Prekursorki kodowania. Fragment książki „Brotopia. Kobiety a Dolina Krzemowa"

Data: 2019-11-21 12:40:42 | Ten artykuł przeczytasz w 12 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Nasz kulturowy stereotyp na temat wyglądu i zachowania geniusza komputerowego zdążył się ugruntować do czasu, kiedy Whitney wkroczyła do świata informatyki. Jednak początkowo programiści wyglądali zupełnie inaczej. W zasadzie wyglądali jak kobiety. W swej historii internetu, Innowatorach, Walter Isaacson zwraca uwagę, że kiedy mężczyźni byli skoncentrowani na konstruowaniu pierwszych komputerów, kobiety były pionierkami równie istotnego zadania, jakim było wytwarzanie oprogramowania – czyli mówienia maszynom, co mają robić – pisze Emily Chang w publikacji Brotopia. Kobiety a Dolina Krzemowa. Przeczytajcie jej tekst o prekursorkach programowania i o tym, dlaczego dziś większość programistów to mężczyźni. 

Prekursorki kodowania

Jedną z nich była Grace Hopper, doktor matematyki i kontr-admirał w marynarce wojennej Stanów Zjednoczonych, która w 1944 roku programowała Mark I, gigantyczny komputer na Uniwersytecie Harvarda. Podczas II wojny światowej Mark I pomagał w zaprojektowaniu bomby atomowej, która została zrzucona przez Amerykę na Japonię w następnym roku. Hopper miała niesłychaną zdolność przekładania problemów na mowę równań matematycznych, a następnie przedstawiania ich maszynie w języku, który mogła przetworzyć. Do programowania miała wspólnotowe podejście, przesyłając wersje kodu innymi licząc na pomoc w jego usprawnieniu. Opracowała koncepcję tego, co jest znane pod nazwą kompilatora umożliwiającego tłumaczenie kodu źródłowego na język, który może zrozumieć wiele odmiennych maszyn, pomagała też rozwinąć język programowania COBOL i szerzyła ideę, w myśl której maszyny powinny móc poprawnie ze sobą współdziałać.

W okresie II wojny światowej także wojska lądowe Stanów Zjednoczonych zamówiły swój pierwszy komputer i to kobiety były jego pierwszymi programistkami. ENIAC (Elektroniczny, Numeryczny Integrator i Komputer) należało „nauczyć” obliczać trajektorie broni wykorzystywanych przez żołnierzy na polu bitwy. Wybrano sześć kobiet spośród grup, które już wcześniej zajmowały się tymi obliczeniami manualnie.

Niewidzialne

W tamtych czasach, kiedy kobiety nie były zachęcane do zostania inżynierami, nie było wcale tak niezwykłe, że kobieta wybierała studia matematyczne. Jednak kiedy w 1946 roku ENIAC został zaprezentowany prasie, żadna z tych sześciu kobiet nie została wspomniana ani nie pojawiła się na zdjęciach. (Jeśli widzieliście film Ukryte działania, to wiecie, o co chodzi). W 1962 roku trzy czarnoskóre kobiety pracujące jako matematyczki dla NASA pomogły dokonać obliczeń, dzięki którym John Glenn został wysłany na orbitę. To także kobieta – Margaret Hamilton – kierowała zespołem, który napisał oprogramowanie dla Apollo 11, wykreślając jego drogę na księżyc.

Komputerowe dziewczyny

W tamtym czasie określenie „programować” miało negatywne konotacje odnoszące się do pracy kobiet. Działo się tak, ponieważ komputery wciąż wymagały dużego nakładu ręcznej, mechanicznej pracy, bliższej obsłudze centrali telefonicznej niż wyższej matematyce. Kojarzyły się też z pisaniem na maszynie, umiejętnością wiązaną z pracą w sekretariacie, którą wtedy wykonywały niemal wyłącznie kobiety.

Jednakże do późnych lat sześćdziesiątych przemysł komputerowy urósł i stał się bardziej zyskowny – na tyle, że redaktorka naczelna magazynu „Cosmopolitan” Helen Gurley Brown zdecydowała się zwrócić uwagę swoim czytelniczkom na oferowane niesekretarskie pensje. Artykuł z 1967 roku zatytułowany Komputerowe Dziewczyny informował, że „dziewczyna «starszy analityk systemów» zarabia 20 000 dolarów i więcej!” – ekwiwalent dzisiejszych 150 000 dolarów. Tekstowi towarzyszyła fotografia Ann Richardson, inżynierki systemów w IBM. W sportowej sukience, perłowych kolczykach i w krótkiej bufiastej fryzurze uśmiechała się szeroko, wskazując piórem na monitor komputerowy.

Inna cytowana kobieta wyjaśniała, że myślała, iż będzie cały dzień jedynie wciskać przyciski: „Doszłam do tego, jak komputer może rozwiązywać problemy, nauczyłam się instruować maszynę, by to robiła”.

Programowanie a planowanie kolacji

„Cosmopolitan” przeprowadził nawet rozmowę z Grace Hopper, która porównała programowanie do planowania kolacji, w czym – jak powiedziała – kobiety są ekspertkami ze względu na swoją cierpliwość i przywiązywanie wagi do detali. „Kobiety są «urodzone» do programowania komputerów, rzeczowo oświadczyła Hopper. Cosmo poparło ją deklarując „całkiem nowy rodzaj pracy dla kobiet. (…) Mówić cudownym maszynom, co i jak mają robić. (…) Nawet jeśli nie brzmi to jak kobieca praca – to nią po prostu jest”.

Lecz w czasie kiedy „Cosmo” zachęcało więcej kobiet do szukania sowicie płatnych posad w tej nowej dziedzinie, inne siły sprzysięgały się, by je z niej wypchnąć. Ironiczne, że branża zaczęła blokować dostęp kobietom w chwili, gdy najbardziej potrzebowała sił do pracy. W istocie nowa technologia często była sprzedawana jako sposób na zastąpienie pracy kobiet w biurze. W jednej z reklam firmy Optical Scanning Corporation pytano: „Co ma 16 nóg, 8 podstępnych języków i kosztuje cię co najmniej 40 000 dolarów rocznie?” Zdjęcie dawało odpowiedź, przedstawiając stłoczone ujęcia ust i nóg w rajstopach ośmiu pracownic biurowych.

Brotopia po polsku ma łagodniejszy przebieg. To raczej przykład „śmierci tysiąca ran" opisanej w „Brotopii", gdzie przez „drobne sprawki" kobiety kończą każdy dzień na deficycie emocjonalnym. Muszą na przykład częściej niż koledzy udowadniać, że nadają się do swojej pracy i wykonywać ją na 110%, żeby zdobyć takie same noty i uznanie. Miewają trudności w awansach – szczególnie jeśli są w wieku, w którym pracodawca zakłada (nie pytając, bo nie ma do tego prawa), że kobieta zniknie na półtorej roku, bo za chwilę będzie miała dziecko, „nie warto" więc w nią inwestować…

- wywiad z Katarzyną Suską, wydawczynią „Brotopii"

Kiedy świat komputerów rozrósł się gwałtownie w latach sześć dziesiątych, zabrakło programistów do obsadzenia wolnych posad. Przedsiębiorstwa były tak zdesperowane, że rekruterzy dążyli do zidentyfikowania, jakie konkretnie umiejętności i typy osobowości charakteryzują wielkich programistów, co opisuje historyk komputerów Nathan Ensmenger w swojej książce z 2010 roku The Computer Boys Take Over.

„Urodzeni" programiści

W tym samym okresie – dowiadujemy się od Ensmengera – strażnicy bram tego przemysłu zaczynają żywić przekonanie, że programowanie to czarna magia, a jej najlepsi adepci rodzą się z tą zdolnością, a nie ją nabywają. Wraz ze wzrostem wynagrodzeń rósł status programowania.

Pracodawcy zdali sobie sprawę, że nie jest to, jak początkowo myśleli, zajęcie urzędnicze, lecz ściśle intelektualne – tym samym programowa nie zyskało prestiż wyspecjalizowanej profesji. „Dla wielu ludzi w tam tym czasie pojęcie profesjonalisty było synonimem wyłącznie męskiego zajęcia, dającego wysoką pozycję”.

Ensmenger szacuje, że około 1962 roku 80% przedsiębiorstw stosowało testy predyspozycji przy zatrudnianiu programistów. Test IBM-u skoncentrowany na umiejętnościach rozwiązywania problemów stał się standardem w branży; w samym 1967 roku podeszło do niego 700 000 ludzi. Był jednak równie szeroko skompromitowany, co raportuje Ensmenger; niektórzy dzielili się odpowiedziami w uczelnianych bractwach i Elks Lodges. To przygotowało teren dla innego testu, tym razem opartego na osobowości programisty.

W połowie lat sześćdziesiątych duża firma programistyczna o nazwie System Development Corporation zwerbowała dwóch psychologów, by wyszukiwali nowych pracowników, którzy z radością podejmą się nowej, tajemniczej profesji kodera. Psychologowie William Cannon i Dallis Perry skonstruowali profile 1378 programistów, wśród których było tylko 186 kobiet, i danych tych użyli do utworzenia „skali zainteresowań zawodowych”, co, jak wierzyli, pozwoli przewidzieć „zadowolenie”, a w konsekwencji sukces na tym polu. Bazując na swoich badaniach, wywnioskowali, że osoby, które lubią rozwiązywać różnego rodzaju zagadki, od matematycznych po mechaniczne, są materiałem na dobrych programistów. To ma sens. Ale ich drugi wniosek był dużo bardziej spekulatywny.

Dlaczego programiści nie lubią ludzi?

Opierając się na danych zebranych głównie od mężczyzn koderów, Cannon i Perry uznali, że zadowolonych programistów łączy pewna uderzająca cecha: „nie lubią ludzi”. W swoim końcowym sprawozdaniu uściślili, że programiści „nie lubią aktywności, które wymagają bliskich kontaktów osobistych; generalnie są bardziej zainteresowani rzeczami niż ludźmi”. Te cechy charakteru zostały zilustrowane rysunkiem przedstawiającym czterech mężczyzn, z których trzech bawi się puzzlami lub przeprowadza eksperyment, czwarty zaś siedzi, pali cygaro i jest widocznie zezłoszczony, co prawdopodobnie ma oznaczać, że nie lubi – no cóż ludzi.

Cannon i Perry oznajmili, że ich nowa „skala programisty” jest bardziej „odpowiednia” niż istniejący test predyspozycji oraz że pomoże on szkołom, centrom doradztwa zawodowego i rekruterom w całym kraju znaleźć najlepszych programistów. Ich test był szeroko wykorzystywany, co znaczyło, że rekrutowani kandydaci byli wybierani nie tylko ze względu na swój talent czy zainteresowania, lecz także, przynajmniej częściowo, z uwagi na wątpliwe przypuszczenia, że są cechy osobowości, które sprawiają, iż ktoś jest spełnionym i produktywnym programistą. To był początek stereotypu trwającego do dzisiaj. Według jednego z szacunków do końca lat sześćdziesiątych aż 2/3 pracodawców oparło werbowanie pracowników na teście badającym kombinacje skłonności i osobowości, a testy te były jeszcze szeroko wykorzystywane w latach osiemdziesiątych. Nigdy się nie dowiemy, jak wielu obiecujących kandydatów zostało pominiętych tylko dlatego, że ich zainteresowanie drugim człowiekiem stało się kryterium rozstrzygającym o dyskwalifikacji.

Jest jednak jasne, że ten profil faworyzuje programistów pewnej płci.

(…)

Nerdy i brachole

Dziś niedobór pracowników w sektorze szacuje się na pół miliona, do roku 2020 ta wartość ma wzrosnąć do miliona. Kryzys pracy jest teraz znacznie większy od tego z lat sześćdziesiątych, kiedy Cannon i Perry namaścili nerdów na pracowników idealnych. Przy tak krytycznym braku uzdolnionych kadr stereotyp utalentowanego inżyniera wciąż utrzymuje połowę populacji w stanie wykluczenia. Rekruterzy z Doliny Krzemowej mówią: „To problem napływu”, czyli że za mało kobiet kończy uczelnie z wymaganymi umiejętnościami technicznymi. Jeśli byłoby więcej wykwalifikowanych kobiet, to przyjmowano by ich więcej, słyszymy od menedżerów od zatrudnienia. I wielu z nich tak myśli.

W tym wytłumaczeniu brakuje jednak zrozumienia, że to branża ograniczyła tę ścieżkę, która jest obecnie bardzo wąska i zbudowana na fałszywych wyobrażeniach na temat tego, co jest konieczne, by na nią wstąpić. Brakuje też przyznania się, że od najwcześniejszych dni obrano wyraźny kierunek w stronę mężczyzn: najpierw aspołecznych nerdów, następnie – dekady później – zadufanych w sobie, brawurowych bracholi. To, że takie podejście zadziałało na szkodę kobiet, jest oczywiste, lecz uważam również – z powodów przedstawionych w tym rozdziale – że wyrządzono krzywdę samej branży jako takiej, a także całej skoncentrowanej na technologii kulturze.

Jakże inny mógł być nasz świat, gdyby twórcy tych wczesnych testów sortujących nie zdecydowali, że to ci, którzy nie lubią ludzi, najlepiej nadają się na programistów. Jak by się wszystko potoczyło, gdyby kobiety były zachęcane do dołączenia do świata technologii, zamiast być w nim bojkotowane? Co, jeśli Telle Whitney i dziesiątki tysięcy kobiet takich jak ona wiodłyby swoje życie zawodowe w przyjaznej i sprzyjającej atmosferze, a nie wrogiej i izolującej? O ile inna byłaby nasza gospodarka i kultura, gdyby przywódcy rewolucji lat dziewięćdziesiątych, liderzy świata internetu i komputerów osobistych, czuli się mniej swobodnie, ryzykując biliony dolarów z pieniędzy inwestorów? Tej alternatywnej rzeczywistości nie mieliśmy szansy poznać, byliśmy natomiast świadkami urzeczywistnienia nerdowskobracholskiego snu, spisania reguł wymarzonego klubu dla chłopców.

* * *

O książce Brotopia:

Za sukcesem Google’a i Facebooka stoi trzech błyskotliwych mężczyzn i… trzy wybitne kobiety. Lecz ich historie opowiada się rzadko.

Emily Chang, reporterka, która codziennie wprost z Doliny Krzemowej nadaje wywiady z gigantami branży technologicznej, przeprowadziła gruntowne reporterskie śledztwo wiedziona pytaniem: jak to możliwe, że w krainie, w której granice stanowi wyobraźnia, wielu ludzi nie jest zdolnych zrzucić seksistowskich klapek z oczu. Z rzetelnością godną historyka cofnęła się do epoki powstawania pierwszych firm komputerowych, by poprzez erę boomu lat 90. doprowadzić opowieść do roku 2018, czasu triumfu takich start-upów jak Slack czy Uber. Przybliżyła codzienność gorączkowej pracy i upojnej zabawy twórców firm, które przeszły do legendy. Opisała kulisy rekrutacji pracowników i przyklepywania wielomilionowych transakcji. Zajrzała do nocnych klubów i za szczelnie zasłonięte kotary rezydencji, w których organizowane są sekretne seksparty bogaczy. Przebiła się przez sterty statystyk i badań. Przeprowadziła mnóstwo rozmów. Udowadniając, że słaba reprezentacja kobiet w branży IT to nie przypadek, a przy okazji dowodząc, że zatrudnianie kobiet daje się wycenić w konkretnych finansowych zyskach.

Brotopia uchwyciła, majaczące dotąd w kącie oka, drugie, zdumiewające oblicze Doliny Krzemowej.

W naszym serwisie możecie już przeczytać kolejny fragment książki Brotopia. Kobiety a Dolina Krzemowa. Publikację Emily Chang kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji serwisu Granice.pl

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Brotopia. Kobiety a Dolina Krzemowa
Emily Chang0
Okładka książki - Brotopia. Kobiety a Dolina Krzemowa

Za sukcesem Google’a i Facebooka stoi trzech błyskotliwych mężczyzn i… trzy wybitne kobiety. Lecz ich historie opowiada się rzadko. Emily...

dodaj do biblioteczki
Autor
Reklamy
Recenzje miesiąca
Fałszywa królowa
Mateusz Fogt
Fałszywa królowa
Zagraj ze mną miłość
Robert D. Fijałkowski ;
Zagraj ze mną miłość
Między nami jest Śmierć
Patryk Żelazny
Między nami jest Śmierć
Ktoś tak blisko
Wojciech Wolnicki (W. & W. Gregory)
Ktoś tak blisko
Serce nie siwieje
Hanna Bilińska-Stecyszyn ;
Serce nie siwieje
Olga
Ewa Hansen ;
Olga
Zranione serca
Urszula Gajdowska
Zranione serca
Znajdziesz mnie wśród chmur
Ilona Ciepał-Jaranowska
Znajdziesz mnie wśród chmur
Pokaż wszystkie recenzje