Kolejka do sklepiku, gdzie towar wydawała otyła strażniczka z okularami jak denka od słoika, zawsze ciągnęła się jak te z czasów PRL-u za mięsem albo papierem toaletowym.
Czas. Nie mogła go tracić na podobne przemyślenia. Każda kolejna sekunda oddalała ją od odnalezienia Werki. Ta myśl sprawiła, że znów przygniotły ją wyrzuty sumienia, ale szybko się otrząsnęła. Musiała okuć się w zbroję i postępować racjonalnie, bo w takich sytuacjach emocje nigdy nie są dobrym doradcą.
Odbierając jej córkę, wypowiedzieli jej wojnę. Nie mieli pojęcia, że wojna to jej żywioł, a ona dopiero wtedy czuje się jak ryba w wodzie.
Facet miał ksywę Czeczen i choć taki był z niego Czeczen jak z koziej dupy trąba, najwyraźniej chciał pozować właśnie na człowieka z Kaukazu.
Przełknęła ślinę. Plan był do dupy, ale od czegoś musiała zacząć. Miała do tego pełne prawo. Prawo matki.
Kolejka do sklepiku, gdzie towar wydawała otyła strażniczka z okularami jak denka od słoika, zawsze ciągnęła się jak te z czasów PRL-u za mięsem albo papierem toaletowym.
Książka: Luta Karabina. Nic do stracenia