Życie jest niezwykle skomplikowane i trudne. Właściwie jest jak tor przeszkód, przy czym jeśli nie potrafisz którejś z zasadzek przetrwać, dostajesz dodatkowe kary. Boleśnie przekonali się o tym bohaterowie książki poetyckiej Jarosława Holdena Gojtowskiego.
„Sztuka obsługi życia” to w zasadzie liryczny antyporadnik. To – przewrotnie – książka o tym, jak nie należy żyć. Rozgoryczony (męski) podmiot już w otwierającym tom utworze skarży się na brak wskazówek i wsparcia, na samotność – w sensie wyborów i ponoszenia konsekwencji – naszej egzystencji.
Głosów mówiących w tym tomie jest wiele, ale wszystkie one tworzą pewien symbol – człowieka w trudnym położeniu, próbującego wstać z kolan – oraz wypowiadającą się w podobny sposób. Ich cech indywidualnych będziemy zatem szukać w treści, nie w języku. Dlatego też będę pisać w liczbie pojedynczej, by przy każdej okazji nie precyzować kto dokładnie mówi, bo wcale ta kwestia nie jest tu najważniejsza, a w dalszej części recenzji i tak wszystko się wyjaśni.
Podmiot Holdena usiłuje odnaleźć własną tożsamości. Być może dopiero teraz odważył się na głębokie wejrzenie w samego siebie, może już nadszedł czas bilansu. Mężczyzna z typową dla siebie dobitnością mówi o wszelkich upadkach i próbach stawania na nogi. Tu nie znajdziemy żadnego filtru czy ozdobników, tu nie będzie się ukrywać tego, co bolesne i niewygodne, bo to właśnie jest materią tego zbioru. Dlatego podmiot sięgając po liryczne opisy wybierze te z zestawu „niepoetyckiego”, raczej skupi się na grze słowami, znaczeniami niż na ornamentyce.
Z wierszy Gojtowskiego wyłania się bardzo smutny obraz człowieka samotnego – samotnego w rodzinie, w swoich problemach, w kryzysach. Podmiot opisuje m.in. rozpad małżeństwa – świetnie ujął w „Rozstaniu” sprawę narastającej niechęci, niewypowiedzianych pretensji, zatracenia bliskości (miłość / to coś co odmienia się / przez złość). Zadaje tu też przewrotne pytanie o odnalezienie się, po ośmiu latach, skarpetek do pary, ale to chyba właśnie jest sposób na wyrażanie przez niego emocji – takie np. pytania niby o błahostki, a przecież tak naprawdę o coś bardzo ważnego. Najbardziej chyba mężczyzna odsłonił się w wierszu „***(nie zapisujesz żółtych kartek)”, gdzie wspomina wspólne życie sprzed rozstania i dotkliwą pustkę po ukochanej.
Samemu mu źle, w chwilach trzeźwości dostrzega ogrom straty, analizuje swoje wybory i usiłuje uwolnić się od swojej beznadziejnej codzienności. I wpada w błędne koło, sięgając po te środki zapomnienia, przez które znalazł się w martwym punkcie (przede wszystkim alkohol i kobiety). Mężczyzna traci grunt pod nogami, popada też w długi, nie może znaleźć pracy. Nikt się z nim nie liczy ([Gówno] piszę specjalnie przez duże G, / by wiedział Pan jak bardzo mamy Pana w dupie). To czyni go jeszcze bardziej wyobcowanym. Zupełnie stracił kontrolę nad wszystkimi aspektami swojego życia.
Podmiot nie ucieka od odpowiedzialności, jest dla siebie dość surowym sędzią, zna i rozumie już swoje błędy. Czasem zwierza się z nich jakby szeptem, w relacji z samym sobą. Czasem zaś brzmi dość ironicznie w wymowie, a w sposobie przypomina „prawdy” pijanego (np. charakterystyczne przeciąganie samogłosek w „Niebieskim ptaku”). Nieustannie obserwujemy tu upadki mężczyzny i próby ustawienia samego siebie do pionu. Nie do końca potrafi jasno określić ile za obecny stan rzeczy ponosi winy on sam, a ile zdarzyło się bez jego udziału. Jest rozgoryczony. Szuka różnych środków, by jakoś naprawić relację z bliskimi, ale tej skutecznej (i przecież najbliższej) metody nie odnajduje. Wtedy ucieka w chwilowe zapomnienie, pojawiają się myśli o zakończeniu tych ziemskich męczarni, ale i to jest jedynie rozpaczliwym wołaniem o pomoc (przecież ktoś musi cię znaleźć. Odnaleźć).
Ciekawym zabiegiem jest oddanie pola także żeńskim podmiotom (i znów potraktujmy je jako jeden symbol – jako głos wszystkich nieszczęśliwych kobiet, rozczarowanych życiem, samotnie stawiających czoła różnym przeciwnościom losu). Wyznania kobiety to lawina skarg i pretensji. Widać w tych monologach głęboki żal i złość, które swój początek mają m.in. w skłonnościach byłego męża do alkoholu. W ogóle ta wzajemna relacja jest bardzo skomplikowana i wyczerpująca dla obu stron.
W „Sztuce…” Holden bacznie przygląda się nie tylko bohaterom swoich wierszy. Zagląda wszędzie i do wszystkich, portretuje ludzi-typy, bierze na warsztat kilka zagadnień jakże znajomych z naszych podwórek – choćby wszechobecną hipokryzję, paraliżujący wstyd, brak perspektyw na godne życie, rozbite rodziny, alkoholizm, choroby nowotworowe. Przede wszystkim jednak poeta uzmysławia, jak bardzo samotny jest człowiek nieszczęśliwy, zwłaszcza będący w tak trudnym położeniu jak podmiot(y) „Sztuki…”, i jak dużej pomocy potrzebuje.
W „Darach” poeta wymienia bohaterów niniejszego tomu, oczywiście tylko niektórych, bo wielu (z nas) jeszcze nie wie, że odnajdzie tu część siebie.
Nie mam pojęcia ile w tej poezji autor umieścił własnych doświadczeń, wiem natomiast, że ta liryka ściśle koresponduje z dziełami mistrzów Holdena – m.in. Bukowskim, Salingerem czy Bursą. Jarosław Holden Gojtowski przedstawił jakichś bohaterów z pewnymi problemami, zmagających się z życiem w konkretnych okolicznościach. Zupełnie nie jest ważne dla czytelnika ile w tej opowieści elementów autobiograficznych, ile kreacji, a ile dziennikarskiej potrzeby sygnalizowania niektórych zagadnień. „Sztuka obsługi życia” bowiem to poezja-lustro, odbijająca mniejsze i większego dramaty (często nawet nie do końca uświadomione) wielu rodzin, wielu ludzi. To uniwersalna w swoim przekazie liryka poruszająca trudne tematy, o jakich poeci rzadko piszą. A cóż silniej przemawia do nas niż właśnie poezja, swoista fuzja emocji autora, podmiotu i odbiorcy?
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2019-03-07
Kategoria: Poezja
ISBN:
Liczba stron: 68
Dodał/a opinię:
Kinga Młynarska