Są momenty, kiedy potrzebuję takiej właśnie książki: lekkiej, porywającej, która napisana jest na tyle ciekawie, że pozwala nie zwracać uwagi na niedociągnięcia w kreacji świata czy bohaterów. Do tego retelling baśni i cyborgi? Kupuję z miejsca!
Przy Cinder po prostu odpoczęłam. Łyknęłam tę książkę na jedno (długie) posiedzenie i skończyłam usatysfakcjonowana. Bo dostałam dokładnie to, czego akurat oczekiwałam: lekką historię z nienachalnym romansem w tle, osadzoną w ciekawych realiach, nie wymagającą ode mnie specjalnego wysiłku. A że na baśniowe motywy jestem łasa, to tym lepiej się czytało. Bo co znalazłam w Cinder?
Czyli jest na czym pracować!
Cinder – głupiutke, ale świetnie się czyta
Ogółem Marissie Meyer ta książka wyszła. Tradycyjną baśń o Kopciuszku przerobiła na lekką, młodzieżową opowieść o nieszczęśliwej dziewczynie z robotycznymi częściami, ostracyzowaną przez społeczeństwo, która przypadkiem staje się częścią międzyplanetarnego konfliktu.
Jest tu kilka nieścisłości, jak wspomniałam we wstępie. Z jednej strony zastanawia, dlaczego wszystkie cyborgi traktowane są – dosłownie – przedmiotowo, nawet gdy cyborgizacja dotyczy jedynie np. stopy. Ba, czemu w ogóle? I jak to jest z cyborgizacją Cinder, skoro ma w mózgu przełączniki, które mogąją wyłączyć?
Zastanawia także, kiedy książę Kai mógł zakochać się w Cinder – bo już przy drugim spotkaniu był dla niej wyjątkowo miły, a część narracji prowadzona z jego strony nie dotyka tematu dziewczyny w ogóle. Jedyny ślad zainteresowania młodzieńca to jego zachowanie w jej obecności. Wygląda to nienaturalnie i przeszkadzało w lekturze.
Takich mniejszych i większych zahaczek jest kilka – ale ogólnie można nad nimi przejść do porządku dziennego.
Trochę mniej ulgowo muszę ocenić tłumaczenie/redakcję. Generalnie dostałam do przeczytania wersję recenzencką – wysłana 5 listopada, premiera 22 listopada, więc możliwe, że to wersja już ostateczna. Dlatego martwi mnie, że sporo w niej literówek, błędów stylistycznych i frazeologicznych oraz dziwnych sformułowań (np. książę nakłonił się w jej stronę). Wydwnictwu należy za to pogrozić palcem – nie powinny się zdarzać takie przypadki w takim nagromadzeniu!
Czy warto sięgnąć po Cinder?
Warto. Jeśli macie ochotę na historię lekką, łatwą i przyjemną, nieskomplikowaną, za to w ciekawych realiach i z wątkiem romantycznym schowanym pod społeczno-politycznym, a nie odwrotnie – na pewno się Wam spodoba. W tej klasie powieści jest naprawdę niezła. Jedyny problem to to, że to dopiero pierwszy tom… Good Reads podpowiada, że Meyer stworzyła już 4 części tej opowieści plus kilka historii pobocznych. Miejmy nadzieję, że Papierowy Księżyc szybko upora się z wydaniem reszty!
Recenzja pierwotnie ukazała się na blogu https://matkaprzelozona.wordpress.com/2017/11/10/marissa-meyer-cinder-czyli-robotyczny-kopciuszek-na-igrzyskach-smierci-recenzja/
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania: 2017-11-22
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 450
Tytuł oryginału: Cinder
Dodał/a opinię:
Tiszka
In this third book in the Lunar Chronicles, Cinder and Captain Thorne are fugitives on the run, now with Scarlet and Wolf in tow. Together, they're plotting...
Autorka, która podbiła serca czytelników słynną Sagą Księżycową, w swojej pierwszej młodzieżowej powieści poza serią urzeka i zaskakuje ekscytującym prequelem...