Krzesimir Dębski, znany kompozytor, przez całe życie żył w cieniu rzezi wołyńskiej. Jego rodzice cudem uratowali się z pogromu, jaki urządzili Ukraińcy z UPA we wsi Kisielin i okolicach, gdzie zginęło okrutną śmiercią kilkudziesięciu Polaków. Relacje świadków tej rzezi, w tym rodziców Krzesimira Dębskiego, są wstrząsającym świadectwem ludobójstwa. Krzesimir Dębski: był 11 lipca 1943 roku, Krwawa Niedziela na Wołyniu. W tym dni nacjonaliści z Ukraińskiej Powstańczej Armii wtargnęli do domów i kościołów w wołyńskich miastach i wsiach, by pozabijać Polaków zebranych na sumach. Napadli też na kościół w Kisielinie, gdzie na mszę poszli moi rodzice. Ta niedziela była dniem rozpoczynającym masakrę. Wcześniej zdarzały się mordy, ale od tej niedzieli zaczęła się rzeź. Urodziłem się dziesięć lat później, jednak kolejne godziny 11 lipca 1943 r. znam z relacji rodziców, jakbym sam je przeżył. Mama z ojcem uciekli z pogromu, Ukraińcy jednak porwali i zabili mojego dziadka i babcię. PO LATACH POSZUKIWAŃ SPOTKAŁEM ICH MORDERCĘ.
Wydawnictwo: Czerwone i czarne
Data wydania: 2016-10-11
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 256
Język oryginału: polski
Książka "WOŁYŃ. Nic nie jest w porządku" to napisana prosto z serca, prostym i przyjaznym językiem opowieść będąca spisanymi wspomnieniami rodziców Krzesimira Dębskiego.
Dziadkowie i rodzice polskiego kompozytora mieszkali na Wołyniu, w urokliwej miejscowości Kisielin. To była jedna z niemal setki miast i wsi, w których nacjonaliści z Ukraińskiej Powstańczej Armii dopuścili się na Polakach czystki etnicznej. Napadali na ludzi początkowo w kościołach, gdzie wiele ludzi było na mszach a potem wypędzali mieszkańców z ich domów, nie wszystkim udało się ujść z życiem. Mordowali ich tylko dlatego, że byli Polakami...
"W naszej rodzinie zawsze wspominało się Kisielin. Opowieści o miasteczku to była część naszego życia codziennego, dla mnie coś zupełnie naturalnego. I wszystko w Kisielinie było najlepsze. Wiśnie były największe. Wiosna była najpiękniejsza i nigdzie tak nie pachniała jak tam. Woda ze studni była najsmaczniejsza i najświeższa."
"Ci, którzy nie uciekli, zostali wymordowani. Polacy z Wołynia w okolicach Kisielina zniknęli, a ich wsie przestały istnieć. Od tej pory zaczął się trwający do dziś upadek tych ziem."
O rzezi wołyńskiej czytałam już sporo, lecz ta książka jest moim zdaniem jedną z lepszych na ten temat, chociaż relacje o takiej tragedii trudno oceniać.
Moja rodzina pochodzi z Bieszczad, w dzieciństwie (w latach 60-tych) słyszałam jak w rozmowach dziadka i starszych krewnych wspominali o bandach UPA oraz o rodzinach, którym udało się uratować. Nie bardzo wtedy wiedziałam, o czym oni mówią, lecz później gdy się dowiedziałam, nie miałam już z kim o tym, co działo się w naszej przygranicznej wiosce, porozmawiać... Wiem tylko, że kilka rodzin uciekło z Wołynia i ukrywało się w okolicznych wsiach.
Intrygowało mnie też, dlaczego na Mazurach mówili o nas, gdy tu zamieszkaliśmy - "latające toporki", ale często używa się w naszym kraju różnych epitetów na innych ludzi.
"W Kielcach mówili na nas "Ukraińcy". W Poznaniu - "Rusek", chociaż nawet nie wiedzieli, że moja rodzina pochodzi z Wołynia. Wystarczyło im, że zdawałem maturę w Lublinie."
Krzesimir Dębski nie jest antyukraiński i nie chce rozdrapywać starych ran, żeby bardziej pogarszać relacji między Ukraińcami i Polakami, ma wśród Ukraińców przyjaciół, lubi też ich kulturę i muzykę, lecz uważa, że gdyby wszystko było między naszymi narodami wyjaśnione zgodnie z prawdą, moglibyśmy żyć w dobrych relacjach sąsiedzkich. Jednak na Ukrainie wciąż trwa gloryfikacja Bandery i jego bandy, nawet uważani są za największych bohaterów i teraz, w czasie wojny z Rosją, ponownie stawia się Banderę za wzór...
" A ja bym chciał, żeby w ukraińskich podręcznikach było napisane, co naprawdę robiła UPA. Niech Ukraińcy poznają pisma Bandery i dowiedzą się, że wzorował się na niemieckich nazistach."
Często prawda jest dużo trudniejsza do zaakceptowania niż kłamstwo, lecz nie można na kłamstwie tworzyć historii...
Książka bardzo wartościowa i potrzebna. Nie możemy dopuścić do tego, żeby została wymazana z pamięci.
Książkę przeczytałam dzięki BONITO i serwisowi Dobre Chwile.
Moja rodzina miała szczęście w nieszczęściu. Znalazła się w środku piekła urządzonego Polakom przez Ukraińców, a jednocześnie trafiła na Ukraińców, którzy ją z tego piekła ratowali.
Więcej