Majstersztyk. Tyle na początek.
Po przeczytaniu dwóch tomów "Archiwum Burzowego Światła" stwierdziłam, że Brandon Sanderson postawił sobie bardzo wysoką poprzeczkę. A ja, czyli żądny przygód mól książkowy, zdecydowałam, że znajdę książkę, która będzie lepsza od tych wyżej wspomnianych.
Czy przypadkiem jest to, że trafiłam na powieść tego samego autora? Nie sądzę.
Brandon Sanderson króluje na drugim miejscu moich ulubionych autorów fantasy (pierwsze miejsce od dwóch lat jest zajęte przez Brenta Weeksa).
Przejdźmy teraz do konkretów.
Ogromnym plusem jest doskonale wykreowany świat. Czerwone słońce, popiół i zepsute miasto. Niewolnicy skaa i rozpustna szlachta. A nad tym wszystkim pieczę trzyma Ostatni Imperator.
Od tysiąca lat rządzi ziemiami Ostatniego Imperium, bezwzględnie niszcząc wszelki rebelie i powstania. Aż w końcu napotyka na wyjątkowo trudną do pozbycia się przeszkodę: Kelsiera. Złodziejaszka, Ocalałego z Hathsin. Złamanego. Zrodzonego z Mgły.
Także bohaterowie, nie ważne czy główni, czy nie, zasługują na wzmiankę. Zacznę od Kelsiera, który jest jedną z najlepiej stworzonych postaci, jakie napotkałam w całej swojej czytelniczej przygodzie. Charyzmatyczny, silny, opryskliwy, sarkastyczny, przebiegły, okrutny, potężny Zrodzony. Czego chcieć więcej? Postać idealna, mimo że ma wady. Zaskakiwał mnie. I to bardzo. Za każdym razem. Ale nie będę wam spoilerować. Aby pojąć wspaniałość Kelsiera, trzeba najpierw się z nim spotkać.
A na drugim miejscu jest Vin. Biedna szesnastolatka. Zagubiona, samotna neurotyczka. Jednak należało jej podarować choć trochę miłości, by stała się silną młodą kobietą. Potężną Zrodzoną z Mgły. Vin irytowała mnie bardziej niż Kelsier. Przede wszystkim denerwowała mnie jej ciekawość, która czasami przeradzała się we wścibskość. Brr. Valette, moja droga, nie słyszałaś nigdy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? Pewnie zadajecie sobie pytanie: "Valette? Jaka Valette?". Musicie przeczytać powieść, aby się dowiedzieć.
Kolejną znaczącą zaletą jest nierzucający się w oczy wątek miłosny. A właściwie dwa wątki. Właściwie kibicowałam pewnej parze, aż sama siebie nie poznawałam. A co do drugiego... Czuję żal i głęboki smutek. To aż dziwne jak można przywiązać się do losu postaci.
Jedyną wadą rzucającą mi się w oczy jest objętość powieści. Licząca prawie 680 stron powieść w mniej niż tydzień zdobyła moje serce.
Reasumując: zdecydowanie i z czystym sercem polecam "Z Mgły Zrodzonego". Wybitna lektura dla wielbicieli fantasy. Odradzam jednak tę lekturą początkującym czytelnikom tego gatunku. Sądzę, że jest to pozycja dla osób obeznanych w fantastyce. Jednak zawsze warto spróbować, a ja przecież nikomu niczego nie odradzam, jedynie ostrzegam i daję dobre rady. Tak czy inaczej, molu książkowy, mam nadzieję, że kiedyś weźmiesz się za czytanie tej "perełki".
Informacje dodatkowe o Z mgły zrodzony:
Wydawnictwo: Mag
Data wydania: 2008 (data przybliżona)
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
978-83-7480-080-8
Liczba stron: 632
Tytuł oryginału: Mistborn
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Aleksandra Jagiełowicz
Dodał/a opinię:
Nikola Maciejczyk
Sprawdzam ceny dla ciebie ...