Wyobraź sobie, że trafiasz do grona wybranych i dostajesz drugie życie w innej epoce. Witamy w ministerstwie czasu!
Brytyjski rząd uruchamia eksperymentalny program, który polega na sprowadzaniu ludzi z przeszłości – ekspatów. Ich opiekunami i przewodnikami po współczesności są specjalni urzędnicy nazywani pomostami. Oficjalny cel: sprawdzenie, jak podróże w czasie wpływają na ludzkie ciało i bieg historii. Nieoficjalnie: coś jest na rzeczy, ale co?
Jeden z ekspatów to 1847, czyli komandor porucznik Graham Gore, który zmarł podczas wyprawy arktycznej w XIX wieku, a teraz musi odnaleźć się w nowoczesnym świecie. Jego pomostem jest trzydziestokilkuletnia i (o zgrozo!) niezamężna kobieta. Dla niej praca w ministerstwie to szansa, on jest zdeterminowany, aby wrosnąć w nowe otoczenie. Co może pójść nie tak?
Ta powieść to fascynująca i niebezpieczna wizja alternatywnej rzeczywistości, szalony romans, który nigdy nie miał prawa się wydarzyć, ale też próba krytycznego spojrzenia na historię bez jej wybielania.
Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 2024-11-27
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 432
Tytuł oryginału: The Ministry of Time
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Agnieszka Walulik
Ocena: 2, Przeczytałam, 2025,
Ta książka to dowód na niebywałą skuteczność marketingu. Absolutnie nie rozumiem zachwytów recenzentów i tych wszystkich stwierdzeń o ,,łamaniu gatunków", ,,doskonałym humorze" i poruszaniu ważnych kwestii społecznych. Przede wszystkim to debiut autorki i czuć to zarówno w każdym zdaniu, w konstrukcji powieści i kreowaniu postaci. Styl literacki tego ,,dzieła" woła o pomstę do nieba. Nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia, ale wątpię. Zdania są prościutkie, dialogi banalne, użyte słownictwo na poziomie rozmów niezbyt rozgarniętych gimnazjalistów. Nawet w podziękowaniach znajdują się takie kwiatki jak: ,,Dziękuję.... za ich wsparcie, życzliwość i słuchiwanie (sic!), jak godzinami nawijam o jakimś nieżyjącym typie" Albo taki stylistyczny kwiatek: ,,...wspomnienie tamtych ,,kluczowych" dokumentów w koszu na śmieci, z nierozerwanymi pieczęciami" (str.128). Tego jest całe mnóstwo!
Sam pomysł - rewelacyjny! Podróże w czasie uwielbiam. Ale o co tak naprawdę chodzi dowiadujemy się na ostatnich 50 stronach i to tak pobieżnie, fragmentarycznie, w sposób mało spójny i nielogiczny, że moja frustracja sięgnęła zenitu. To po to przeczytałam te poprzednie 400 stron, żeby dojść do takiego niczego?
Każdy z bohaterów, nawet moja ulubiona Maggie, nakreśleni są grubą kreską, bardzo niewiele się o nich dowiadujemy, o psychologii postaci można zapomnieć. A główna bohaterka/bezimienna narratorka jest irytująca w swojej bezwolności, nie ogarnianiu rzeczywistości, w której się znalazła i nawet jak przejawiała jakieś symptomy myślenia i refleksji, niemalże od razu je porzucała.
I to nie jest żadne ,,łamanie gatunków", ale wrzucenie do jednego wora: science fiction, romansu, historii, dystopii, powieści szpiegowskiej i obyczajowej. W rezultacie nie wiadomo, czym ten wytwór jest. No i ma jeszcze poruszać ważne tematy. Oczywiście, są. Zawarte co najwyżej w dwóch zdaniach takie jak: kryzys klimatyczny, kolonializm, feminizm, migracja, 11 września. Holocaust i wszelkie inne traumy pokoleniowe. Można by zaapelować do autorki, że czasami mniej znaczy lepiej, głębiej, bardziej wnikliwiej. Niestety, mamy do czynienia z nadmiarem, który prowadzi do rozmycia istoty treści. Mamy wszystko i nic.
Ogromne rozczarowanie!