Olgierda Świerzewskiego wspaniale wspominam w związku z jego poprzednią powieścią- Master, którą pochłonęłam jednym tchem. Tym utworem autor zdobył moje serce, dając przykład tego, że można pisać całkiem lekko o tematyce dość trudnej. Co tu dużo mówić, miałam głęboką nadzieję, że i tym razem Świerzewski pokaże styl i klasę.
Powieść czyta się dobrze od samego początku, choć muszę szczerze przyznać, że stanowi ona spore wyzwanie czytelnicze. Autor pisze, w moim odczuciu, nietypowo. Czemu można przypisać tę oryginalność? Przede wszystkim kierunkowi, w jakim podąża fabuła. Ciężko bowiem oprzeć się przekonaniu, że choć w książce sporo się dzieje, to jednak na tę opowieść składa się nie tyle akcja, ile powrót do przeszłości. Bohater wraca myślami do tego, co było, wspomina, buja w obłokach, nie może się powstrzymać przed falą refleksji.
Tytułowe żony oznaczają zaś różnego rodzaju podróże. Nie tylko w głąb siebie i nie tylko palcem po mapie, ale związane z tym doświadczenia Malcolma. Powieściowy bohater nie schodził ze szlaku, nie zaniechał poszukiwań. Wydaje się, że podążając za porywami serca był z każdym i wszędzie. Nie przypominam sobie, żebym spotkała książkę o podobnej fabule. „Moich 12 żon” przypomina mi bowiem po części zbiór opowiadań, które składają się na powieść dość dziwną. I choć napisaną całkiem składnie, to jednak trochę trudną w odbiorze i wprowadzającą w umysł czytelnika pewien zamęt.
Podoba mi się, w jaki sposób autor wplótł w swą opowieść elementy wyjaśniające motywację głównego bohatera, dzięki czemu jego postępowanie staje się dla nas bardziej zrozumiałe, a przy okazji sprawiając, że książka posiada solidne obyczajowe tło. Trudne relacje Malcolma z ojcem, rozczarowanie płynące z pierwszej miłości, wychowanie, które właściwie zapewnili mu dziadkowie. Dzięki tym kwestiom nieco przesadna wrażliwość, a niejako także i pewne rozbicie bohatera stają się uzasadnione i mniej drażniące dla odbiorcy.
Autor postarał się, by na kartach jego powieści nie zabrakło różnorodności. Z jednej strony za sprawą pojawiających się bohaterów, których obecność czasami zaskakuje, a jednak nie można im odmówić istotnej roli, jaką odegrali w tej historii. Z drugiej strony warto zwrócić uwagę na fakt, że Świerzewski uczynił z tej powieści coś więcej, niż blady romans, urozmaicając akcję wątkami sensacyjnymi i podróżniczymi, dzięki czemu nabiera ona rumieńców, a jej charakter staje się bardziej wyrazisty.
Nie można również zapomnieć o stylu autora, o którym powiedzieć można sporo. To naprawdę ciekawe, w jaki sposób łączy delikatność uczuć z mocnym i, miejscami dosadnym, językiem. Jak przeplata czułe wyznania w wulgaryzmami. Świerzewski pisze szczerze, nie pozuje na kogoś, kim nie jest. Widać w tym wszystkim odwagę i pewną… świeżość.
Komu poleciłabym tę powieść? Czytelnikom cierpliwym, ale także wymagającym. Osobom, które w literaturze szukają czegoś więcej, choć może nie są jeszcze pewne czego.
Wydawnictwo: Edipresse Książki
Data wydania: 2018-06-20
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 448
Dodał/a opinię:
Ewelina Olszewska
,,Zapach miasta po burzy" to porywająca historia miłości z upadającym imperium w tle. Dobro i zło w potyczce na zatracenie. Wielka historia rodem z Tołstoja...
ZERO skrupułów, ZERO empatii, ZERO moralności Aleks Rymer, specjalista w Green Stone jest niczym cyborg, doskonale wytrenowany najemnik, który zniszczy...