📚Miasto złodziei📚 – tytuł warty zapamiętania.
Kreacja świata stworzyła niesamowity, jednolicie utrzymany klimat. Dzięki zabiegom autorki i prowadzeniu akcji czytelnik odnosi wrażenie, jakby rzeczywiście biegał po wąskich alejkach, skakał po dachach czy spacerował kanałami miasta, w których rozgrywa się akcja. A tę otrzymujemy zaprezentowaną perfekcyjnie wpierw w Ashen, a później w Mariporcie, czyli w dwóch nadmorskich miastach, gdzie powietrze przesycone zostało charakterystycznym aromatem ryb.
Za duży plus postrzegam brak nadmiernej ekspozycji. W 📚Mieście złodziei📚 nie ma spasionych opisów strojów, budynków czy nawet okoliczności. Wszystko zostało świetnie wyważone, dzięki czemu akcja nie wlecze się, a czytelnik nie narzeka na nudę.
System religijny to olbrzymi walor opowieści. Mamy tutaj odrębny panteon. Każde z przedstawionych bóstw odpowiada za inny aspekt życia. Mieszkańcy tegoż świata wyznają m.in. boginię płodności, bóstwo śmierci czy boga chaosu. Osobiście zachwalam fakt, iż wzmianki o wierzeniach zostały idealnie wplecione w akcję, a bogowie wyznawani przez tamtejszy lud towarzyszą bohaterom przez całą książkę, a nie tylko w chwili ich opisu.
Smoki? Kolejny istotny element świata, ale tu niestety odrobinę się zawiodłam. O ile autorka rewelacyjnie podzieliła tę wybitną rasę na cztery inne, opisała ich właściwości oraz oplotła smoki nutką tajemniczej legendy, o tyle liczyłam na więcej spotkań z tymi niezwykłymi stworzeniami. Tymczasem napotykamy Mizu… i w zasadzie tylko ten krótki fragment pozwala wierzyć, że ziarenko prawdy tkwi w baśniach powtarzanych przez ludzkość.
Bohaterowie to majstersztyk, choć nie tyle oni, co relacje między nimi. Lily White oraz Renny Hornan są złodziejami, których początkowa rywalizacja łączy w przedziwny sposób. Ich ścieżki splatają się, a między nimi dochodzi do rozmaitych interakcji od wzajemnego wykradania sobie sprzed nosa łupu, przez złośliwości i docinki, aż do chwil, kiedy w powietrzu sypią się iskry... pożądania. W końcu są oni filarem tej historii. I choć 📚Miasto złodziei📚 uchodzi za romantasy, a relacja między tą dwójką na przestrzeni książki ulega notorycznej ewolucji, mi osobiście nieco zabrakło romansu. Warto jednak podkreślić, że jako slownburn książka wpisała się idealnie w wykorzystany motyw, bo nasi złodzieje naprawdę wolno dochodzą do tego, co mogłoby ich połączyć oprócz rywalizacji, a my wiernie im przy tym dotrzymujemy towarzystwa.
Paulina Bazgier posiada naprawdę lekkie pióro. Styl, jakim spisała tę historię, uważam za wysokich lotów mimo braku górnolotnych sformułowań. Miasto złodziei serwuje olbrzymią dawkę humoru, ale również intrygi oraz zwroty akcji. Nawet kwestie związane z bohaterami drugoplanowymi nie umierają po pierwszych pięciu rozdziałach, a to ogromna zaleta. Bardzo się cieszę, że autorka nie porzuciła Gwen, a na końcowych stronach książki napotkamy nawet Farrena.
Do plusów zaliczam też język. Naturalnie zostało tu użyte słownictwo adekwatne do okoliczności opowieści jak szynkwas, speluna bądź gildia. Została tu też cudownie wprowadzona moda picia herbaty, a nie zawiodłam się także przy niebanalnym opisie laski dynamitu.
Niestety nie przypadło mi do gustu zakończenie. I fakt, trzyma ono w napięciu oraz budzi w czytelniku potrzebę sięgnięcia w przyszłości po ciąg dalszy, ale moim zdaniem tę historię zamknięto co najmniej... dziwnie. Jakby opowieść została nie do końca dobrze podzielona względem tomu pierwszego i drugiego (oczekiwanego). Mam wrażenie, że o wiele lepiej brzmiałoby ono, gdyby dołożyć jeszcze kilka odpowiednio poprowadzonych akapitów.
Jednego jestem pewna. Debiut autorki uważam za wyjątkowo udany i dopracowany. Warto było sięgnąć po tę książkę i bez cienia wątpliwości przeczytam kolejną część, na której wydanie szczerze liczę. To był czas spędzony na rewelacyjnej zabawie przy wciągającej lekturze.
Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 2025-08-27
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 395
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
Alexia_Berg