Możesz zatrzymać moją duszę. Fragment książki „Melodia serca"

Data: 2022-09-27 12:35:34 | Ten artykuł przeczytasz w 12 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Wielka Wojna zabiera Amaldine męża, majątek i marzenia, zostawia zaś długi i zbrukaną córkę na wydaniu, o której niesławie wszyscy tutaj zdają się wiedzieć, jakby miała wypalony na czole znak. Żeby uniknąć hańby, matka wysyła Julie do Ameryki, gdzie ma na nią czekać bogaty, choć niezbyt przystojny Maurice Boncoeure, który nie zna jej przeszłości i pragnie dziewczynę poślubić. Hojny narzeczony przysyła jej bilet pierwszej klasy na rejs luksusowym transatlantykiem Paris. Na statku Julie poznaje rodzeństwo, Romea i Delię Jonesów – saksofonistę i gwiazdę jazzowej estrady. Pracując na statku przy oprawie muzycznej dancingów i kolacji, zarabiają na własny, wymarzony klub jazzowy w Nowym Orleanie. Między Julie a Romeem szybko rodzi się uczucie, a dziewczyna jest gotowa bez namysłu porzucić wizję życia przy boku Maurice’a Boncoeure’a.

Jednak czy sam Boncoeure na to pozwoli? Czy naprawdę jest tym, za kogo się podaje? Co łączy go z muzykującym rodzeństwem i jaką rolę w tej historii odegra żyjąca na bagnach Mama Vande – stara kapłanka mambo?

Obrazek w treści Możesz zatrzymać moją duszę. Fragment książki „Melodia serca" [jpg]

Do lektury powieści Agaty Suchockiej Melodia serca zaprasza Wydawnictwo Replika. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Melodia serca. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Oddychała miarowo przez otwarte usta. Opuścił się powoli, poczuł żar bijący od jej piersi, do których przylgnął obnażonym torsem. Pocałował rozchylone usta, a ona jęknęła, jakby boleśnie. Znał przecież takie jęki i wcale nie świadczyły o bólu. Powędrował wargami niżej, na jej łabędzią szyję i jeszcze niżej. Plecy dziewczyny wygięły się w łuk, gdy zaczął całować jej piersi. Usłyszał własny, ciężki oddech, potem jęk rozkoszy. Wołałby, żeby była świadoma, żeby objęła go ramionami i udami, żeby odwzajemniała jego pieszczoty. Przysiągł sobie, że kiedyś wszystko jej opowie, że przeprosi, że wytłumaczy, iż nie chciał jej skrzywdzić. Gotowy, otarł się o jej brzuch i po chwili zagłębił w gorącym, pulsującym wnętrzu, zaciskając zęby z występnej rozkoszy.

– Przepraszam, Julie, przepra…! 

Poczuł jej dłonie na plecach. Może się ocknęła? Nie. Ciało poruszało się półświadomie, przyjmując go w siebie, jakby rzeczywiście nawiedził je jakiś głodny rozkoszy duch. Jeszcze tylko kilka posuwistych pchnięć i było po wszystkim. Opadł na nią, szlochając. To nie tak miało wyglądać, nie tak…!

Gdy uspokoił oddech, uniósł się ponownie, ale ogarek dogasł. Nie był w stanie dostrzec jej twarzy.

– Romeooo… – szepnęła prawie bezgłośnie.

Uchwycił ten szept ustami i pocałował ją ostatni raz. Zdawała się spać spokojnie, gdy ubierał się po omacku. Potem owinął dziewczynę prześcieradłem i wyniósł z pokoju. Pchnął nogą drzwi i wyszedł do oczekujących go kobiet.

– Zrobiłeś to? – spytała półgłosem Delia.

– Więcej się nie spotkamy, Mamo Vande – rzucił w przestrzeń. – Możesz sobie zatrzymać moją duszę, i tak jej nie używałem.

Złożył Julie w swojej łodzi i odepchnął się od pomostu. Słyszał, jak Delia wbiega na deski, za chwilę dobiegł go chlupot wody mąconej jej żerdzią, ale nie odwrócił się ani razu, zanim nie dobili do sekretnego portu w mieście.

Rozdział 26

Julie obudziła się we własnym łóżku. Pomacała swoją twarz, szyję, piersi, w końcu złożyła dłonie na brzuchu. Byłaby pewna, że cała ta koszmarna wizyta w chacie wiedźmy na bagnach tylko jej się przyśniła, gdyby nie to, że była ubrana w sukienkę, której nie rozpoznawała. Wsunęła dłoń między uda. Miała wrażenie, że wciąż odczuwa tam dziwne pulsowanie, jak wtedy, gdy śniła o pocałunku na statku.

Rozległo się ciche pukanie i Jeanne otworzyła drzwi.

– Dzień dobry, panienko! – Dygnęła. – Zje pani na dole, czy przynieść tacę tutaj?

– Czy mój mąż wrócił do domu? – zapytała.

– Nie, panienko Julie.

Całe szczęście. Nie wiedział, że się wymknęła, by odprawiać jakieś czary na bagnach. Co jej strzeliło do głowy? Przypomniała sobie szamoczącą się bezgłową kurę i cała ta wyprawa znowu wydała się jej tylko koszmarem. 

– Bądź tak dobra i nalej wodę na kąpiel. Źle spałam, jestem cała spocona.

– Oczywiście.

Gdy pokojówka zniknęła w łazience, Julie zbliżyła palce do twarzy. Pachniały dziwnie, trochę jak zawiesina, którą wysmarowała męża podczas nocy poślubnej.

Czy na pewno dziecko dostało się do jej ciała przez usta razem z ohydnym naparem? Teraz wydało się jej to niedorzeczne i naiwne. Dobrze, że wróciła cało i zdrowo. Szkoda tylko, że nie pamiętała, co się wydarzyło i jak dotarła do domu. Będzie musiała zapytać o to Delię, ale teraz nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy.

– Zjem tutaj, Jeanne. Przynieś mi podomkę i śniadanie.

Weszła do wanny, ale nie zdobyła się na to, by położyć się w wodzie. Wciąż dotykała swoich ust, swoich piersi. Czuła się dziwnie, jakby coś albo ktoś zostawił na niej niewidzialne ślady, których nie chciała zmywać. Wnętrza jej ud wyglądały, jakby przepełzło po nich kilka ślimaków. Co się wydarzyło…? Czy naprawdę po prostu zasnęła, a Delia przywiozła ją do domu? Sama? Miała wrażenie, że był przy nich ktoś jeszcze, czuła na sobie słonawy, żelazisty zapach. Skądś go znała, tylko skąd…? 

Opłukała się cebrzykiem i wyszła z wanny, po czym owinięta jedwabną podomką zjadła lekkie śniadanie. Czuła się dziwnie, lekko, przyjemnie, jak tuż po przebudzeniu i intensywnym przeciąganiu się. Czy czar Mamy Vande naprawdę zadziałał? Czy jest przy nadziei? A jeśli tak, czyje to dziecko? Ducha świętego? Jakiegoś haitańskiego demona, przyzwanego przez szamankę? W tej chwili było to nieistotne. Grunt, by Maurice uwierzył, że to jego dziecko. A reszta sama jakoś się poukłada.

* * *

– Długo jeszcze będziesz się dąsał?

Miał ochotę odpowiedzieć, że już zawsze, ale zamiast tego wsadził nos w księgę rachunkową i udawał, że studiuje ją uważnie, jakby Delii wcale tutaj nie było.

– Zrobiłeś, co było trzeba.

– Naprawdę? – W końcu uniósł na nią wzrok.

– Czyli co? Z mojej strony wyglądało to tak, że poużywałem sobie na nieprzytomnej dziewczynie. A miałem jej pilnować!

– Nie dramatyzuj. Chciała zajść w ciążę. Znasz jakiś inny sposób na włożenie kobiecie dziecka do brzucha? Znasz jakiś czar? Nawet Mama Vande nie zna, a ona potrafi zabijać i przywracać do żywych. Widział to na własne oczy. Widział, jak posiniała, sperlona potem twarz jego maleńkiej siostry nabiera kolorów, jak jej wywrócone do wnętrza głowy oczy wypełniają się na powrót życiem. Widział również powoli umierającego Boncoeure’a. Słyszał jęk rozkoszy Julie i swoje imię raz po raz szeptane tęsknym, zapowietrzonym głosem. Do tego nie przyznał się siostrze. Wspomnienie gorącego ciała ocierającego się o jego ciało zarezonowało gdzieś w dole brzucha.

– Zapewniłeś jej spokój na kolejne miesiące. – Delia próbowała go ugłaskać. – Jeśli dobrze to rozegra, Boncoeure jej nie dotknie, nie chcąc ryzykować, że żonka straci ciążę. Poleci wyżywać się na kochance, zresztą robi to od wielu tygodni.

– A ty skąd o tym wiesz?

Delia z politowaniem pokiwała głową.

– Myślisz, że kolorowe dziewczyny nie mają długich jęzorów? To teraz najgorętsza plotka! Loula nosi się jak królowa. Dostała miłosne gniazdko w lepszej dzielnicy, gada coś o zatrudnieniu białej służby. Czuje się panią tego miasta! Dobre sobie! Tępa, krępa Loula królową Nowego Orleanu!

– Czy to ta sama Loula, która kiedyś u niego pracowała?

Delia mruknęła na potwierdzenie i pokiwała głową.

– Stroi się tak, że przypomina baleron okręcony złotą siatką!

Romeo parsknął, choć wcale nie było mu do śmiechu.

– Idź już, mam robotę! – rzucił w końcu, znowu wertując książkę.

– Nie będziesz dzisiaj grał? – Delia wskazała palcem na podłogę. Z dołu dobiegało energiczne walenie w fortepian i basowe dudnienie.

– Nie.

– Ludzie zaczynają pytać…

– Powiedz, że jestem chory.

– Spadną nam obroty.

– To je podkręć! – Podniósł głos. – Załóż kusą kieckę i powyginaj się trochę na scenie albo wypuść na nią dziewczyny z pokojów, niech zatańczą kankana! – warknął, zatrzaskując wolumin.

– Świnia z ciebie, Romeo! – syknęła Delia, odwróciła się na pięcie i wyszła, dla odmiany trzaskając drzwiami.

Nie zdążył rzucić za nią przeprosin, ale chyba wcale nie zamierzał. Potarł twarz dłońmi i rozparł się na krześle.

Jak Boncoeure, mając tak piękną kobietę przy boku, mógł prowadzać się z kimś takim, jak Loula? Julie jednakże wcale nie była w jego typie, o tym Romeo przecież wiedział, wiedziało o tym całe miasto.

Paulette miała skórę koloru café au lait, szerokie biodra i duży, miękki biust, do którego Romeo tak lubił się przytulać jako berbeć. Wyrósł jednak z tego, ale, jak widać, niektórym mężczyznom upodobanie do kobiet o miękkich matczynych ciałach zostawało na całe życie. Loula taka właśnie była, krągła i miękka.

Delia na dole zaintonowała jakiś ragtime, sala zahuczała. Całe szczęście, bo za ścianą zaczynał sobie głośno poczynać rozochocony klient. Urządzanie biura przy burdelowym pokoiku było kiepskim pomysłem, ale liczyło się to, by wykorzystać każdy kąt. Romeo nie wierzył, że Boncoeure nie upomni się o więcej pieniędzy. Tuż po jego wizycie w klubie pojawiło się kilku szemranych typków i zażądali darmowych drinków na rachunek otwarty szefa. Rachunek, którego nikt nigdy nie ureguluje. Eksponowali kabury pistoletów. Goście szemrali podnieceni, kilka osób natychmiast wyszło.

Trzeba to przeczekać, przyczaić się. Jeśli specyfik, który Julie dosypuje mężowi do drinków, naprawdę jest trucizną, Boncoeure za chwilę zniknie z tego miasta i z tego świata. Romeo nie zamierzał się martwić tym, kto przyjdzie na jego miejsce. Niech Renaud martwi się o swoje tajne gorzelnie, St. Nouve, Matherson i Bella Watling o swoją sieć ekskluzywnych burdeli. Niech martwią się grube ryby, a nie takie płotki jak on. On zarządza tylko jednym, małym klubem, w którym mieści się jednorazowo kilkadziesiąt osób. Klubikiem, który ledwie na siebie zarabia, a pewnie nie zarobiłby, gdyby nie burdelik na górze.
Nawet granie całego tego jazzu dawało mu coraz mniej satysfakcji, a i Delia, na którą spadła opieka nad dziewczynami, zdawała się coraz bardziej zmęczona i miała coraz mniej energii na scenie. A przecież dopiero się rozkręcali. Chyba oboje nieco inaczej sobie wyobrażali to przedsięwzięcie. 
Oprócz brylowania na scenie trzeba było zająć się wszystkim, co działo się za kulisami, a to nie pojawiało się w ich marzeniach.

Uważaj na to, czego sobie życzysz, mawiała Paulette Jones, mamrocząc inkantacje przy niewielkim ołtarzyku.

Romeo nigdy się nie dowiedział, czy wypowiadała zaklęcie miłosne, żeby zatrzymać przy sobie pewnego Francuza, czy życzyła mu śmierci.

Rozdział 27

– Wyglądasz dziś dość marnie, złociutka… 

– Może i poużywałby sobie na żonce, zanim ta wyhoduje szpetny, ciążowy brzuch i nie będzie się już do niczego nadawała, ale ostatnimi czasy nie miał na to siły. Zresztą gdy Julie oznajmiła mu, że jest w ciąży, jakoś przeszła mu ochota. Loula miała temperamencik, a on był coraz starszy. Głowę zaprzątało mu przegrupowywanie sił i rozdział wpływów na północy kraju, to było zdecydowanie ważniejsze niż figle z dziewkami. Potomek już w drodze, kolejnego kolorowego bękarta nie potrzebował, więc tak naprawdę mógł sobie odpuścić te rozrywki na jakiś czas. Odwiedzał Loulę tylko po to, by napić się mocnego bimbru i zdrzemnąć, pozbierać myśli, zrewidować cele i zadania dnia poprzedniego i kolejnego. Trzeba zaplanować spacyfikowanie kolorowych potentatów, bo czuł, że za moment zaczną podgryzać mu pęciny. I zarządzić podwyżkę tej pyskatej burdelmamie…

Powieść Melodia serca kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Melodia serca
Agata Suchocka 6
Okładka książki - Melodia serca

Wielka Wojna zabiera Amaldine męża, majątek i marzenia, zostawia zaś długi i zbrukaną córkę na wydaniu, o której niesławie wszyscy tutaj zdają się wiedzieć...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Paderborn
Remigiusz Mróz
Paderborn
Fałszywa królowa
Mateusz Fogt
Fałszywa królowa
Zagraj ze mną miłość
Robert D. Fijałkowski ;
Zagraj ze mną miłość
Między nami jest Śmierć
Patryk Żelazny
Między nami jest Śmierć
Ktoś tak blisko
Wojciech Wolnicki (W. & W. Gregory)
Ktoś tak blisko
Serce nie siwieje
Hanna Bilińska-Stecyszyn ;
Serce nie siwieje
The Paper Dolls
Natalia Grzegrzółka
The Paper Dolls
Słowa wdzięczności
Anna H. Niemczynow
Słowa wdzięczności
Izabela i sześć zaginionych koron
Krzysztof P. Czyżewski
Izabela i sześć zaginionych koron
Pokaż wszystkie recenzje