Popis literackiego kunsztu autora Kwartetu aleksandryjskiego - kanonada szokujących epizodów, brawurowy styl, istne tsunami obsceniczności i mrocznych tajemnic
Herbert Śmierć Gregory zniknął, pozostawiając po sobie w obskurnym londyńskim hotelu dziennik, który znalazł początkujący pisarz Lawrence Lucifer. Notatki te opisują barwną grupę osobników: intelektualistów pławiących się w zdeprawowanej egzystencji, literatów i artystów opętanych miłostkami, chuciami oraz pragnieniem stworzenia czegoś nowego. Zaspokajają oni dzikie potrzeby - tak ciała, jak i umysłu - staczając się zarazem w mroczną otchłań...
Lawrence Durrell, napisawszy swoją kontrowersyjną debiutancką powieść Czarna księga, określił ją jako ,,oburęczną napaść na literaturę w wykonaniu młodego gniewnego lat trzydziestych", za sprawą której po raz pierwszy usłyszał własny głos. Książka, napisana eksperymentalnym stylem właściwym ówczesnej epoce, jest jednak - za sprawą stylistycznej błyskotliwości i bezpardonowej przenikliwości - dziełem, które warto przeczytać także dziś ze względu na jego niekwestionowaną oryginalność.
,,Popis dzikiej, namiętnej, wybornie krzykliwej, ostentacyjnej ekstrawagancji... Ociekający odważną erotyką, fertyczną makabrą, nierzadko też przednim humorem. Przede wszystkim zaś innowacyjny w zakresie stylu oraz słownictwa".
,,Observer"
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2025-03-11
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 328
Tytuł oryginału: The Black Book
Jeden z największych angielskich prozaików zabiera nas w podróż po magicznym rejonie Francji. ,,Moja wersja Prowansji jest [...] stronnicza...
W ostatniej odsłonie Kwintetu awiniońskiego - literackiego kwinkunksa - postacie znane z poprzednich tomów zjeżdżają do powojennego Awinionu. Obolała Francja...
Przeczytane:2025-11-12, Ocena: 1, Przeczytałam, 52 książki 2025,
105/52/2025
"Czarna księga" Lawrence Durrell Zysk i S-ka #recenzja #współpracarecenzencka #współpracabarterowa
W plątaninie myśli
W obskurnym londyńskim hotelu początkujący pisarz Lawrence Lucifer znajduje dziennik, który należał do Gregory'ego zwanego też Herbertem Śmiercią. Autor dziennika zniknął, a Lawrence przeplata swoje wywody fragmentami dziennika Gregory'ego.
"Czarna księga" to książka, która przykuła moją uwagę opisem, ale szczerze zawartość mnie zaskoczyła i to zdecydowanie nie pozytywnie. Ta książka to jak podróż z zasłoniętymi oczami przez las, czyli bliskie spotkania z drzewami w wyniku zderzeń czy z leśną ściółką w wyniku upadków gwarantowane... Po przebrnięciu przez całość, po zamknięciu książki i siadając do recenzji, nadal nie wiem o czym ta publikacja jest. Zdaje się być bełkotem autora złożonym ze stosowanych z uporem maniaka przez niego merafor, używający wielokrotnie w nich nawiązań do narządów płciowych. Zresztą nawiązań do stosunków płciowych jest tu masa. W którejś opinii czytelnika widziałam określenie na ten wywód jako "delirium seksoholika". I coś w tym określeniu jest, metafory jakich używa autor są obsceniczne, wulgarne. Czasem naprawdę miałam wrażenie, że czytam wynurzenia osoby zaburzonej. Zarówno we fragmentach dziennika Gregory'ego jak i w przemyśleniach(?) Lawrence'a stykamy się z rozpaczą, depresją, żałobą po utraconej miłości, w przypadku Gregory'ego po Gracie, prostytuce, którą pokochał i ożenił się z nią, a w przypadku Lawrence'a po tajemniczej dziewczynie. Pełno tu nawiązań do śmierci, rozkładu, sek*u. Nasz Lawrence ma jakąś obsesję na punkcie śniegu, a raczej awersję do niego. Z tego co opisuje, śnieg kojarzy mu się z tą utraconą miłością.
"Czarna księga" to opis palety dziwaków mieszkających w tym obskurnym hotelu. Każdy z nich to doprawdy odrażająca kreatura. Znajdziecie tu homoseksualistę, wzdychającego do sąsiada, erotomanów, sek*oholików, prostytutki. Fabuła kręci się tu w większości wokół sek*u. Nawet gdy autor pisze o życiu, przemijaniu, cierpieniu, bólu sprowadza to tak czy inaczej do niego. Bohaterowie według opisu na okładce zaspokajają dzikie potrzeby ciała, jak i umysłu, staczając się zarazem w mroczną otchłań, być może, ale w mroczną otchłań stacza się także czytelnik brnąc przez ten gąszcz literackiego bełkotu.
Autor we wstępie zawarł takie słowa:
"(...)w istocie jedyny maszynopis przesłałem Henry'emu Millerowi, prosząc go o opinię i polecając mu, by po przeczytaniu cisnął tekst do Sekwany." i naprawdę żałuję, że Miller tego nie uczynił, a książka ujrzała światło dzienne i została wydana. Nie polecam, dla mnie to kompletne nieporozumienie i strata czasu.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.