Niedopowiedzenia to dziewięć przepełnionych emocjami opowieści o ludziach, którzy zmagają się z lękami, tajemnicami i poszukiwaniem sensu w świecie pełnym niedopowiedzeń. Klara usiłuje poskładać fragmenty swojej przeszłości ukrytej w poturbowanej wypadkiem głowie, Renata odkrywa, że miłość do siebie może być silniejsza niż pragnienie bliskości, Maria stawia czoła najbardziej przerażającym pytaniom o życie i śmierć, a Piotr płaci najwyższą cenę za słowa, których nie wypowiedział w odpowiednim czasie.
Wszystkie te historie łączy jedna prawda: cisza potrafi zburzyć więcej niż wykrzyczany gniew. To, co niewypowiedziane, ma moc zmieniającą wszystko.

Wyjątkowy zbiór opowiadań, których autorką jest Olga Passia, nakłania do refleksji nad tym, jak słowa i milczenie kształtują relacje oraz sposób postrzegania świata, jak wiele może się kryć za mgłą niedopowiedzeń, a także ile z obrazów składających się na rzeczywistość leży poza słowami. Zapraszamy do lektury! W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Niedopowiedzenia. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Rano Marcel stwierdził, że nie może jednak ulegać zasadom narzuconym przez schorowaną, niedołężną Rose. Miał ostatnią szansę – jeśli Caroline wyjedzie, nie będzie się dało już nic zrobić. Nie chciał dłużej być jak kra pływająca po pustym oceanie. Od lat – a może i od początku świata – kochał ją i żadna siła nie mogła zniszczyć tego uczucia. Meteorolodzy obiecywali falę deszczu, ale słońce wciąż grzało tak samo intensywnie od wielu dni. Nic się nie zmieniło.
Sposób, w jaki podeszła do okna, też nie. Ani widok na winnicę – może jedynie to, że Marcel stał na dole i znów czekał na nią. Jego spojrzenie było gładkie i soczyste jak skórka dojrzałej brzoskwini, a zarazem chropowate jak pestka ukryta wewnątrz. Stali oboje zadziwieni intensywnością tej chwili. Marcel wzdrygał się pod wpływem energetyzującego wzroku Caroline niczym zwierzę przeszyte dreszczem głębokiego ziewnięcia towarzyszącego wygrzewaniu się. Obezwładnieni upojnymi minutami zapomnieliby o bożym świecie, gdyby nie Rose, czujna i gotowa, by resztką sił zwlec się z łóżka, i zdeterminowana, by przesunąć swoje odejście o kolejne dziesiątki lat, byleby tylko nie pozwolić tym dwojgu ze sobą być.
Na podwórku rozległ się jej silny głos – dźwięk odbił się niczym naciągnięta i puszczona struna od blaszanych magazynów i uderzył w nich.
– Caro, ducha zobaczyłaś?! Chodź tu do mnie zaraz!
Dziewczyna pośpiesznie próbowała wydostać się zza firany.
– Zaplątałam się, babciu – powiedziała smutnym tonem, stojąc już obok kobiety.
– Tak, dziecko, zaplątałaś się. Pora na rozsądek – wymamrotała Rose.
Tego dnia Caro wiele razy podchodziła jeszcze do okna, ale Marcel nie pojawił się więcej na podwórku. Nadine powiedziała, że pojechał nieoczekiwanie załatwić jakieś sprawy w mieście, a mówiąc to, wręczyła jej tacę ze śniadaniem. Gdy dziewczyna niosła ją na górę, poczuła taki ciężar, jakby posiłek ważył tonę. W rzeczywistości chodziło o lęk przed utratą ukochanego. Rozum podszeptywał, że Marcel niedługo wróci, lecz serce drżało ze strachu, że chłopak zmienił zdanie i nie chce jej widzieć.
Wchodząc do pokoju babci, zapomniała o swojej niechęci do niej. Rose skurczona, jakby bezbronna, spała dziś w fotelu. „Może wracają jej siły?” – pomyślała Caro, widząc babcię wciśniętą w duży mebel. Za plecami staruszki drgał cień, lekki, kruchy i chwiejny, jakby niezdecydowany na kolejny ruch. Dziewczyna przez chwilę usiłowała ustalić, skąd się wziął i do kogo lub czego należał, ale w pomieszczeniu nie było nikogo prócz nich dwóch, a żaden przedmiot nie pasował do kształtu na ścianie. „To musi być cień jej duszy” – pomyślała z przerażeniem. Nie miała wiele czasu i jeśli nie znajdzie w sobie odwagi, by powiedzieć Marcelowi o swoich uczuciach, następna okazja może się nie trafić, bo on po śmierci Rose z pewnością od razu odejdzie z winnicy – Anne i Eve się o to postarają. Obie siostry nie mogły pogodzić się z tym, że ich matka od lat darzyła go specjalnymi względami. Drażniło je również to, że pozostawał skromny i cichy – a z czasem stało się to obiektem ich kpin. Czekały na moment, by podziękować mu za czas spędzony na stanowisku doradcy i zarządcy. Żadna z nich nie doceniła jego oddania i miłości do ziemi oraz rodzących się na niej owoców. Zresztą nigdy tak naprawdę nie interesowały się tym miejscem.
Caroline nie miała jednak pojęcia, że obie kobiety właśnie zmierzają tu teraz wypakowanym po dach samochodem wyglądającym, jakby wybierały się na długie letnie wakacje. Anne i jej siostra jechały powoli, nieufnie i ostrożnie. Rozmawiały, ważąc słowa, wypuszczały z siebie kąśliwe zdania jak lepkie, niekształtne bańki mydlane. Pod cienką powłoką tej pogawędki dało się wyczuć chropowate, miękkie podłoże; platformą porozumienia była ziemia, której nawet nie chciały – zainteresowały je sprzedaż domeny i podział zysku.
Żadna z bliźniaczek nie odkrywała swoich kart, nie zdradzała zamiarów, obie skrupulatnie ukrywały prawdziwe pobudki nagłej wspólnej decyzji o odwiedzinach matki. Anne twierdziła, że to zwykła potrzeba uściskania rodzicielki kazała jej spakować rzeczy i udać się w kierunku domu rodzinnego, ale siostra – choć zdecydowała się jej towarzyszyć – zżymała się za każdym razem, gdy słyszała określenie „konająca matka”.
– Marcel mówił, że mama umiera – tłumaczyła Anne, przekrzykując silnik samochodu. – Będzie lepiej, jeśli szybko dopuścisz do siebie tę myśl.
– Marcel, Marcel… Co ty go tak słuchasz? Czy on kiedykolwiek powiedział coś istotnego? Zawsze się mylił, sama powtarzałaś to tysiące razy, a teraz nagle ma rację? Może mówi tak, bo wolałby, żeby mama umarła?
– On tak bardzo ją lubił.
– Lubił?! Na miłość boską, mówisz o niej, jakby już nie żyła. A poza tym on grał zawsze rolę potulnego psa! Zobaczysz jego prawdziwą twarz, gdy tylko maman naprawdę zamknie oczy.
– Widzisz, sama mówisz, że ona umiera…
– Przestań! Nie mówię, że umiera już teraz! W zachowaniu tego chłopaka jest jakaś pewność, może matka mu coś obiecała… Albo jeszcze gorzej: zapisała w testamencie, że ma być dożywotnim zarządcą. Wtedy nigdy nie sprzedamy domeny, bo on się na to nie zgodzi. Musimy działać natychmiast.
Kropił ciepły wrześniowy deszcz. Kobiety, patrząc na drobne jak diamenty krople spadające na szybę, myślały o fortunie, jaka je czeka, gdy sprzedadzą dom z winnicą, a potem zerkały na siebie ukradkiem w nadziei, że żadna z nich nie czyta w myślach drugiej.
Wyruszyły przed zmierzchem, zaraz po tym, jak dowiedziały się od Nadine o stanie zdrowia ich matki, by dotrzeć do domu i przekonać Rose do zmiany zarządcy, a potem dokonać odpowiednich zapisów regulujących sprawy majątkowe. Musiały bezzwłocznie przedstawić nowego kandydata, ale wciąż nie wiedziały, kto mógłby nim być. Szukały rozwiązania w krajobrazach, póki nie zrobiło się ciemno, a potem wypatrywały wskazówek w mroku wiejskiego pobocza i pomrukach starego diesla. Eve przerwała milczenie:
– Może nie martwmy się na zapas. Maman jest wycieńczona chorobą i zapewne skłonna będzie do zerwania umowy z Marcelem.
Noc zgęstniała razem z jej słowami i wydała się czarniejsza niż zwykle. Anne wzięła głęboki wdech i pouczającym tonem upomniała siostrę, by przestała się ekscytować własnymi przypuszczeniami, a zaczęła koncentrować się na drodze.
– Nie traktuj mnie jak uczniaka! – zdenerwowała się Eve. – Przez całe życie czujesz się mądrzejsza ode mnie! – Pociągnęła nosem. – No chyba że… mama uważa go za przyszywanego syna.
– Skąd w ogóle taka myśl? To bękart służącej.
Anne sięgnęła do torebki i zsunęła szybę.
– Zwolnij, muszę zapalić. Eve wyciągnęła dłoń, a siostra wsunęła w nią zapalonego papierosa. Zaciągnęła się, zakaszlała, zwalniając. Droga była pusta i wąska.
– Caroline kiedyś powiedziała, że nie rozumie naszej matki – wychrypiała Anne. – Niby dlaczego tak uparcie nie zgadza się na jej przyjaźń z Marcelem?
– No i co to ma do rzeczy?
– Powodem może być zaborczość maman, to, że chce go mieć dla siebie. Ale teraz to już bez znaczenia, skoro jest umierająca.
Eve westchnęła, zgasiła niedopałek i przyspieszyła. Resztę drogi spędziła w milczeniu, póki nie dotarły na miejsce tuż przed świtem. Trzęsąc się z zimna, otworzyła bramę tonącą w nocnej mgle. Żwir zaszeleścił, budząc wszystkich i zmuszając, by podeszli do okien i sprawdzili, kto niespodziewanie zjawił się w domenie o tej godzinie.
Książkę Niedopowiedzenia kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,
