Oto świat, gdzie nawet wierzby wiedzą więcej niż rodzina. Gdzie powrót do domu boli bardziej niż wyjazd.
Kuba po latach emigracji wraca do Polic. Nie z tęsknoty, tylko z obowiązku – matka potrzebuje opieki. Karolina właśnie dowiedziała się, że jej mąż uciekł z towarem na kilkaset tysięcy. Życie zaczyna przypominać zły reality show. Ale gdzieś między kolejną diagnozą a szlabanem na emocje zaczyna się coś, czego żadne z nich nie planowało: uczucie. I właśnie wtedy wychodzi na jaw to, co miało nigdy nie wyjść.
„Dzieci wierzby” to powieść o opiece, miłości, która się nie prosi, i prawdzie, która czekała za długo. Tu każdy ma korzenie, tylko nie każdy chce do nich wracać.
Wydawnictwo: Mięta
Data wydania: 2025-10-01
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 368
Rok temu przeczytałam książkę Małgorzaty Stasiak “Bez filtra” i zakochałam się humorze, jaki zaprezentowała autorka. Tym razem sięgnęłam po “Dzieci wierzby” tej samej autorki, jednak tym razem dostaliśmy książkę pełną bólu i cierpienia. Autorka pięknie opisuje ciężkie chwile swojej bohaterki, kopiąc ją dosłownie z każdej strony. Jednak nasza bohaterka to silna kobieta, która przyjmuje wszystko z podniesionym czołem i prze naprzód. Ta historia była tak wyjątkowa i poruszająca, że ciężko mi było zebrać po niej myśli. Cały tydzień myślałam, co wam o niej napisać, ponieważ w ciężkiej sytuacji Karoliny, znalazłam krztynę humoru, bojąc się, że ten humor nie jest odpowiedni do tak ciężkich tematów, jakie porusza ta historia. Jednak, gdy się zastanowiłam, doszłam do wniosku, że właśnie ta odrobina humoru, pomogła Karolinie przetrwać najcięższe chwile.
Karolina żyje w małżeństwie, które praktycznie nie istnieje, do chwili, gdy jej mąż dzwoni, że się zawinął, ukradł towar, który przewoził w tirze i ma o nim zapomnieć, lecz najpierw spłacić jego długi u szefa. Tak, spłacić długi, gdy się nie ma żadnej poduszki zapasowej. Nie pozostało jej nic innego jak sprzedać mieszkanie i wyprowadzić się do matki, starej miłośniczki *ziół*. A jej matka nie mieszka sama, mieszka z przyjaciółką, która cierpi na demencję. Na dokładkę w tym jednym domu zjawia się syn przyjaciółki matki, który jest wielki jak skała i ma ogromnego psa. Jak pogodzić zdradę męża, z dwoma starymi kobietami, które mają coraz to bardziej szalone pomysły i mężczyzną, który zdaje się być dla niej czymś więcej niż przyjacielem z dzieciństwa.
Styl autorki jest surowy i na domiar prawdziwy. Bardzo spodobała mi się rozmowa bohaterów o psychoterapii i obwinianiu nieporadnych życiowo rodziców, za ich porażki. Mocno trafiły mnie słowa, że kolejne pokolenia tylko zbierają żniwo po ciężkich czasach naszych dziadków i pradziadków, którzy przeżyli piekło wojny i nie powinniśmy ich obwiniać za to, że my nie radzimy sobie z problemami i szukamy winnych w naszych rodzicach.
Polecam wam ten tytuł i mimo że z pozoru wydaje się ciężki, to można w nim znaleźć światełko nadziei. Dziękuję bardzo wydawnictwu Mięta za możliwość poznania tej historii.
Żyjesz sobie spokojnie, dni toczą się powoli niczym kolejka wąskotorowa. Jednak od czasu do czasu życie funduje Ci trzęsienie ziemi, spadają na Ciebie wszystkie plagi egipskie, a jakby tego było mało to i ptak Ci na głowę nasra. Znasz to? Karolina, główna bohaterka powieści "Dzieci wierzby" przekonała się o tym boleśnie.
Dojrzała kobieta postawiona przed dramatyczną sytuacją życiową po ucieczce męża i problemami finansowymi, oraz Kuba, arborysta, który po latach emigracji wraca w rodzinne, by zaopiekować się chorą na alzheimera matką. Ich losy splatają się niczym nici pajeczyny tworząc swoistą mozaikę wydarzeń tworzących kanwę fabuły.
Jest to bowiem powieść o powrotach, do nowej rzeczywistości, ale też i do przeszłości, która wywiera nieodparty wpływ na życie obecne. Pokazuje jaki wpływ dzieciństwo ma na dorosłe życie. Szczególnie gdy wychowanie spoczywało na matkach - niebieskich ptakach, pozbawionych emocjonalnej dojrzałości. To powieść o skomplikowanych relacjach rodzinnych i niełatwym poszukiwaniem miłości oraz spokoju.
Szczególną zaletą tej powieści jest styl pisarki. Lekki, pozbawiony patosu, "taki z jajem" doprawiony szczyptą ironii. Autorka nawet o sprawach trudnych: alzheimer, używki, choroba potrafi pisać z dystansem i humorem, który nie pozbawia jednak tematu należytej mu powagi.
"Dzieci wierzby" to głęboka i wzruszająca lektura, która zadowoli miłośników literatury obyczajowej poszukujących w książkach zarówno rozrywki, jak i poważnych tematów do przemyśleń, psychologicznej głębi. Jestem pewna, że lektura tej książki, nie pozostawi Cię obojętnym. Może skłoni do refleksji nad własnym życiem. Pozwoli zastanowić się co w tym, często poplątanym życiu jest najważniejsze.
“Taka była. Zbudowana ze szkła i gwoździ - krucha i ostra jednocześnie”.
Kuba po wielu latach popytu w Norwegii, gdzie znalazł swoje miejsce na ziemi, wraca do rodzinnego domu do Polic. Nie kieruje nim tęsknota za bliskimi, ale poczucie obowiązku. Jego matka jest chora, ma Alzheimera, potrzebuje całodobowej opieki. Kuba w dzieciństwie przyjaźnił się z Karoliną, zagubioną dziewczyną, która brała odpowiedzialność za wszystkich. Oboje wychowywali się w domach, gdzie rodzice myśleli głównie o sobie, by mieć co zajarać. Karolina właśnie otrzymała cios – jej mąż, kierowca zawodowy, uciekł z towarem wartym duże pieniądze, zostawiając ją z długami. Spotkanie po latach zaskakuje oboje. Kuba musi na nowo poukładać życie przy chorej matce, Karolina zmuszona jest sprzedać mieszkanie, spłacić długi i wrócić do matki, z którą nigdy nie łączyła ją serdeczna więź. Między nimi wybucha tłumione uczucie, a tajemnice z przeszłości zaczynają wychodzić z ciemnych kątów.
Ich życie nigdy nie było “normalne”, teraz zaczyna przypominać groteskę – niby zwyczajne, jest pełne pęknięć, rys i bolesnych paradoksów. Akcja powieści toczy się niespiesznie, wciąga i intryguje, pozwalając smakować każde zdanie, każdy gest bohaterów. Relacje międzyludzkie, rodzinne, te dawno uśpione tajemnice – wszystko tu ma znaczenie. To opowieść do bólu realna, a jednocześnie niezwykle sugestywna. Małgorzata Stasiak pisze z lekkością i naturalnym wdziękiem – potrafi połączyć humor z prostotą języka, a przy tym wpleść w niego subtelność i emocjonalną głębię. Dzięki temu historia nabiera wyjątkowej mocy. Bohaterowie są pełnokrwiści, wiarygodni, psychologicznie rozpisani. Każdy z nich jest inny, każdy niesie coś, co zaskakuje, uwiera, porusza. Karolinę polubiłam od razu – kobieta po pięćdziesiątce, szczera, wrażliwa, odrobinę pogubiona, a przy tym niesamowicie silna. Nie wiem, skąd brała siły, by dźwigać swoją trudną codzienność. Narracja prowadzona z kilku perspektyw jeszcze bardziej podnosi wartość książki. Daje szersze spojrzenie, pozwala wejść w głąb wydarzeń i emocji, poczuć to, co ukryte między słowami.
Powieść, w której emocje wirują niczym w kalejdoskopie. To historia, gdzie tajemnice pochowane w zakamarkach pamięci, nie dają o sobie zapomnieć, gdzie codzienność bywa trudna i nieprzewidywalna, a miłość – zjawia się niespodziewanie, niczym ratunek. Poruszająca, ironiczna, nietuzinkowa. Autorka nie boi się tematów ciężkich: trudnego dzieciństwa odciskającego ślad w dorosłym życiu, rodzinnego domu, który bardziej boli niż koi, choroby, która powoli pustoszy i zabiera wszystko. Małżeństwo, które pozostawia wiele do życzenia, obojętność, trwanie z przyzwyczajenia. Pojawia się też coś, co daje nadzieję – uczucie, które koi, przyjaźń, która ocala, i wierzba, która potrafi wysłuchać, jakby rozumiała więcej, niż człowiek może pojąć.
Trwam w zachwycie!
To historia bardzo życiowa, emocjonalna, pełna refleksji, a przy tym zaskakująco lekka w odbiorze. Porusza, wzrusza, wywołuje uśmiech i zostawia ślad. Czuję się zauroczona stylem autorki, która od pierwszych stron wciąga czytelnika w gąszcz emocji i nie pozwala się uwolnić. Polecam z całego serca! Tatiasza i jej książki :)
Głównymi bohaterami powieści są Kuba i Karolina, przyjaciele z dzieciństwa a dziś ludzie po 50-tce, każde z cięzkim bagażem trudnych doświadczeń. Los postanawia skrzyżowac ich drogi ponownie i zmusić każde z nich do powrotu do rodzinnego domu. Dla żadnego z nich powrót do Polic nie jest jednak ani łatwy ani wyczekiwany. Matki dwójki bohaterów to przyjaciółki, obecnie w wieku 70+, nie oszczędzające w młodości ani siebie ani swoich dzieci. Dawne hipiski, pogrążone w wiecznej zabawie, wychowujące dzieci w oparach alkoholu i narkotyków. Żadna z nich nie potrafiła zbudować zdrowej relacji ze swoim dzieckiem. Kuba zaalarmowany przez Dankę, matkę Karoliny, o pogarszającym się stanie zdrowia jego matki, Dzidzi, powraca z emigracji do rodzinnego domu. Matka, której choroba odbiera pamięć plącząc wspomnienia, rzadko kiedy rozpoznaje własnego syna. Karolina, porzucona z długami przez męża, powraca załamana do domu swojej matki. Dla każdego z nich powrót przynosi masę przemyśleń, przeważnie gorzkich i przepełnionych pretensjami. W całym bałaganie, jedyną stałą i niezmienną bohaterką jest stara wierzba będąca przez lata powiernikiem dwójki bohaterów.
Kiedy wydaje się, że szczęście w końcu uśmiecha się do Kuby i Karoliny łącząc ich powoli budzącym się uczuciem, los rzuca im pod nogi ogromną kłodę burzącą ich wspólne szczęście.
"Dzieci wierzby" to powieść poruszająca temat trudny. Niełatwe relacje rodzinne, trudne dzieciństwo, choroba rodzica i powrót do miejsca, do którego nigdy nie planowano powrotu. Autorka wprowadza jednak momentami w dialogi bohaterów odrobinę humoru i sarkazmu dzięki którym łatwiej nam przez te tematy przejść.
Często macie tak, że sięgacie po książki z konkretnym nastawieniem, a jednak dostajecie kompletnie inny pakiet?
Po części, tak właśnie miałam przy tej pozycji.
Gdzieś z tyłu głowy pojawiła mi się myśl, że ta książka będzie pełna bólu, straty i rozterek emocjonalnych. Tymczasem, autorka już przy pierwszych stronach pokazała, że te wyobrażenia w ogóle nie stoją przy tej pozycji i najlepiej abym te uszykowane chusteczki zostawiła na inny czas.
Od samego wejścia zderzamy się z rzeczywistością głównej bohaterki, Karoliny, która w ogniu negatywnych wiadomości zostaje bez męża i długiem, pochłaniającym mieszkanie. Na to wszystko wkracza Kuba, znajomy od pieluchy, który swoją posturą (a może i nie tylko) przysłonił naszej Karolince świat,.
Przede wszystkim, przy tej książce nie ma nudy. Samo życie głównej bohaterki podchodzi pod czystą masakrę z komedią, a w pakiecie dostajemy Kubę z matką, która przysparza kolejne akcje stulecia. Gdybym mogła, zapewne książkę przeczytałabym na raz, ale wiadomo, obowiązki są bezlitosne, choć podczas ich wykonywania moje myśli i tak wracały do toczącej się akcji.
Główni bohaterowie, zwłaszcza Karolina, jej usposobienie, charakter... Często czułam się trochę jak ona. Mająca swoje fanaberię, które kocha całym sercem, lecz boi się pokazać światu, aby nie zostać negatywnie postrzeżona. Więc, troszkę się utożsamiałam, choć wiekiem odbiegamy od siebie..
Kolejni bohaterowie także zostali super wykreowani, każdy posiadał swoje określone cechy, nikt nie był bezpłciowy, a sądzę, że to nie lada wyczyn. Fajnie to dodatkowo wzbogaciło fabułę, do której nie potrafię się przyczepić.
Pisząc ostatnie słowo, szczerze polecam, zwłaszcza jeśli jest się fanem stylu pisania Marty Kisiel, to tym bardziej odnajdziemy się i w takiej pozycji z małym wątkiem miłosnym, który cichutko chwyta za serce. <3
Buźka!
Nim przeczytałam tę książkę, przyznam, iż jej tytuł bardzo mnie intrygował. Wierzba... kojarzy się z czymś silnym, ale również z korzeniami. Jak to drzewo. Każdy z nas bowiem posiada korzenie, ale nie każdy z nas chce do nich wracać. Tak jak w przypadku bohaterów tej powieści. One czasem bolą bardziej niż wspomnienia. Czy wierzby mogą wiedzieć więcej niż rodzina? Bo wrócić do domu dużo trudniej niż z niego wyjechać. A przecież powinno być odwrotnie, prawda?
Kuba po latach emigracji wraca do rodzinnych Polic. Bynajmniej nie z tęsknoty, lecz by zająć się matką. Z kolei Karolina dowiaduje się, że jej mąż uciekł z towarem wartym kilkaset tysięcy. Tych dwoje niczego nie planowało. Życie, los zdecydował za nich. Zaczynają coś do siebie czuć. Ale wtedy wychodzi coś, co miało pozostać ukryte... Ich miłość staje się zakazana.
Historia w żadnym aspekcie nie przypomina bajki. Tu dominuje gorzki, smutny, prawdziwy wydźwięk. Ale gdzieś w tym wszystkim jest miejsce na niewymuszony, ironiczny humor. I choć tematy, które wywołują tu uśmiech, nie należą do przyjemnych, jak chociażby problem demencji czy trudne dzieciństwo, to autorka nie robi tego prześmiewczo. Czytelnik ma wynieść z tego pewne refleksje.
"Drzewa pochylają się pod ciężarem przeszłości, ale nie łamią. Potrafią trwać, jeśli tylko pozwoli im się rosnąć w spokoju."
Małgorzata Stasiak stworzyła portrety osób nieidealnych, emocjonalnie niedojrzałych, z wadami, słabościami, popełniającymi błędy, ale i przypisała im również zalety i pragnienia. Na ich przykładzie, widzimy, że nie warto pielęgnować w sobie nienawiści, ciągle rozpamiętywać krzywd. Ciężko przyjąć do wiadomości to, że rodzina nie zawsze jest dla nas wsparciem. A życie pisze różne niespodziewane scenariusze. Trzeba znaleźć w sobie siły, by pogodzić się z przeszłością, przebaczyć.
"Demony dzieciństwa skakały nad ich głowami. Każde z nich, zapętlone w przeszłości, szukało we wspomnieniach potwierdzenia bądź zaprzeczenia całej tej hecy, którą zdradzała sztuka epistolarna Dzidzi."
Momentami akcja toczyła się nazbyt powolnym rytmem. Co prawda taki zabieg pozwala nam lepiej wczuć się w daną sytuację czy wsłuchać w ciszę, jednak trzeba po prostu lubić taką formę prowadzenia fabuły. Z kolei zastosowane metafory były genialne!
"Dzieci wierzby" to słodko-gorzka powieść o skomplikowanych relacjach, rodzinie, trudnym dzieciństwie, opiece, miłości, prawdzie, o bolesnym powrocie do tego co zapomniane. To historia, która przypomina, że każdy z nas ma miejsce, które może nazwać swoim, mimo iż powroty do niego nie należą do łatwych. I tylko wierzba jest świadkiem cichych dramatów, sekretów i tego co niewypowiedziane...
Karolina, egzystująca w nijakim małżeństwie, w nijakim mieszkaniu i w pracy niezbyt rozwijającej jej pasje. Pogodzona z faktem, iż małżonek uciekł z wartościowym towarem, mniej pogodzona z tym,że to ona będzie musiał za ten towar zapłacić.
Kuba, przed wieloma laty wyemigrował w świat, który rozumie. Drzewa, natura, to jest coś co go nie zawodzi. Gorzej z ludźmi. Z przymusu wraca do Polic by zająć się matką, mimo,że ona nigdy nie zajmowała się nim.
Tych dwoje, bardzo dobrze sobie znanych, kiedyś tam mieszkających obok, ponownie wprowadza się do domu rodziców. Co z tego wyniknie? Jakie niespodzianki przygotował dla nich los?
Po udanym, zabawnym i pełnym refleksji debiucie autorka ponownie wróciła z tematami trudnymi. Ubrała je jednak w płaszczyk niewymuszonego, naturalnego humoru. Czytając o demencji, trudnym dzieciństwie, kłodach rzucanych bohaterom pod nogi nie sposób się nie uśmiechnąć. Wiem jak to brzmi. Wiadomo, nie są to tematy błahe, z których należy się wyśmiewać. I Pani Małgosia nie robi tego w sposób prześmiewczy ale taki, by czytelnik poprzez lekturę, łzy śmiechu gdzieś tam pomiędzy wcisnął i łzę smutku, zastanowił się nad tym co ważne, dla nas, osób obok.
Bohaterowie są zmuszeni sięgnąć do korzeni, ale czy to co odkryją im się spodoba... cóż życie to jedna wielka niespodzianka, niekoniecznie przyjemna. Trzeba je brać jakie jest, patrzeć z nadzieją na przyszłość, pogodzić się z przeszłością i żyć w zgodzie z innym, nawet jeśli oni kiedyś nas skrzywdzili. Bo co nam po życiu w nienawiści, na co komu skumulowany jad... Książkę bardzo polecam, czytajcie, śmiejcie się i pozwólcie sobie na refleksję.
Jedno ciastko może całkowicie zmienić życie Aldona w imię większej dbałości o relacje instagramowe niż te międzyludzkie traci wszystko. Zmęczeni życiem...