Bo miłość nie jest taka prosta. Przeszłość zawsze wraca. Tom 2, część 4.
-Grecka impreza?- Starała się to powiedzieć wesołym tonem. On wydawało się, że nie usłyszał, że weszła do kuchni. Podniósł głowę i spojrzał na nią.
-Co?
-Z tego, co wiem, to grecy tłuką naczynia, podczas jakiejś uroczystości. Na szczęście.
-Nie wiedziałem. Mi po prostu wypadł talerz z ręki.- Wytłumaczył się.
-Nie lubisz jeść z plastikowych naczyń, w których przywożą jedzenie? Przynajmniej się nie tłuką.
-Gdybym jadł sam, pewnie bym tak zrobił. A tak, stwierdziłem, że wypada użyć talerzy.
-Cóż za zaszczyt mnie spotkał.- Debora coraz mniej musiała ukrywać ponury nastrój, bo zaczynał pomału wracać jej dobry humor.
-Co zamówiłeś?
-Pizzę.- Spojrzała na niego rozbawiona.
-Tylko mi nie mów, że jeszcze będziemy ją jeść sztućcami?- Rzucając rozbite szkło do kosza powiedział.
-Tak. Idę poszukać obrusa i świec. Nie wiesz może gdzie mogą być serwety? Może powinienem jeszcze ubrać koszulę?- Gdy zobaczył, że udało mu się ją rozbawić nie mógł dłużej udawać powagi i również się uśmiechnął.
***
Siedzieli już w salonie i czekali na zamówienie. Mike ciągle czuł, że gorączka nie odpuściła do końca, ale miał nadzieje, że wkrótce minie. Oboje byli dziś jacyś małomówni. Siedzieli naprzeciwko siebie i dało się nawet odczuć niewielkie zakłopotanie.
-Jak zajęcia z dzieciakami?- Rzucił.
-Chyba dobrze. Udało mi się stworzyć dwie grupy. Na razie wszystko idzie pomyślnie.
-Zaakceptowali cię, jako opiekunkę?- Uśmiechnął się.
-Widocznie tak. Chociaż sama się tak nie czuje.- Przyznała.
-Ważny jest kontakt. Jak już to złapaliście to reszta pójdzie jak z płatka.
-Oby.- Przytaknęła i nastała kolejna cisza. Debora zaczęła się uśmiechać. Mike zaczął robić to samo. Zaczęli się coraz bardziej śmiać.
-No co?
-Nic.- Ciągle się uśmiechając dodała.
-Czy ty też masz wrażenie, że zapadła jakaś niezręczna cisza?
-Niezręczna? Mnie nie przeszkadza.- Wtedy dał się usłyszeć dzwonek do drzwi.
-Kolacja przyjechała.- Poszedł otworzyć. Po chwili stał już w salonie z tekturowym pudełkiem w ręku.
-Gdzie chcesz jeść? Tu czy może w kuchni?
-Może być tu.- Położył pudełko na ławie i poszedł po przygotowane talerze. Po chwili zaczęli jeść.
-Wracając do naszej poprzedniej rozmowy, to mnie wcale nie przeszkadza takie milczenie. Czasem po prostu wystarczy to, że można z kimś posiedzieć.- Zastanowiła się moment.
-Mnie w sumie też to nie przeszkadza. Chyba nawet tego dziś potrzebowałam.- Spojrzał na nią i powiedział:
-Jednak dobrze wyczułem twój nastrój.- Zwlekając z odpowiedzią, dodała:
-Dość pikantna ta pizza.
-Nie lubisz?
-Lubię.- Odłożyła talerz.
-Idę po coś do picia, chcesz?- Kiwnął głową na tak. Gdy wróciła i podała mu szklankę, zaczęła:
-Co do nastroju to faktycznie dziś złapałam małą chandrę.- W tej samej chwili przypomniał sobie, jak Roxana radziła sobie w takie dni. Szybko zrezygnował z tego pomysłu. Nawet nie potrafił parzyć jej herbaty.