Przejmująca opowieść o losach wielu wytępionych lub zagrożonych wyniszczeniem przedstawicieli gatunków fauny, ukazująca niepokojący w swej istocie proces ubożenia świata zwierzęcego, którego winowajcą okazał się człowiek. Wymieranie gatunków zwierzęcych jest wprawdzie prawidłowością przyrodniczą, podobnie jak śmierć poszczególnych osobników, ale w ostatnich stuleciach proces ten za sprawą człowieka przybrał nienaturalną, wręcz chorobliwą postać. Dewastacje wywołane złą gospodarką działają miliony razy szybciej od naturalnych przekształceń zachodzących w przyrodzie. Przybliżanie losu gatunków zwierząt, których nie można już spotkać nie tylko w ich naturalnym środowisku, lecz również w ogrodach zoologicznych ma skłaniać do refleksji nad kondycją człowieka, jego pozycją i rolą na ziemi. Książka Andrzeja Trepki została wydana w 1986 roku, i pomimo upływu 30 lat pozostaje nadal aktualna, bo niewiele się od tamtego czasu zmieniło, a może wiele, bo kolejne gatunki zwierząt zniknęły lub znikają, i tylko od człowieka zależy, czy ta tendencja zostanie powstrzymana.
Spis treści: 1. Wprowadzenie, 2. Mocarz polskich puszcz, 3. Leśny rumak, 4. Pingwin Północy, 5. Tragiczna syrena, 6. „Zginął jak dodo…”, 7. Afrykańskie rzezie, 8. U bram Ameryki, 9. Osobliwy gołąb, 10. Wylęgarnia gatunków, 11. Pancerne relikty, 12. Szczerbaki olbrzymie, 13. W sercu Gondwany, 14. Legendarny ruk, 15. Kolosy z antypodów, 16. Ptasia część świata, 17. Pogrom torbaczy, 18. Sobowtór wilka, 19. Ufny drapieżnik, 20. Wyspy sierpodziobów, 21. Barwne, krzykliwe plemię, 22. Okrutna moda, 23. Indeks nazwisk, 24. Skorowidz nazw zwierząt.
Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 1986 (data przybliżona)
Kategoria: Popularnonaukowe
ISBN:
Liczba stron: 149
Język oryginału: polski
Ilustracje:Mirosław Zdrodowski-Zdrozdowski
Przeczytane:1999-05-16, Ocena: 6, Przeczytałam, 1999,
„Cierpienia przyrody” Andrzeja Trepki to pozycja, która, choć wydana niemal czterdzieści lat temu, nie straciła na aktualności, a wręcz nabrała jeszcze mocniejszego wydźwięku. Pierwszy raz ją czytałam jako dziecko i zrobiła na mnie wstrząsające wrażenie. Autor, z właściwą sobie wrażliwością i dociekliwością, podejmuje temat niezwykle trudny i bolesny: dzieje gatunków zwierząt, które bezpowrotnie wyginęły lub balansują na krawędzi unicestwienia. Nie jest to jednak zwykła wyliczanka faktów zoologicznych, lecz przejmująca opowieść, w której splata się historia przyrody z historią ludzkiej bezmyślności.
Trepka przypomina nam, że wymieranie gatunków jest zjawiskiem naturalnym, podobnie jak śmierć każdego organizmu. Jednak w epoce nowoczesnej to człowiek przyspieszył ten proces do tempa chorobliwego, nieporównywalnego z naturalnym rytmem przemian ewolucyjnych. Rabunkowa gospodarka, polowania dla zysku lub kaprysu, a także niszczenie siedlisk sprawiły, że kolejne zwierzęta, niegdyś powszechne dziś istnieją już tylko w zapisach kronik, w ilustracjach i w muzealnych gablotach.
Książka ma charakter zarówno popularnonaukowy, jak i moralistyczny. Spis treści od „Mocarza polskich puszcz" (tur) , przez „Tragiczną syrenę” (krowa morska) i „Zginął jak dodo…”(dodo dront), po „Okrutną modę” (kwezal herbowy, kolibry) – układa się w swoisty katalog strat, jakie ludzkość zadała światu natury. Każdy rozdział to portret zwierzęcia (wilk workowaty, wilk falklandzki, tulak itp.), ale zarazem epitafium – świadectwo tego, jak niewiele potrzeba, by unicestwić całe populacje.
Warto podkreślić, że autor nie ogranicza się do rozpamiętywania przeszłości. Jego intencją jest skłonienie czytelnika do refleksji nad kondycją człowieka i jego miejscem na Ziemi. Zestawienie dawnych tragedii z sytuacją współczesną, gdy kolejne gatunki znikają na naszych oczach brzmi jak ostrzeżenie i wezwanie do działania.
„Cierpienia przyrody” to lektura smutna, momentami przygnębiająca, ale niezwykle potrzebna. Pokazuje bowiem, że każda strata w świecie fauny jest nie tylko stratą przyrodniczą, lecz również moralną porażką człowieka. Mimo że od pierwszego wydania minęły dekady, przekaz książki wciąż jest dramatycznie aktualny – bo wciąż to od nas zależy, czy zatrzymamy marsz ku pustce.