Dr Gladys McGarey rozpoczęła praktykę lekarską w czasach, kiedy kobiety nie mogły nawet otworzyć własnego konta w banku. Od ponad sześćdziesięciu lat torowała drogę nowemu sposobowi myślenia o leczeniu, które zmienia nasze wyobrażenie o prawdziwej trosce o zdrowie. Współzałożycielka Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycyny Holistycznej pomogła tysiącom pacjentów prowadzić szczęśliwsze i zdrowsze życie.
Dr Gladys McGarey dzieli się swoimi nadzwyczajnymi opowieściami oraz niekończącą się mądrością, począwszy od wczesnego dzieciństwa w Indiach i okazją spotkania z Mahatmą Gandhim, poprzez życie jako lekarka i matka sześciorga dzieci, do tego jak udało jej się przetrwać zarówno poważną chorobę, jak i złamane serce. I co istotne - nie patrzy tylko wstecz, ale patrzy do przodu. W wieku 103 lat ma własny dziesięcioletni plan i wizję na zdrowszą i radośniejszą przyszłość dla każdego z nas.
Mając ponad sto lat, dr Gladys McGarey, wciąż udziela życiowych konsultacji, żeby pomóc ludziom nawiązać kontakt z ich wewnętrznym uzdrowicielem. Uznana i doceniona jako pionierka ruchu, w którym spotykają się medycyna alopatyczna i holistyczna, dr Gladys mieszka i pracuje w Scottsdale, Arizona, gdzie przez wiele lat prowadziła wspólną praktykę medyczną razem ze swoją córką. Utrzymuje zdrową dietę, ale od czasu do czasu lubi spałaszować porządną porcję ciasta.

W książce Dobre życie. Sześć sekretów zdrowia i szczęścia 103-letniej lekarki przeczytasz m in:
- o sześciu głębokich sekretach, które pozwolą ci zmienić perspektywę w różnych życiowych sytuacjach i pomogą bardziej świadomie zarządzać swoją życiową energią
- czym jest życiowy napęd (w oryginale angielskim dr Gladys pisze o tzw. ,,sokach życia") i jak odnaleźć swoje unikalne talenty, które spowodują, że poczujesz się bardziej żywy i szczęśliwy
- jak wychodzić z poczucia utknięcia i wprowadzać do życia więcej ruchu i przepływu
- jak umiejętnie przechodzić przez ból i trudne sytuacja, które są nieodłączną częścią życia
- jak uwalniać i odpuszczać to, co już ci nie służy
- jak odnajdywać miłość i wsparcie w obliczu tego, co budzi twój lęk
- jak pielęgnować miłość do samego siebie i uzdrawiać różne aspekty swojego życia miłością
- jak czerpać siłę do życia z poczucia przynależności i połączenia z innymi ludźmi
- jak dostrzegać we wszystkim cenne lekcje i traktować życie jako życzliwego nauczyciela.
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Biały Wiatr.
Dobre życie to mądra, ciepła i motywująca książka, po której chce się żyć inaczej. Nie z poczucia obowiązku, ale z wdzięczności. McGarey przypomina, że nigdy nie jest za późno, by zmienić kierunek, naprawić relacje, znaleźć radość w prostych rzeczach. W świecie przeładowanym poradami ta książka wyróżnia się szczerością i spokojem. Nie obiecuje cudów. Uczy, jak znaleźć w sobie siłę, by być w pełni obecnym w życiu – tu i teraz. Warto mieć tę pozycję zawsze pod ręką – pisze nasza recenzentka, Danuta Awolusi, w recenzji książki Dobre życie.
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Dobre życie. Sześć sekretów zdrowia i szczęścia 103-letniej lekarki. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Rozdział 26
Jak przestać walczyć
Kiedy życie staje się wyzwaniem, łatwo mieć poczucie, że cały świat sprzysiągł się przeciwko nam. Tym, którzy osobiście nie podzielają poglądu o mistycznym porządku, może się wydawać, że ciężkie wydarzenia, ludzie czy okoliczności naszego życia są dowodem, że po prostu mamy pecha – albo, gorzej, ci, którzy postrzegają życie jako boskie przeznaczenie, mogą to uznać za potwierdzenie swojej marności i niegodności. Takie wyzwania, w naturalny sposób budzą w nas opór.
A jednak one pojawiają się, przez całe nasze życie. Chociaż to, co stanowi dla nas wyzwanie i jak dużą sprawia nam trudność różni się znacznie w zależności od osoby i społeczności, nikt – absolutnie nikt – nie ucieknie przed faktem, że życie jest trudne i surowe. Musimy tylko dokonać małej, ale kluczowej zmiany w perspektywie – od walki, żeby nie dopuszczać życia do siebie, do witania go z otwartymi ramionami.
Jako dziewczynka byłam wojowniczką. Byłam dobra w bójkach, i odkąd powtarzałam pierwszą klasę, miałam ku temu wiele okazji. Moi starsi bracia uczyli mnie, jak się siłować i bić, podczas gdy Margaret i Gordon obserwowali nas z szeroko otwartymi oczami, a ja korzystałam z mojego nowego zestawu umiejętności, żeby zawzięcie bronić siebie i mojej rodziny. Inne dzieci odpowiadały na to dręczeniem mnie za niemal wszystko, co dotyczyło życia rodziny Taylorów, na przykład za zaangażowanie moich rodziców w pracę na rzecz osób pogardzanych przez społeczeństwo. Nawet w Indiach, mieliśmy doświadczenia dalekie od tych pospolitych, i chociaż bardzo kochałam swoje dzieciństwo, każde dziecko chciałoby pasować do grupy rówieśników.
Pewnego dnia, córka dyplomaty dokuczała mi, ponieważ moja matka pracowała razem z ojcem. Mała Claudia Knowles stała tam ze swoimi cienkimi blond włoskami związanymi perfekcyjną wstążką i mówiąc z przesadnym brytyjskim akcentem, upierała się, że nie ma mowy, żeby moja matka była lekarką.
– Z pewnością jest pielęgniarką. Wszystkie kobiety, które mają pracę są pielęgniarkami. – Jej głos zabrzmiał pogardą przy słowie praca, jakby opisywała szczura czy karalucha. – A większość nawet taka nie jest – to porządne matki, które zostają w domu i organizują herbatki.
Nie pamiętam, co odpowiedziałam, ale nigdy nie zapomnę jej zszokowanej miny, gdy uderzyłam ją pięścią prosto w nos.
W krótkim czasie zaczęłam się szarpać z chłopakami na placu zabaw, wymieniałam riposty z dziewczynami po szkole i uderzałam w jeszcze więcej szpiczastych brytyjskich nosów solidnym prawym sierpowym, którego nauczył mnie mój brat Carl. Jedna z dziewczynek, z włosami ułożonymi w idealne loki, zarobiła go po tym, jak wyśmiewała ubrania, które uparłam się sama wybrać, ku wielkiemu rozczarowaniu mojej matki. Inni nazywali mnie głupią i śpiewali wredne piosenki, żeby jeszcze bardziej dotarło do mnie ich odrzucenie.
A potem, któregoś dnia obudziłam się i zdałam sobie sprawę, że poza moim rodzeństwem nie mam ani jednej przyjaciółki czy przyjaciela. Było to jakoś krótko przed okresem dojrzewania, w okresie, kiedy dzieci uświadamiają sobie swoją pozycję społeczną, i nagle dotarł do mnie dramatyzm mojej sytuacji. Leżałam w łóżku i przyznałam sama przed sobą, że jeśli czegoś nie zmienię, pozostanę bez przyjaciół na całe życie. Muszę przestać walczyć – pomyślałam. – Ale jak? Byłam wtedy tak samo uparta i obstająca przy swoim jak teraz i nie chciałam być popychadłem.
Zaczęłam myśleć o ludziach w moim życiu i zastanawiałam się, kto z nich walczył najmniej. Może mogłabym dowiedzieć się, jak udało im się znaleźć inną perspektywę.
Odpowiedź pojawiła się od razu – moja matka. Ona nigdy nie walczyła z innymi ludźmi. Z pewnością nie tarzała się w kurzu… ona nawet nie wyrażała ustnie swojego sprzeciwu. I przy tym nie była popychadłem! Była w stanie dokonać w życiu tego, co chciała, ale robiła to bez walki.
Myślałam o tym, w jaki sposób potrafiła podejść do każdej sytuacji z radością i humorem. Nawet kiedy nie zgadzała się z czymś, co ktoś powiedział, nadal była ciekawa tej osoby i brała pod uwagę, że być może ma ona coś innego wartościowego do zaoferowania. Była mądra w ten szczególny sposób, który cechuje ludzi o głębokiej miłości do siebie – silna, lecz równocześnie elastyczna, jak zwoje miękkiego jedwabiu, które widywałam podczas rodzinnych wypraw na targ.
Zrozumiałam, że jeśli chcę cieszyć się życiem i ludźmi, którzy w nim są, będę musiała przestać walczyć z dziećmi, które mi dokuczały i zamiast tego komunikować się w bardziej pozytywny sposób. Będę musiała zachowywać się bardziej, jak moja matka. Wprowadzić humor, mądrość, poczucie własnej wartości i każde inne narzędzie jakie tylko znajdę wobec tych, którzy byli dla mnie wyzwaniem, żebym mogła mierzyć się z ich wrogością bez odwzajemniania.
Ten moment był dla mnie kluczowy. Od tamtej pory, zbudowałam silne więzi z innymi, a większości ludzi trudno było uwierzyć, że był w moim życiu czas, że nie miałam przyjaciół. Patrząc wstecz, ponad dziewięćdziesiąt lat później, widzę, że to zmiana w perspektywie była tym, co wpłynęło na mnie na wiele sposobów. Nauczyłam się nie walczyć nie tylko z innymi dziećmi – ale przede wszystkim z samym życiem.
Leżąc w łóżku, zaczęłam przekierowywać swoją energię na angażowanie się w życie, zamiast walkę z nim, szczególnie gdy robiło się ciężko. Od tego momentu, zaczęłam pozwalać życiu mnie uczyć, nawet gdy się z nim nie zgadzałam i nawet, kiedy mnie bolało. Zaczęłam kierować swoją energię na odkrywanie tego, co każde wyzwanie miało mi do zaoferowania, zamiast drenować siebie walką, aby zmienić to, co właśnie się działo. W ten sposób, stałam się silna, lecz jednocześnie miękka i elastyczna. Jak jedwab. Jak moja mama.
W życiu jest tak wiele rzeczy, których nie rozumiemy, gdy się wydarzają. Tamtego dnia w łóżku, myślałam, że właśnie rozwiązuję swoje problemy towarzyskie… wiedziałam, że jest to duża zmiana w myśleniu, ale nie miałam pojęcia jak ważne to się stanie. Ten prosta koncepcja – przestań walczyć – stała się jednym z największych i najważniejszych odkryć mojego życia. Wyrosła z bólu. Narodziła się z samotności, odrzucenia i strachu, że wszystko już zawsze będzie takie jak było. Dochodząc do tego momentu, nie czułam się radosna ani lekka… było mi ciężko i ciemno. A jednak to była ta chwila, w której wszystko się dla mnie zmieniło.
Oto prawda o wielu rzeczach w życiu – to właśnie wyzwania popychają nas do przodu. Myślę o doktorze Miltonie Ericksonie, wspaniałym psychiatrze i psychoterapeucie, którego kameralne spotkania w moim salonie przekształciły się w dumne konsorcjum profesjonalistów zajmujących się hipnozą terapeutyczną. Zainteresowanie Miltona świadomością – świadomym i nieświadomym umysłem oraz tym, jak ze sobą współdziałają – zaczęło się podczas długich miesięcy, które jako nastolatek spędził w łóżku, walcząc z polio. Eksperymentował ze swoimi teoriami na sobie, używając pamięci mięśniowej przechowywanej w jego nieświadomości do tego, żeby nauczyć swoje sparaliżowane i atroficzne nogi na nowo chodzić. W ciągu dekady poprzedzającej nasze spotkanie, zmagał się z zespołem post-polio (ang. PPS; post-polio syndrome) i musiał ponownie testować swoje teorie, żeby utrzymać się na nogach. W tamtym czasie, nie były to łatwe doświadczenia, z pewnością cierpiał. Jednak wnioski na temat umysłu i układu nerwowego uzyskane dzięki tym samotnym badaniom pomogły mu odblokować jego wielkość i moc. Poprowadziły w kierunku profesjonalnej kariery, którą kochał, i gdzie stworzył dorobek, który żyje po dziś.
Milton nauczył się zwracać w stronę wirusa żyjącego w jego układzie nerwowym i pytać, co ma mu do pokazania na temat potęgi umysłu. Ja musiałam nauczyć się zwracać w stronę swojej samotności pozbawionej przyjaciół i pytać, czego może mnie nauczyć, co ostatecznie oznaczało zaprzestanie walki z własnym życiem. Nasze doświadczenia były zupełnie inne, ale zmiana perspektywy była podobna – oboje musieliśmy przekierować nasz opór i skupić się nie na tym, co straciliśmy, ale na tym, co mogliśmy zyskać.
Bez wyzwań nie jesteśmy prawdziwie żywi. Martwię się, widząc, jak wielu współczesnych rodziców stara się chronić swoje dzieci przez trudnościami. Kiedy nie pozwalamy dzieciom podejmować ryzyka i widzieć rzeczy, które je przerażają, szkodzimy im. Odcinamy je od prawdziwego świata. To je krzywdzi, ponieważ sprawia, że ciągle pozostają dziećmi, oraz krzywdzi rodziców, bo zmusza ich do odgrywania roli wiecznego opiekuna. Oczywiście to nie znaczy, że mamy je na wszystko narażać… szczepionka na polio była dobrą rzeczą dla świata, i nawet moja matka zmuszała nas do noszenia butów, żeby chronić nas przed skorpionami i wężami. Lecz niewielka dawka niebezpieczeństwa jest dobra dla dzieci.
Liczne ścieżki duchowe odwołują się do związku pomiędzy wzrostem a cierpieniem. Nie możemy powstrzymać siebie od cierpienia – i również nie powinniśmy przez cały czas powstrzymywać od tego naszych dzieci. Dzieci muszą wiedzieć, że mogą rosnąć i zdrowieć, a żeby tak się stało, muszą odrobinę pocierpieć. Jako dorośli, też tego potrzebujemy… musimy zademonstrować przez nasz własny wzrost, jak przekierować naszą energię z powrotem w stronę życia po okresie cierpienia.
Takie przekierowywanie energii jest wyborem, który wymaga od nas odwołania się do naszego najwyższego ja – szczególnie, kiedy sprawy są trudne. To wywiera ogromny wpływ na nasze doświadczanie życia… pomaga na nowo zaangażować się w otaczający nas świat, dawać z siebie wszystko, co najlepsze i w zamian przyjmować to, co najlepsze.
Dokonanie tego wyboru wymaga nieraz ogromnego wysiłku ze strony naszego świadomego umysłu. Co więc powinniśmy zrobić, gdy życie rzuca nam tak wiele wyzwań, że brakuje nam energii, żeby zmobilizować się do takiego wysiłku? Właśnie wtedy możemy pozwolić, żeby inne części naszej świadomości ruszyły nam z pomocą.
Książkę Dobre życie. Sześć sekretów zdrowia i szczęścia 103-letniej lekarki kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,
