„Panna bez majątku” to drugi tom cyklu „W dolinie Narwii” autorstwa pani Uli Gajdowskiej. Powieść historyczno-obyczajowa, może trochę romans.
Zazwyczaj z pewną obawą zabieram się za kontynuację cyklu, bo nigdy nie wiem, czy spotkam się z tymi samymi bohaterami, czy nadal będzie tak fajnie, jak podczas czytania pierwszej części. Nie potrafię jednak przerwać czytania serii. Uwielbiam sagi i cieszę się, że ta będzie miała kontynuację.
W tym wypadku było podobnie. Obawiałam się trochę tej części, bo polubiłam i zżyłam się mocno z Sabiną i Wiktorem z „Zadziornej baronówny”. W drugim tomie opowieść od początku dotyczyła kuzynki Wiktora, Małgorzaty i w pierwszej chwili, pomyślałam, że to już nie będzie to samo.
Oczywiście, pomyliłam się.
Postać Małgorzaty polubiłam równie mocno, może i nawet bardziej. Nie da się jej nie porównywać z Sabiną. Obie są pyskate, inteligentne i przede wszystkim niezależne. Małgorzata jednak była jakby nieco skromniejsza, nie zwracała uwagi na wygląd zewnętrzny i jakby z góry założyła, że jako ta brzydsza siostra, zostanie starą panną. Perspektywa jednak realna, bowiem w wyniku nieudolnych działań brata, Małgorzata Strzelecka została pozbawiona posagu, tak ważnego w kręgach arystokratycznych przy zawieraniu umowy małżeńskiej. W wyniku przeróżnych czasem wręcz komicznych sytuacji Małgorzata zdobywa amanta i oboje poznają swoje uczuciowe możliwości.
Generalnie podobało mi się to, jak została poprowadzona relacja Małgorzaty i Ksawerego. Dwa silne, niezależne charaktery to zawsze gwarancja dobrej zabawy, bowiem ich utarczki słowne, upór i przekorność stanowiły naprawdę fajny kabaret psychologiczno-społeczny.
W tej części zauważyłam znaczącą poprawę w stylu pisarskim autorki. Jest bardziej płynny, pióro jest pewniejsze.
Przede wszystkim jednak nie ma w „Pannie bez majątku” tylu przydługich wywodów myślowych czy niepotrzebnych opisów. Owszem, opisy strojów są nadal obecne, ale tylko tam, gdzie wręcz wymagane jest przedstawienie wizualne postaci, czyli chociażby bal u baronowej Wigury. I to było bardzo w porządku. Nie mogę się narzekać na nadmiar informacji modowych.
Więcej jest za to informacji historycznych, co czyni z tej książki typową powieść historyczno-obyczajową. Fajnie, że zostały wplecione takie elementy. Pasują one do postaci arystokracji. Wszak męska część wyższych sfer była zaangażowana w politykę i świat biznesu.
Rozbawiła mnie koncepcja postaci z rodziny Lisowskich. Nie dość, że nazwisko idealnie odzwierciedla charaktery, to zachowania rodziny to potwierdzały. Polowanie na Ksawerego, podchody i próby wymuszenia ożenku były nieudolne, ale bardzo zabawne. Lisowscy to taki klasyczny przykład czarnych charakterów, którzy może i są pomysłowi, ale nie potrafią myśleć.
Podsumowując: ten tom jest nawet lepszy od pierwszej części serii. Spędziłam przyjemnie czas. Powieść spełniła swoje zadanie. Chciałam odpocząć i to się udało. Na tym właśnie polega urok takich powieści. Mają zrelaksować, nie znużyć. Dzięki dobremu warsztatowi pisarskiemu pani Uli, od pierwszej strony przeniosłam się do majątku baronowej Wigury i hrabiego Strzeleckiego.
Czekam na kolejne tomy. Z przyjemnością wrócę w tamten świat.
Wystawiam ocenę 8/10 i zachęcam Was do relaksu z lekką, dobrą powieścią.
Wydawnictwo: Szara Godzina
Data wydania: 2021-09-22
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 440
Dodał/a opinię:
Morella
Wiosna 1824 r. Dręczona koszmarami Henrietta musi rozwiązać tajemnicę skradzionego posagu, aby zdjąć fatum ciążące na jej rodzinie. Opuszcza dworek nad...
Jesień 1823 roku. Izabela Wieczorek, podopieczna wicehrabiego Giełczyńskiego, właściciela dworu nad Biebrzą, pragnie wyjść za mąż. Choć na arystokratycznych...