Lubię sięgać po debiuty, często mają świeże spojrzenie i ciekawe tematy.
Nie inaczej było i tym razem.
Magdalena Kwiecień zaskoczyła mnie - poztywnie! Po raz pierwszy mogłam przyjrzeć się procesowi powstawania wampira, który w dodatku trwał cały rok!
Było to mega ciekawe doświadczenie, całkiem inne od wszystkich książek, które czytałam do tej pory.
Uwielbiam tematykę wiedźm, wampirów i innych stworzeń mitycznych więc musiałam sięgnąć po tę pozycję i nie żałuję.
Mimo, że akcja nie jest bardzo dynamiczna to książka toczy się przyjemnym rytmem, nie ma tu miejsca na nudę.
Autorka czarowała nas tą historią, wciągając do świata magii i wierzeń, które także odbiegają od tego, czego się można było spodziewać po tym gatunku literackim.
Umiejętnie splata wątki paranormalne, fantastyczne i współczesność a także muzykę.
Stanowi ona dosyć solidny fundament, bo pod różną postacią przewija się przez całą historię.
Książka jest wzbogacona o ilustracje - osobiście kocham takie zabiegi.
Kostroma jest wiedźmą ale uwierają ją zasady, które jej społeczność narzuca.
Lubi wszystko robić po swojemu a jednocześnie nie chce i nie potrafi się wyrzec swego klanu.
Dawid jest człowiekiem, muzykiem rockowym, który nie stroni od uciech życiowych.
Pewnego dnia, gdy jego życie wisi na włosku, trafia na Romę.
Ta postanawia uratować go jedynym sobie znanym sposobem za pomocą swego przyjaciela...
Slow burn romance z motywem enemies to lovers - no może nie do końca wrogowie ale z początku tak się właśnie zachowywali i traktowali wzajemnie.
Czy miłość jest silniejsza niż natura?
Czy muzyka pomoże przeciwstawić się wrogom?
Jakie tajemnice skrywają klany czarownic?
Gorąco zachęcam do lektury abyście tak jak ja, spędzili przyjemnie czas przy jej czytaniu i oczekiwali kolejnej historii spod pióra autorki.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2023-05-18
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 363
Dodał/a opinię:
Bookszonki
Stałam się nawałnicą ognia palącą świat na swojej drodze, trawiącą nie tylko wrogów, lecz także uczucia bliskich. Nie znam litości, ponieważ odebrano mi...