –  co do zasady  –  książki te powinny być zliczane tak samo, jak wypożyczenia papierowego egzemplarza.

Wszystko to wydaje się potwierdzać, że polskie prawo po prostu nie nadąża za rozwijającym się w błyskawicznym tempie rynkiem e-booków. Nie nadążają za nim również stale niedofinansowane organizacje zrzeszające autorów czy zajmujące się zarządzaniem prawami autorskimi. Dopóki zaś to się nie zmieni, zaskoczeni autorzy stale będą znajdować swoje książki w sieci. 

Tagi: literatura,

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
Recenzje miesiąca
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Skazana na niepamięć
B. M. W. Sobol ;
Skazana na niepamięć
Nóż
Salman Rushdie
Nóż
Apaszka w kwiaty jabłoni
Anna Wojtkowska-Witala
Apaszka w kwiaty jabłoni
Pokaż wszystkie recenzje