Książka "Sto sukienek" jest lekturą nie tylko dla dzieci, ale dla wszystkich, bo poruszany w niej temat chociaż jest wszystkim dobrze znany to jednak przez wiele, wiele lat tak naprawdę niewiele się zmieniło na lepsze w tej kwestii. Ta książka wydana została już osiemdziesiąt lat temu, u nas po raz pierwszy, lecz nie straciła na swej aktualności.
Autorka napisała ją z powodu wyrzutów sumienia, bo nie zdążyła przeprosić w dzieciństwie koleżanki z klasy za złe traktowanie przez rówieśników. Chciała zwrócić uwagę innych na ten problem. I kiedyś i dzisiaj osoby o mniej znanym nazwisku czy imieniu, inaczej wyglądające czy mówiące, zazwyczaj są traktowane jako odmieńcy, więc powinno się dla jakiejś głupiej fanaberii czy wymyślonej zasady drwić. Każdy z nas pewnie miał z czymś takim do czynienia, jako dręczyciel, osoba dręczona czy tylko bierny obserwator.
Córka autorki w swoim liście do czytelników pisze o swojej matce, która chciała tą książeczką naprawić wyrządzoną kiedyś krzywdę.
"Mama nigdy nie zapomniała tej dziewczynki, tak źle traktowanej przez rówieśników."
Wanda Petronski mieszka z bratem i ojcem w biednej okolicy, do szkoły chodziła ciągle w jednej błękitnej sukience, która chociaż była czysta, wyglądała na niewyprasowaną i wyblakłą. Nikt z rówieśników nie zwracał na nią uwagi, w szkole zresztą siedziała w rogu sali, wśród chłopców, których zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Ten kąt słynął z kurzu i błota, szurania butami o głośnych śmiechów. Wanda jednak nie siedziała tam dlatego, że była złą uczennicą czy też łobuziarą, wręcz przeciwnie, była bardzo cicha i skromna.
Dlaczego więc tam siedziała? Może po prostu dlatego, że idąc do szkoły po błocie, miała brudne buty? Nie wiadomo. Tak naprawdę to w klasie nikt nie zwracał na nią uwagi, dzieci skupiały swoją uwagę na niej, gdy czytała, bo robiła to według nich bardzo wolno, wolniej niż inni. Zastanawiały się dlaczego tak czyta, pewnie nie potrafi...
Pewnego dnia Wanda mówi koleżankom, że ma w domu sto sukienek, każdą w innym kolorze i wzorze, a wszystkie równiutko ułożone w jej szafie. Nie wiadomo w jakim celu im to powiedziała, lecz zapoczątkowało to falę przykrych komentarzy, jakie klasowe koleżanki zaczęły wygłaszać na temat Wandy. Jedna z dziewcząt wpadła na pomysł, żeby dokuczać codziennie tej dziewczynce o obco brzmiącym nazwisku i jakiejś takiej innej, dziwnej. Wymyśliła grę w sukienki, więc każdego ranka przed lekcjami i po lekcjach także, pytały Wandę nie tylko o sukienki, które podobno ma w domu, ale też o kapelusze, płaszcze czy nawet o buty. A Wanda odpowiadała i mówiła o swoich sukienkach, z jakiego są materiału, jaki mają kolor i krój. Dlaczego tak odpowiadała? Czy chciała wzbudzić zazdrość wśród dzieci kłamiąc? Czy też faktycznie miała w domu tyle sukienek?
" Dobre sobie, sto sukienek! Przecież Wanda miała tylko jedną, niebieską, w której codziennie przychodziła do szkoły. Po co opowiadała, że ma sto? Co za historia!"
"Wanda nie miała żadnej przyjaciółki, ale wiele dziewczynek ją zaczepiało."
Wyśmiewanie i dokuczanie Wandzie stało się niejako klasowym rytuałem, i nikt nie miał na tyle odwagi żeby się temu przeciwstawić. Chociaż nie wszystkie dzieci dokuczały tej dziewczynce, to reszta albo przyglądała się temu obojętnie lub przyklaskiwała prowodyrce tych działań.
Chociaż to dość smutna książeczka, to jednak pełna nadziei, że może jednak kiedyś coś się zmieni. Bo czy to, że ktoś jest inny to powód, żeby mu dokuczać?
Książkę przeczytałam dzięki serwisowi Dobre Chwile i Bonito.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2024-10-24
Kategoria: Dla dzieci
ISBN:
Liczba stron: 72
Tytuł oryginału: The Hundred Dresses
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Anna Kozanecka
Dodał/a opinię:
Myszka77
W klasie nikt nie zwracał uwagi na Wandę, z wyjątkiem chwil, kiedy przychodziła na nią kolej głośnego czytania. Wtedy wszyscy czekali niecierpliwie, aż wreszcie skończy i usiądzie, ponieważ czytała tak powoli, że aż usypiali z nudów.
Więcej