"Ślady" to zbiór opowiadań, nie powieść. Na pozór wydające się formą łatwiejszą, bo krótszą, opowiadania zmuszają autora, tak bardzo przecież emocjonalnego, do zaprezentowania niełatwej sztuki kompresowania uczuć. O ile treść, opowieść samą w sobie, można skrócić do jednego wydarzenia lub, jak na przykład w pierwszym opowiadaniu, do zawarcia w kilku zdaniach nader krótkiego żywota, o tyle podzielenie się całym nawałem kłębiących się w głowie myśli, nazwanie każdej wzbudzonej w bohaterach emocji, przy jednoczesnej niemożności uczynienia tego w sposób pełen detali, przymiotników, barw, rozkładający skrzydła poprzez rozdziały, jak dzieje się to w powieściach pana Małeckiego, zmusza autora do wykazania się niezwykłą siłą woli i talentem. Bo o ile kroki i oddechy łatwo zamknąć w kilku zdaniach, o tyle powody marszu i westchnień już nie, o ile o małżeństwie można opowiedzieć datami i miejscami, o tyle o miłości, ze wszystkimi jej blaskami i cieniami, zupełnie nie. jak się okazuje, celowość takiego fragmentarycznego pisania ma cel, wyraża pogląd jednej z bohaterek, która przecież nie jest nikim innym, jak jednym z wyrazicieli myśli i uczuć autora. "Życie z powieścią nie ma nic wspólnego(...). Ono się nie układa w jedną całość(...). Życie jest bardziej jak zbiór opowiadań. Poszarpane, nieprzewidywalne. Uwierz mi, mojego czy Twojego życia nikomu by się nie chciało czytać." (str.48) Co do wspomnianej treści, faktem jest, że Jakub Małecki pozostaje wielbicielem małych społeczności i głosicielem ich wyjątkowości, ale czy należy czynić z tego zarzut? Przecież te miasteczka i wioski, te rodziny rozbrajające prostotą, to jedynie alegoria życia wielkiego, rozbuchanego i sączącego w nas tętniącą krew metropolii. Chociaż i stolica pojawi się tutaj, w powojennej ruinie ale i ludzkiej nadziei, przychylna powrotowi powolnemu, choć nie pozbawionemu bólu niezapominania. Warszawa szczęśliwej rodziny, pięknego modelingu i sławy, Warszawa tragedii i żałoby. Tak samo pulsująca i bolesna jak maleńka wioska sprzed trzech opowiadań, tak samo pełna emocji, tak samo poplątana we wspomnieniach, które i do Kwilna czy Kiełpina powracają. I Poznań też jest i Szczyrk, wszystko czego Jakub Małecki nie dostarczał w powieściach o małych punkcikach na polskiej ziemi, a co jednocześnie zawsze gdzieś było, za plecami, wystarczyło przecież jedynie zwiększyć skalę. Podróży, pracy. Życia nie, ono zawsze jest życiem. Po prostu. Owe miasta, mieściny, wioski, zwłaszcza wioski, to tylko wskazówka, że w najmniejszej z opisanych postaci, w najmniejszej chacie, mieszkanku, wyobrażeniu i przeżyciu, jest to samo, co chcemy nazywać wielkimi literami tylko dlatego, że żyjemy z dala od tej ciszy, tego spokoju... Ale to dzięki spokojowi i jego kojącym właściwościom, tak dokładnie dostrzegamy ból, tak mocno łączymy się w cierpieniu, współczuciu i krótkich radościach bohaterów. Na szczęście dla nas autor, przyzwyczaiwszy nas do wolno wijących się rzek i strumieni powieści, nadaje swoim opowiadaniom spójność, jedno wypływa z drugiego, człowiek zdaniem zaledwie wspomniany w pierwszym, staje się esencją kolejnego. Autor nie pozwala otrząsnąć się po opowiadaniu, by uciec w świat kompletnie odrębnej, następnej opowieści. Nawet jeśli dzielą je bohaterowie, nawet jeśli dzieli je czas, narrator i akcja, czy też jej brak, pozostajemy przez cały zbiór w tej samej smutnej, molowej tonacji. Te same widma krążą nad miejscami, które dodatkowo autor wizualizuje nam zamieszczonymi na wstępie każdej opowieści mapami, te same cierpienia spadają na głowy mieszkańców Szczyrku, Warszawy czy Kwilna, ten sam ból, w przeróżnych odsłonach, autor składa nam w darze. Jeśli daje Anioła, to ten do śmierci za rękę prowadzi, nawet jeśli Świętego, to skąpanego w upokorzeniach i nienawiści, choć nawet po śmierci, z niosącym się po cmentarzu śmiechem, spełnia on swoje proroctwa nie-proroctwa. Bo kimże jest ów On czy Ona, która nas ścieżkami, po śladach wiedzie ku ostateczności? Anioł, Bóg, Śmierć? Wszystko razem? Lub zupełne nic? (...) i przez chwilę naprawdę rozumie, że nieważne ile będzie miał jeszcze kobiet, ile pieniędzy zarobi, ile krajów odwiedzi, ile przeczyta książek i ilu followersów zdobędzie na Instagramie, bo i tak zostanie po nim zaledwie kilka bladych śladów." (str.266-267) Przepiękna książka. Serdecznie polecam.
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2016-09-28
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 304
Język oryginału: polski
Ilustracje:Paweł szczepanik/Agnieszka Diesing
Dodał/a opinię:
Pani_Ka
Tata tanczy za szyba. Podnosi rozmazane przez deszcz rece i kołysze rozmazana przez deszcz głowa, ma zamkniete oczy i ja w koncu też zamykam swoje, i spie...
Są marzenia niewarte swojej ceny i cuda przemienione w klątwy. Zło przychodzi cicho. Ukradkiem. PRZEMYCONE. Nieszczęśliwi ludzie- sfrustrowany pracownik...