Niedopowiedzenia to dziewięć przepełnionych emocjami opowieści o ludziach, którzy zmagają się z lękami, tajemnicami i poszukiwaniem sensu w świecie pełnym niedopowiedzeń. Klara usiłuje poskładać fragmenty swojej przeszłości ukrytej w poturbowanej wypadkiem głowie, Renata odkrywa, że miłość do siebie może być silniejsza niż pragnienie bliskości, Maria stawia czoła najbardziej przerażającym pytaniom o życie i śmierć, a Piotr płaci najwyższą cenę za słowa, których nie wypowiedział w odpowiednim czasie.
Wszystkie te historie łączy jedna prawda: cisza potrafi zburzyć więcej niż wykrzyczany gniew. To, co niewypowiedziane, ma moc zmieniającą wszystko.

Wyjątkowy zbiór opowiadań, których autorką jest Olga Passia, nakłania do refleksji nad tym, jak słowa i milczenie kształtują relacje oraz sposób postrzegania świata, jak wiele może się kryć za mgłą niedopowiedzeń, a także ile z obrazów składających się na rzeczywistość leży poza słowami. Zapraszamy do lektury! Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Niedopowiedzenia:
Skąd te wiersze w mojej głowie? Nie pamiętam. Co się właściwie stało?
Muszę poczekać, aż ta niemoc minie i może przypomnę sobie, jak się tutaj znalazłam. Muszę się uzbroić w cierpliwość.
Cierpliwość, burzliwość… czas, raz, trzask.
Zaraz zwariuję. Ile mam czekać? Niech mi ktoś pomoże.
Przecież żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, medycyna jest zaawansowana. Jeśli zemdlałam i coś przy okazji wypadło mi z pamięci, to chyba mogą mi na to dać jakiś lek. Ale nic się nie dzieje. Cisza.
Czas ma inną długość albo zgęstniał, bo nie da się go już przelać przez palce w taki sposób jak dawniej. Teraz leci wolniej. A może to krew w żyłach czasu jest gęstsza?
Nie wiem, czy w żyłach czasu płynie krew ani czy w ogóle czas ma żyły.
Czy ja to komuś opowiadam i po co?
Tak jakbym miała przymus opowiadania. Już wiem: jestem pisarką, napisałam książkę albo nawet więcej.
Dlatego opowiadam, bo przecież zawsze coś opowiadałam – od dziecka. A teraz? Czy można opowiedzieć coś, milcząc? Czy ktokolwiek mnie w ogóle słucha? Halo, jest tu ktoś? Jasne, nikt mnie nie słyszy, ale w sumie to akurat pamiętam: nikt mnie nigdy nie słuchał. Obojętne, będę opowiadać, bo to mi pomaga zapełnić ten bezruch. Boję się bezruchu.
Wymyślę coś – to zajmie mi głowę i zabije nudę. Albo zamiast fantazjować, spróbuję ułożyć wszystko po kolei tak, jak było, zanim się tu dostałam. Muszę zawalczyć o swoją pamięć. Jeśli będę ją szturchać, na pewno się ruszy.
Na początek zmieniam zdanie: moj oddech mnie nie męczy, tylko cieszy, i to bardzo. Wiem, że jesteśmy razem.
On i ja. A to ważne, żeby nie być samotnym, prawda?
Kobieta, która robi hałas tymi trepami, to lekarka. Powiedziała to właśnie: że jest moim lekarzem i trzeba być cierpliwym. Beksa w pokoju znów wydmuchuje nos i zawodzi jak dziecko, a potem mówi: „To będzie dla niej trudne, bo całe życie się śpieszyła i zawsze brakowało jej cierpliwości”.
Przyjmuję to do wiadomości, bo nie mogę skomentować.
W takim wypadku – uznaję – będę mieć teraz dużo czasu i będę oglądać do woli wiszące nade mną słońce.
Wyobrażę sobie, że jestem planetą poruszającą się po jego orbicie. Któregoś dnia dotrę do końca lewej chmurki, zatoczę koło, przejdę całą drogę i będę gotowa stąd wyjść, ale teraz… nie mogę się ruszyć. Za to mogę spać do woli i w końcu nikt mi w tym nie przeszkadza. Tylko budzą mnie te trepy.
Kilka razy dziennie zbliżają się do mnie energiczne kroki. Ktoś idzie zdecydowanie, nerwowo, bez kompromisów, jakby nie miał innych zadań w życiu, tylko chodzić stamtąd tu, do mojej sali. Staje przy łóżku, a ja od razu zamykam oczy, żeby się nie dowiedział, że jestem zniesmaczona tym kiczowatym słońcem. Takie rzeczy zawsze było po mnie widać – od małego mi zarzucano, że robię miny i nie umiem ukryć myśli.
– Czy ona odzyska wszystkie funkcje życiowe? – odzywa się głos spod okna. Najwyraźniej skończył właśnie płakać.
– Co pan przez to rozumie?
– Czy się obudzi i będzie wiedzieć, kim jest?
– Na razie chcielibyśmy, by operacja się udała. Nie należy oczekiwać zbyt wiele. Na tym etapie nic nie możemy obiecać.
Wolałabym, by powiedzieli, jak się tu znalazłam, ale nikt nie wpada na ten trywialny pomysł. A ja sama nie daję rady, choć wytężam tę część mózgu, której mi nie zabrano.
Skąd wniosek, że zabrano mi w ogóle jakąś część? Ale kiedy myślę o swojej głowie, widzę wyrwę, coś w rodzaju leja w ziemi. Jest głęboki, a grząski grunt się osuwa – mogę tam wpaść i wtedy już nikt mnie nie wyciągnie.
Może nie powinnam być taka wścibska. Po co miałabym sprawdzać, jak głęboki jest dół? Nie powinnam tam zaglądać, przynajmniej nie teraz. Robię więc kilka kroków w bok, na trawnik. Skąd ja się na nim wzięłam? Trawa ładnie pachnie, ktoś ją skosił. No tak, to musiał być tata.
Teraz nie ma go tutaj, pewnie poszedł do stolarni pracować. Lepiej się pobawię i pójdę w kierunku jabłoni. Idę, lecz zatrzymuję się szybko, bo w trawie też wykopano dziurę, obok niej leżą plastikowe grabki, foremki do piaskowych ciast i wiaderko. Chyba ja zostawiłam to wszystko i zajęłam się czymś innym. Musiało minąć dużo czasu, bo gdy próbuję wbić łopatkę w piasek, on okazuje się twardą bryłą. „Dawno mnie tu nie było” – myślę i szukam w pamięci odpowiedzi, gdzie przebywałam tak długo.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Niedopowiedzenia. Publikację kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,
