
Sasha i Ray spędzają każde lato w starym domu na Long Island. Od dziecka wiele ich łączyło. Czytali te same książki, wędrowali tymi samymi piaszczystymi ścieżkami, jedli brzoskwinie z tego samego straganu, śmieli się przy tym samym stole w jadalni. Spali nawet w tym samym łóżku.
Sasha i Ray nigdy się nie poznali.
Tata Sashy był kiedyś mężem mamy Raya, wspólnie mieli trzy córki: perfekcjonistkę Emmę, piękną Mattie oraz ulubienicę Quinn. Małżeństwo jednak rozpadło się na dwie rodziny, z których każda pragnie zatrzymać stary dom dla siebie. Bez względu na to jak słodko-gorzkie wspomnienia się z nim wiążą.
Tego lata jednak losy Sashy, Raya i ich rodzeństwa splotą się w sposób, którego nie przewidziało żadne z nich...
Wydawnictwo: Ya!
Data wydania: 2017-11-08
Kategoria: Dla młodzieży
Kategoria wiekowa: 15-18 lat
ISBN:
Liczba stron: 320
Tytuł oryginału: The Whole Thing Together
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Janusz Maćczak
"Kiedy jesteśmy nieszczęśliwi, popełniamy głupstwa. Dokonujemy złych wyborów. Szukamy pociechy w destrukcyjny sposób. Ranimy ludzi, których kochamy."
Mam przed sobą egzemplarz recenzencki, który zdobyłam na wymianie książkowej. Niestety nie wiem, jak wygląda finalny i nie mogę się zbytnio wypowiedzieć. Przedstawia cztery osoby siedzące na piasku, wpatrujące się w morze.
Moje drugie spotkanie z pisarką i niestety coś poszło tutaj nie tak. Na samym początku mamy opisanych bohaterów, a że jest ich sporo, to taka notatka jak najbardziej jest na miejscu. Czytało się szybko, lekko, bez blokad. Można powiedzieć, że chwilami bardzo szybko. Nie byłam tak zachwycona jak przy poprzednio czytanej powieści kilka lat temu.
Bohaterów mamy sporo i niemal każdy z nich jest narratorem. Ciągłe przeskakiwanie drażniło mnie niesamowicie. Może jeszcze gdyby były pełne rozdziały, a nie fragmenty, lepiej by się czytało, a tak to mój poziom irytacji niemal sięgnął zenitu. Nie lubię, jak traktowane wątki są po macoszemu, albo teraz napiszemy 10 zdań na ten temat, a potem nagle siup z punktu widzenia inne wydarzenie u kolejnej postaci.
Nie będę też pisać o bohaterach, bo tak pokręconych rodzin i historii nie słyszałam. Nikt nie zyskał mojej sympatii, niestety.
Jednak ważne jest to, że autorka podejmuje się tematu waśni rodzin, niczym w Zemście od Fredry... Kłócą się, jest jeden dom, w którym mieszkają naprzemiennie!!! I brzmi to niedorzecznie. Nie wyobrażam sobie tyle razy w roku mieszkać na walizce w dwóch domach. Brakuje tutaj rozmowy między bohaterami i to stanowczo. Brakuje osoby, która mocno by nimi potrząsnąła i kazała się ogarnąć i zachowywać jak człowiek. Nawet na ważnym wydarzeniu nie potrafią się zachować jak należy, wszystko niszcząc. Mnóstwo tajemnic i niedopowiedzeń...
Akcja odpowiednie tempo - raz przyspiesza a raz zwalnia, ale też nie ma nudy z tymi postaciami, oj nie...
Reasumując stwierdzam, że nie jest to świetna książka. Dobra, ale bez szału. Duży plus za lekkie pióro oraz za tematykę. Minus za ciągłe przeskoki narracji, brak emocji. Takie 6/10. Dlatego też nie polecę Wam jej, sami musicie stwierdzić, czy po nią sięgnąć czy nie.
Książka jest świetna! Głównie o dwójce bohaterów, którzy dzielą pokój, “czują” potrzeby drugiej osoby, wydaje im się, że się doskonale znają niczym dwie połówki a paradoksalnie nigdy się nie widzieli. Książka porusza ciężki i bardzo ważny temat rozsypanych rodzin tzw. patchworkowych. W dzisiejszych czasach, w dobie gdy rozwód nie jest tematem tabu i coraz bardziej powszechny to problem takich rodzin będzie się pogłębiał. Ta książka niby jest przeznaczona dla młodzieży ale uważam, że niejeden dorosły powinien ją przeczytać. Ludzie po rozwodach często starają się uprzykrzyć życie byłego partnera, nie patrząc na dzieci a to one najbardziej cierpią. Co w książce było pokazane tyle, że bardzo smutno – musiało dojść do tragedii, obie rodziny musiały stracić bliską osobę by przestać walczyć ze sobą a zacząć współpracować. Lepiej czasem sobie odpuścić, wzajemne niesnaski odłożyć na bok ze względu na dobro dzieci. Polecam tę książkę wszystkim, naprawdę daje do myślenia.
Ann Brashares to autorka, którą kojarzę z jednej książki "Tu i teraz", która notabene bardzo mi się podobała. Dlatego tez nie miałam oporów, by zabrać się za nią. Wręcz przeciwnie, po zapoznaniu się z opisem fabuły, gdyż okazał się bardzo obiecujący. Lubię bowiem historie związane z rodzinną tajemnicą i zrządzeniem losu.
Fabuła jest dość niezwykła. A przynajmniej taka się wydaje, kiedy ją dopiero poznajemy. Jak można nie znać kogoś a jednocześnie dzielić z nim pokój. Jak się okazuje, jest to sprytna gra słów, mająca nas zachęcić do przeczytania książki. I jak się okazało nie zawiodłam się na tych przesłankach. Książka faktycznie była bardzo ciekawa i interesująca, a tym samym, czytało się ją bardzo dobrze.
Co do bohaterów muszę przyznać, że wywarli na mnie pozytywne wrażenie. Chodzi mi głownie o to jak zostali przedstawieni. Są zupełnie różnymi osobami, nie mają standardowego zestawu cech, a także potrafią zaskoczyć i zapaść w pamięć. Co do koligacji związanych z nimi, mógłby powstać problem.Pozostałych postaci będących ich rodzinami jest całkiem sporo. I łatwo dzięki temu o pogubienie się w tym kto jest z kim spokrewniony. Ale i na to znalazła się metoda. Na początku książki mamy krótką rozpiskę drzewa genealogicznego Sashy i Raya.
Ogółem, całość poświęcona jest trudnym relacjom rodzinnym i wiążącym się z tym emocjom. Tematy jakie porusza, nie są łatwe, zarówno dla czytelnika jak i bohaterów. Jednak autorka potrafiła przedstawić je w odpowiedni sposób, by nie tylko trafiły do odbiorcy ale także wywarły na nim konkretne działania. Osobiście muszę przyznać, że wszelkie wydarzenia o jakich przeczytałam wywarły we mnie masę refleksji i przemyśleń, związanych z moją rodziną i sytuacją w jakiej się znajduję. I to powoduje, iż według mnie, książka jest odpowiednia nie tylko dla młodzieży ale i dorosłych. Wszystko zależy od ich interpretacji, ale z pewnością, potraktują książkę jako swego rodzaju lekcję życia.
Opowieść o siostrzanych uczuciach, przyjaźni, miłości, stracie i dojrzewaniu. Rozgrywające się na Fire Island przy Long Island "Ostatnie lato" jest uroczą...
Jest 2014 rok. Cztery lata temu szesnastoletnia dziś Prenna James wyemigrowała do Nowego Jorku, w którym nadal czuje się obco. Problem polega na...
"Czy w ogóle możliwe jest dostrzeżenie piękna bieżącej chwili? A może to wymaga dystansu czasowego, poczucia utraty i nawet odrobiny cierpienia?
Więcej