Dzieciństwo może trwać całe życie. Może powracać w snach, w rozmowach, w sposobie, w jaki kochamy i ranimy. W książce Dzieci wierzby Małgorzata Stasiak pokazuje, że przeszłość zawsze się o nas upomni. Dlatego warto się z nią rozprawić. Autorka opowiada o dorosłych, którzy nadal są dziećmi swoich rodziców. I próbują zrozumieć, dlaczego miłość, która miała chronić, tak często parzyła.

Karolina i Kuba dorastali w czasach, w których wszystko miało smak taniego wina i niespełnionych ambicji dorosłych. Ich matki – Danka i Dzidzia – żyły w świecie, w którym marzenia o wolności mieszały się z bezradnością, a emocje przykrywano alkoholem i sarkazmem. W ich domach brakowało spokoju, za to wrzaski były codziennością.
Po latach każde z nich próbuje ułożyć swoje życie, choć nieświadomie powtarzają błędy rodziców. Karolina szuka porządku, Kuba ucieka w naturę, znajdując w drzewach więcej czułości niż w ludziach. To właśnie on, arborysta, zdaje się rozumieć metaforę tytułowej wierzby najlepiej. Drzewa pochylają się pod ciężarem przeszłości, ale nie łamią. Potrafią trwać, jeśli tylko pozwoli im się rosnąć w spokoju.
Małgorzata Stasiak z niezwykłą empatią pokazuje skomplikowaną sieć emocji między rodzicami a dziećmi. Danka i Dzidzia to postaci zbudowane z przeciwieństw: jedna twarda, druga – rozedrgana, obie w różny sposób niezdolne do miłości. Nie są jednak demonami, raczej ofiarami samych siebie. Autorka pozwala czytelnikowi zrozumieć, jak trudno kochać, gdy samemu się miłości nie doświadczyło.
Dzieci wierzby nie są opowieścią o przebaczeniu, ale o zrozumieniu, że rodzice też byli kiedyś dziećmi. Narracja prowadzona jest jak rozmowa z samym sobą. Przeszłość i teraźniejszość przenikają się, jakby jedno bez drugiego nie mogło istnieć. Wspomnienia bohaterów to powroty do miejsc, które wciąż bolą.
Wierzba, rosnąca na skraju świata dzieciństwa, jest świadkiem śmiechu, bólu, ucieczek i powrotów. Symbolizuje czułość natury, której człowiek nie potrafi dorównać. U Małgorzaty Stasiak drzewa są mądrzejsze od ludzi. Wiedzą, że trzeba pochylać się, by przetrwać.
Dzieci wierzby to również opowieść o Polsce. Tej, która odradzała się po PRL-u, ucząc się nowych reguł i nowych kłamstw. Autorka tworzy portret pokolenia wychowanego w braku czułości, bezpieczeństwa, pewności, że można być sobą. W tym sensie książka jest bardzo współczesna. Mówi o nas – czterdziesto- i pięćdziesięciolatkach, którzy coraz częściej pytają: jak wiele z tego, co boli, nie jest naprawdę nasze?
To książka napisana z empatią, ale też z odwagą. Zadaje trudne pytania o granice odpowiedzialności: jak długo możemy tłumaczyć błędy rodziców ich własnym cierpieniem? Czy naprawdę da się przerwać łańcuch emocjonalnych powtórzeń?
Moje refleksje? Przeszłość nie znika, dopóki się z nią nie spotkamy. Powieść Dzieci wierzby opowiada o miłości, która czasem boli bardziej niż nienawiść i o nadziei, że w każdym z nas rośnie własna wierzba – drzewo, które potrafi przetrwać nawet największe wichury. Polecam gorąco!
Jedno ciastko może całkowicie zmienić życie Aldona w imię większej dbałości o relacje instagramowe niż te międzyludzkie traci wszystko. Zmęczeni życiem...