Ena to dwudziestodwuletnia dziewczyna od dwóch lat żyjąca w cieniu bolesnej tragedii, która odebrała jej młodszą siostrę i na zawsze odmieniła życie. Poczucie winy przytłacza ją codziennie, a melancholia stała się wiernym towarzyszem. Ena unika świata, nie potrafiąc wybaczyć samej sobie i odnaleźć ukojenia.
James to trzydziestotrzyletni producent muzyczny, który osiągnął sukces zawodowy, ale wewnątrz odczuwa jedynie pustkę. Wypalony i rozczarowany, po burzliwej kłótni z rodzeństwem ucieka do Irlandii - miejsca, w którym się urodził i spędził dzieciństwo. Gdy staje na krawędzi klifu, bliski podjęcia dramatycznej decyzji, jego uwagę przykuwa anielski śpiew, który dosłownie ratuje mu życie.
The Angel Song to historia o spotkaniu dwóch zranionych dusz, które połączyła muzyka. Ena i James, mimo uprzedzeń i bólu, razem odnajdują w sobie siłę do walki z przeszłością. To opowieść o miłości, odkupieniu i o tym, jak muzyka może stać się mostem łączącym ludzi w najtrudniejszych chwilach.
Wydawnictwo: WasPos
Data wydania: 2025-09-25
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 246
*patronat medialny*
Ile razy można czytać jedną i tą samą historię? Moja odpowiedź brzmi DUŻO. W tej okładce można się zakochać, ale ja tak naprawdę zakochałam się w tej historii jeszcze na wattpadzie, gdzie po raz pierwszy natknęłam się na twórczość Ani, której udało się tą właśnie historią zadebiutować na naszym rynku wydawniczym. Debiut jak najbardziej udany, a sama opowieść zabiera nas na malownicze a zarazem niebezpieczne irlandzkie klify, na których rozgrywa się miłosna historia, a w tle słychać anielski śpiew.
Ena pomimo swojego młodego wieku nosi na swoich barkach wielkie ciężary, głównym z nich jest poczucie winy. Ukojenie znajduje na klifach, gdzie rozegrała się rodzinna tragedia, a ona sama za pomocą śpiewu oddaje hołd siostrze. Matka Eny prowadzi pensjonat, do którego przyjeżdża James, wypalony i zmęczony życiem producent muzyczny, który musi odreagować kolejną kłótnię z rodzeństwem. Mierząc się z własnym demonami trafia na klif, który go mami obietnicą ucieczki od problemów, jednak w decydującym momencie słyszy anielski śpiew, który ratuje mu życie.
Ta książka sprawiła, że ja zaczęłam się zastanawiać nad tym jak można nie lubić debiutów. Kiedyś sama taka byłam, a dziś każdy debiut okazuje się czym niezwykłym, nowym tak innym od tego co powszechnie znane. Ta opowieść również taka jest, ja pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że chciałabym aby wszystkie debiuty robiły na mnie tak wielkie i głębokie wrażenie jak ten, i nie mówię tego tutaj jako patrona, ale jako ta sama dziewczyna która miesiące temu czytała tę historię na wattpadzie, która już w tamtym momencie ją zaczarowała, i która trzymała kciuki za to by kiedyś móc po nią sięgnąć w wersji papierowej.
To lektura która łączy w sobie wszytko co najlepsze w romansach. Od złożonych postaci, poprzez skomplikowane relacje, trudne tematy, małomiasteczkowość, walkę z wewnętrznymi demonami, na głębokich emocjach i cudownych uczuciach kończąc. Powieść przenosi nas do klimatycznej Irlandii, nie wiem jak u was ale dla mnie niemal każda historia rozgrywająca się na tej ziemi jest magiczna, nawet gdy nie jest to fantastyka. Irlandia ma swój wyjątkowy klimat, a Ania w piękny sposób go oddała. Wraz z bohaterami stajemy na klifach, na których możemy poczuć się jakbyśmy stali na granicy życia i śmierci, tam poznajemy wewnętrzne demony trawiące bohaterów, tam ważą się ich losy, a nieco później chowamy się w uroczym pensjonacie, w którym stykamy się z szarą na pozór rzeczywistością, gdzie od niechęci, poprzez fascynację zaczyna tworzyć się coś pięknego.
Ania ma bardzo przyjemny i lekki styl pisania, idealnie udaje jej się przekazać emocje bohaterów, ich lęki i myśli, z fabułą się płynie niemal jak z tą tytułową piosenką, która gdzieś tam gra w głębi duszy przy czytaniu tej historii. Fabuła jest płynna, taka którą tempo akcji ja mogę uznać za idealne, nie za szybkie nie za wolne. W fabule pojawiają się różne elementy zarówno lekkie i komediowe, te romantyczne z nutką subtelnej i zmysłowej erotyki, ale też te bardziej trudne czy nieco dramatyczne, ale ku mojemu ubolewaniu nie ma tutaj porządnej dramy, ale wiem że w kolejnych historiach Anka nad tym dzielnie pracuje.
Książka jest cudowną, klimatyczną i bardzo romantyczną opowieścią, zarazem prostą jak i zajmującą, pozwalającą całkowicie zatopić się w opowieści. To lektura dla fanów małomiasteczkowych historii, dla tych którzy lubią motywy muzyczne, age gap, hatelove czy te dotyczące trudnych tematów. Ja znalazłam tutaj niemal wszytko to co lubię najbardziej, co więcej za sprawą autorki stałam się w jakimś stopniu częścią tej historii, która wyraźnie zapisała się zarówno w moim sercu jak i w głowie. To powieść, którą mogę nazwać wyjątkową, którą dodaję do swoich ulubionych i do której wrócę jeszcze nie raz, a was oczywiście zapraszam i zachęcam do lektury, naprawdę wato.
Właśnie uczucie otulenia "kocykiem" miałam przy czytaniu "The Angel Song". Nie mam pojęcia jak autorka to uczyniła, lecz miałam wrażenie, że podczas lektury siedzę w przytulnym domku, obszernym fotelu, cieplutką herbatką i szalejącym wiatrem za oknem, który nie jest mi straszny. Tak, stwierdzam, że atmosfera książki jest wyczuwalna w każdym zdaniu.
"The Angel Song" przenosi nas do Irlandii, wietrznej i deszczowej, gdzie losy bohaterów splatają się przy klifie, na którym James postanawia podjąć dramatyczną decyzję. Ena widząc zaistniałą sytuację, postanawia zaśpiewać aby odciągnąć uwagę mężczyzny. Mamy tu historię dwojga ludzi, którzy mają ciężka przeszłość, pełną obwiniania się i szukania swojego jestestwa. Pytanie, czy są w stanie sobie pomóc?
Zawsze jest dla mnie ważne, aby obdarzyć pozytywnymi uczuciami, któregoś z bohaterów i choć Ena jest fajnie wykreowaną postacią, tak moje serduszko należy do jej matki. Kobieta swoim ciepłym usposobieniem kupiła mnie bez reszty. Przechodząc do tych głównych postaci, przystanę jeszcze przy Jamesie, którego przemianę widzimy na każdej kartce książki. Na początku zagubiony mężczyzna, w środku szukający swojego miejsca na ziemi, a na końcu.. nie powiem, sami musicie się przekonać. Ja tylko wspomnę, że bardzo polubiłam jego historię, choć nie raz czułam niedosyt, może dlatego że zazwyczaj czytam grubsze książki.
Jedynym dla mnie minusem było zakończenie. Osobiście nie przepadam za cukierkowymi chwilami, lubię raczej jak jest wszystko wyśrodkowane, lecz wiadomo, tutaj to jest tylko i wyłącznie kwestia gustu.
Przyznam, że po raz kolejny wzięłam w swoje łapki debiut, który mnie zachwycił. Może jeszcze wymaga delikatnego oszlifowania, lecz pióro autorki jest lekkie, szybko wciąga i nie pozwala odłożyć książki. Sama nie mam pojęcia, kiedy zakończyłam książkę, lecz na pewno zdałam sobie sprawę, że muszę rozstać się z bohaterami i cierpliwie oczekiwać na kolejne cudeńka autorki, które mam wrażenie, że będą tylko i wyłącznie lepsze!
Buźka!
Ocena: 5, Przeczytałam, Mam,
Okładka tej książki zdecydowanie rzuca się w oczy. Widzimy wzburzone morze, dziewczynę, która idzie brzegiem, w tle księżyc i latarnia. A wszystko oprószone jest... Nutami. Przecudna! Gra kolorów robi wrażenie. W dotyku jest matowa, ma skrzydełka, które chronią ją przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie bio o autorce, a na drugim fragment piosenki... Stronice są kremowe, czcionka wystarczająca dla oka. Podzielona na rozdziały, które czyta się dosyć szybko, a i w środku czeka nas piękny akcent w postaci zdobień. Patrycja Kiewlak umie w okładki, zdecydowanie!
Jest to debiut, więc automatycznie pierwsze spotkanie z piórem autorki. Gdy tylko ujrzałam ją w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. I tak bardzo się cieszę, że akurat udało się złapać na współpracę barterową z wydawnictwem. 💚 Autorka ma niezwykle lekkie, przyjemne i przystępne pióro, dzięki czemu nie napotykamy żadnych przeszkód w trakcie czytania. Wręcz przeciwnie, zostajemy pochłonięci przez fabułę i z trudem odrywamy się od czytania. Muszę się przyznać, że dałam się porwać... Po tej pozycji uważam, że pisarka ma ogromny potencjał i z tego, co udało mi się dowiedzieć, będzie wydana jej co najmniej jedna powieść! Trzymam mocno kciuki i z pewnością przeczytam. Nie powiedziałabym, że tę książkę napisał debiutant, naprawdę. :) Anna M.Fox wie, jak oczarować czytelnika i sprawić, by z ogromnym zainteresowaniem śledził kolejne losy postaci. Wie jak sprawić, by czytelnik nie mógł się oderwać...
Nasza główna bohaterka, Ena, to dziewczyna, która poświęciła swoje życie, by pomagać matce w prowadzeniu pensjonatu. Jakiś czas wcześniej dotknęła je tragedia, która wypaliła ogromną dziurę w ich sercach. Każda z nich na swój sposób przeżywa żałobę i na swój sposób radzi sobie z tęsknotą. Wydaje mi się, że zarówno Ena jak i jej mama, Barbara to silne babki. Mimo przeciwności losu, tego, co się wydarzyło, one wciąż żyją i mają się nieźle, inni mogliby się totalnie załamać... Zarówno James to chłopaczek, taki z początku wydawał mi się... Byle jaki. Rozpuszczony. Może nie całkowicie zmieniłam o nim zdanie, bo nie raz jego zachowanie prowadziło mnie do białej gorączki albo co najmniej na miejscu Eny w kuchni, zdzieliłabym go patelnią w głowę. Naprawdę. Są to bohaterowie dobrze wykreowani, niczego im nie brakuje i jak najbardziej są podobni do nas. Mają podobne problemy, rozterki, mierzą się z codziennością.
Emocje - tak szczerze, to kompletnie się ich tutaj nie spodziewałam. Rzadko kiedy zdarza się, by w debiucie było je czuć. Tutaj może mnie nie wyrwały z butów, ale były, czułam je... Są również sceny łóżkowe, o których wspomnieć muszę. Dawno nie zdarzyło mi się przeczytać taką scenę +18, która spowodowałaby dreszcze na moim ciele i w dodatku przez to pojawił się rumieniec na policzkach. Dlatego, droga autorko... Brawo! Gratulacje! Te fragmenty są subtelne, dokładne, ale nie obrzydliwe. Wręcz przeciwnie. Jestem w szoku i tym bardziej uważam, że zdecydowanie warto sięgnąć po tę książkę!
Autorka skupia się w tej powieści między innymi nad pracą nad sobą, nas przeszłością... Na akceptowaniu tego, co już minęło i nie wróci. Pokazuje nam okres żałoby, straty, ale i uczenia się życia na nowo. Stawiania niepewnych kroków w dorosłym, odpowiedzialnym życiu. Aż w końcu o miłości, która nie zna granic, a wiek nie jest żadną przeszkodzą. Na przykładzie głównej bohaterki pokazuje nam, że dla bliskich jesteśmy w stanie naprawdę dużo poświęcić. Czasem nawet i siebie. I co najważniejsze, że nie każda relacja musi trwać miesiącami, by się rozwinąć. Czasem wystarczy kilka tygodni, dni czy... Godzin.
Reasumując uważam, że dawno nie czytałam tak udanego debiutu. Ogromnie się cieszę, że miałam okazję sięgnąć po tę powieść i ją poznać. Jest to książka krótka, ma niewiele ponad dwieście stron, więc nie zajmie Wam wiele czasu, a może się Wam spodobać. Niby zwykła, a jednak ma w sobie coś co sprawia, że czytelnik nie chce przerywać lektury. Zdecydowanie udany debiut, wart polecenia. Jestem zadowolona i czekam na kolejne powieści autorki!