Od dłuższego czasu zauważyłam spory wysyp książek z dziewczyną w tytule, dlatego na „Dziewczynę z gór” początkowo nie zwróciłam uwagi. Później raz po raz natykałam się na bardzo entuzjastyczne recenzje różnych blogerek i uznałam, że czas najwyższy przekonać się osobiście, czy te wszystkie pochwały są zasłużone, bo często jest tak, że wszyscy wokół chwalą i reklamują, a potem okazuje się, że książka jest taka sobie. Nie tym razem! „Dziewczyna z gór” absolutnie nie jest przereklamowana! To po prostu dobra książka, która wciąga od pierwszej strony!
Zacznę jednak przewrotnie od tego, co mi się nie spodobało (jako że jest to tylko jedna rzecz): chodzi o zakończenie. Wydało mi się mało przekonujące. Ale to drobny szczegół wobec tego, że cała powieść podobała mi się bardzo i niechętnie się od niej odrywałam (praca zawodowa jednak przeszkadza człowiekowi w rozwoju i dobrej zabawie…).
Fabuły streszczać nie będę, zresztą oparta jest na dość mocno zużytym pomyśle uprowadzenia dziewczynki przez dorosłego mężczyznę i przetrzymywania jej przez całe lata. Fakt, że to już było, i to w różnych odsłonach, w niczym nie odbiera tej książce wartości, bo Małgorzata Warda naprawdę potrafi opowiadać i wymyśliła świetny sposób na to, żeby ten motyw ukazać tak, że nie da się oderwać od lektury. Udała się też jej bardzo trudna sztuka: powieść zaczyna się od trzęsienia ziemi, a dalej napięcie jeszcze rośnie.
Autorka porusza tutaj wiele trudnych tematów: nie tylko porwanie dziecka, ale też przemoc w rodzinie, i jej wpływ na późniejsze życie człowieka, instytucja rodzin zastępczych i związane z nią problemy, relacja: ofiara-porywacz i wiele innych. Mimo to, czytelnik nie czuje się przytłoczony ani przygnębiony, po prostu angażuje się w akcję i śledzi ją z zapartym tchem, czekając aż autorka odsłoni kolejne karty i zdradzi nam, co jeszcze przygotowała. A zastosowanie narracji z punktu widzenia porwanej dziewczynki było strzałem w dzisiątkę.
Bardzo dobrze odmalowane są postaci bohaterów – zarówno porwanej Nadii, jak i jej porywacza – Jakuba – i co najdziwniejsze: obie te postaci wzbudziły moją sympatię. Dziewczynce oczywiście współczułam i było mi jej żal z powodu traumy, jaką Jakub jej zafundował (oraz kibicowałam jej z całego serca, żeby udało się jej uciec), ale jego postać także nie jest odstręczająca. Przez cały czas, kiedy czytałam tę książkę, miałam wrażenie, że ten mężczyzna byłby wspaniałym człowiekiem, który mógłby zdziałać w życiu wiele dobrego, a to, kim się stał, jest wynikiem spotkania na jego drodze ludzi pozbawionych skrupułów.
Komu może spodobać się ta powieść? Chciałoby się napisać: wszystkim, ale wiadomo, że na pewno znalazłby się ktoś, kto uzna ją za przewidywalną i nieciekawą… Myślę, że fani powieści o zaginięciach, wieloletnich śledztwach, a także książek z wątkiem psychologicznym będą zachwyceni.
Było to moje pierwsze spotkanie z tą autorką – i widzę, że będę miała sporo do nadrobienia, bo ma na swoim koncie kilka powieści. Na szczęście nadrabianie takich zaległości jest bardzo przyjemne, zwłaszcza jeżeli pozostałe są choćby w połowie tak dobre jak „Dziewczyna z gór”.
Podsumowując: „Dziewczyna z gór” to bardzo wciągająca powieść, która porusza tematy trudne, ale czyta się ją szybko i łatwo z tego prostego powodu, że nie sposób się oderwać. Świetnie skonstruowana historia, wyraziści bohaterowie, wartka akcja. Polecam gorąco.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2018-10-02
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 440
Dodał/a opinię:
Joanna Tekieli
Pewnego dnia - rzecz się dzieje w Trójmieście - znika dziewczyna. Po roku bezowocnych poszukiwań, kiedy nikt już nie wierzy w jej odnalezienie, młoda dziennikarka...
Nadia była tylko jedenastoletnim dzieckiem, kiedy młody mężczyzna porwał ją z przyczepy kempingowej, stojącej na tyłach domu rodziców, i wywiózł na pustkowie...