Uda³y¶my siê do restauracji. Gdy wraca³y¶my na pla¿ê, ja i podopieczna dosta³y¶my po lodzie na pocieszenie. Przypuszczam, ¿e Monika mia³a dobre chêci. Nie szanuj±c grafiku matki, rozwali³a ca³y nasz ¶wiat. Do tego by³a choleryczk±. Nie pozwolê, by psychicznie zdrowa osoba podnosi³a na mnie g³os. Spodziewa³am siê przeprosin. Zamiast tego wieczorem ujrza³am kartkê z moim numerem telefonu w koszu w salonie.
Po przyje¼dzie zmienniczka dozna³a szoku. Mówi³a, ¿e inaczej to sobie wyobra¿a³a. My¶la³a, ¿e bêdzie siedzia³a w piêknym domu i pi³a ze staruszk± kawê. Nie bardzo rozumia³am jej zdziwienie. Kawê przecie¿ pijamy z podopieczn±. Ha, ha. Pewnie chodzi³o jej o to, ¿e spodziewa³a siê spotkaæ przyjazn± osob±, która ucieszy siê na jej widok, u¶ciska j± i zaæwierka na dzieñ dobry. Tymczasem pani Kowalski przyjê³a j± tak samo ch³odno jak mnie. Ja natomiast sta³am siê ju¿ t± dobr± i zaczyna³y siê opowie¶ci: „Bo Basia robi to tak…”. W chwili opuszczania jej domu (a zosta³am z niego przecie¿ praktycznie wyrzucona) nagle by³am jej idea³em. Jadzia natomiast chodzi³a po domu i pyta³a, dlaczego tu tak ¶mierdzi. W±cha³a szafy. Mówi³a, ¿e wszystko wyszoruje i pozbêdzie siê tego odoru. T³umaczy³am jej, ¿e to zapach staro¶ci, ale ona upar³a siê, ¿e od¶wie¿y szafy, sofy i dywany i przestanie nieprzyjemnie pachnieæ.
Agnes by³a drobniutk± kobiet±. Pochodzi³a z Czechos³owacji. Po¶lubi³a Niemca wbrew woli jego rodziny. Ca³e ¿ycie ciê¿ko pracowa³a na gospodarstwie. Chcia³a udowodniæ nieprzychylnym te¶ciom, ¿e ich syn zdecydowa³ siê na w³a¶ciw± kobietê. Jej pokorne podej¶cie do ¿ycia bardzo pomog³o kobiecie na stare lata, w obliczu choroby.
Gdy dotar³am na miejsce, hucza³o mi w g³owie, trochê od ha³asu na autostradzie, trochê ze zmêczenia. Po czê¶ci z pewno¶ci± ze stresu. Do tego nie mog³am znale¼æ adresu podanego przez firmê. Zatrzyma³am siê przed jednym z budynków, podejrzewaj±c, ¿e jest tym w³a¶ciwym. Jednak nie by³o widaæ numeru domu. Nie widzia³am równie¿ wej¶cia. Dostrzeg³am, jak za szyb± drzwi tarasowych szczup³a kobieta z d³ugimi nogami macha energicznie rur± od odkurzacza. Nie maj±c pewno¶ci, czy jestem we w³a¶ciwym miejscu, zadzwoni³am do koordynatora. Pan Waldemar o¶wiadczy³, ¿e on te¿ bêdzie za kilka minut, i poprosi³, bym poczeka³a. Przyjecha³ fur±, czym¶ w rodzaju d¿ipa. Z auta wyszed³ postawny mê¿czyzna, nawet przystojny. Byæ mo¿e by³am jedynie za¶lepiona przepychem. Widokiem auta, jego p³aszcza, ci±gn±cego siê za nim w nieskoñczono¶æ, oraz zapachem luksusowych perfum unosz±cym siê w powietrzu. Jak sierotka sta³am z walizeczk± ko³o mojej „mikrusi”. Wykoñczona podró¿±. Przepocona, zakurzona, z modlitw± na ustach o dobre zlecenie. Waldemar zamaszystym krokiem przeszed³ siê wzd³u¿ ulicy. Równie¿ mia³ w±tpliwo¶ci, który to budynek. Trochê mnie to zdenerwowa³o i zapyta³am zirytowana, czy jest tu pierwszy raz. Szybko odpowiedzia³, ¿e nie, ale szczerze mówi±c, nie bardzo przypomina sobie, jak wygl±da³ budynek i którêdy do niego wchodzi³. Podzieli³am siê wiêc tym, co zaobserwowa³am. Wskaza³am na kobietê nadal walcz±c± z odkurzaczem, mówi±c, ¿e wydaje mi siê, ¿e to ten dom. Nie widaæ jednak wej¶cia. Przed nami rozci±ga³ siê taras. Koordynator bez namys³u ruszy³ w stronê tarasu. „No fajnie”, pomy¶la³am. „Wbijam siê na zlecenie tarasem”.
W szafce w ³azience znajdowa³a siê kolekcja najró¿niejszych olejków do k±pieli, z których staruszka bardzo chêtnie korzysta³a. Potrafi³a le¿eæ w wannie pó³ godziny. Od czasu do czasu dolewa³a ciep³ej wody. Pomieszczenie wype³nia³y egzotyczne zapachy. Za oknem, które znajdowa³o siê naprzeciw wanny, rozprzestrzenia³ siê zapieraj±cy dech w piersiach krajobraz. Domek podopiecznej znajdowa³ siê na ma³ym wzniesieniu i widok koñczy³ siê dopiero na zamku i przepiêknym parku wokó³ niego. Starsza pani relaksowa³a siê otoczona pian± i w tym momencie by³a najszczê¶liwsz± kobiet± pod s³oñcem.
W mie¶cie na targu kupi³y¶my g³ówkê sa³aty i dwa udka z ro¿na. Wróci³y¶my do domu. Namoczy³am sa³atê, ¿eby j± umyæ. Podopieczna zaczê³a krzyczeæ, ¿e sa³ata straci wszystkie witaminy. Zostawi³am podopiecznej warzywo i stara³am siê nie patrzeæ, jak je przygotowuje. Obra³am ziemniaki, postawi³am garnek na palniku i wyci±gnê³am patelniê, ¿eby odgrzaæ na niej zimne ju¿ udka. „Czekaj ja ci poka¿ê”, przemówi³a do mnie podopieczna. Patrzy³am, jak Julia chowa patelniê do szafy, udka zawija w worek, w którym je kupi³y¶my, k³adzie na pokrywkê od garnka, w którym gotuj± siê ziemniaki. „Bêd± ciep³e”, uzna³a. Dumna z siebie zaczê³a opowiadaæ, ¿e bardzo interesuje siê tym, jak oszczêdzaæ, i zna masê trików. „Aha”, pomy¶la³am, a po plecach przesz³y mi ciarki…
Agnes poprosi³a, ¿ebym zadzwoni³a jeszcze raz. Renata wysz³a w roboczym ubraniu. By³o widaæ, ¿e jest zaskoczona i chyba nie przysz³y¶my w porê. Agnes przypomnia³a jej, ¿e przecie¿ mówi³a, ¿eby¶my j± odwiedzi³y. Przyjació³ka spojrza³a na ni± z u¶miechem i rzek³a: „Tak, Agnes. Mówi³am wam, ¿eby¶cie wpad³y”. I zaprosi³a nas do ¶rodka.
Piêtnasta, pijemy kawê i idziemy na spacer. Kierujemy siê na cmentarz. Staruszka g³o¶no rozmawia z pochowanym tam mê¿em i jego pierwsz± ¿on±. Trochê mi g³upio. W oddali spostrzegam ³aweczkê i mówiê, ¿e tam na ni± poczekam. Siadam na ³aweczce. Krzaki przys³aniaj± mi grób, nad którym stoi podopieczna. Od czasu do czasu widzê jednak czubek jej g³owy. W pewnym momencie s³yszê cichutki pisk. S³odziutkie „och”. Bardziej przypomina to okrzyk zachwytu ni¿ tragiczne „och”. Ale d³u¿szy czas nie widzê g³owy Julii. Przeczucie mówi mi, ¿e „och”, które s³ysza³am przed chwil±, mog³o pa¶æ z ust seniorki. Po¶piesznie ruszam w kierunku grobu. Podopieczna le¿y jak d³uga na nagrobku. Pomagam jej wstaæ. Dzieñ jest deszczowy. Okazuje siê ca³a wypaprana w b³ocie. Z ucha ciurkiem leci jej krew. Pytam, jak to siê sta³o. Julia chcia³a poprawiæ kwiatek przy pomniku i jak kózka skaka³a z kamyka na kamyk, by dostaæ siê na przód grobu. Chwila nieuwagi, po¶lizgnê³a siê i wyl±dowa³a na grobie. G³ow± uderzy³a o lampion, rozcinaj±c ucho. W pierwszej kolejno¶ci zaczê³a mnie prosiæ, ¿ebym nic nie mówi³a córce. Dla mnie wa¿niejsze by³o, by zatamowaæ krwawienie. Krew nie przestawa³a p³yn±æ. Z chusteczk± przy³o¿on± do ucha wracamy pieszo. W domu mam wra¿enie, ¿e ucho Julii napuch³o i zrobi³o siê sine. Dzwoni siostra podopiecznej. Korzystam z sytuacji i radzê siê, co zrobiæ.
Dom têtni³ ¿yciem. W tle roznosi³o siê chrapanie Swena. Pomy¶la³am: „Jak w domu”. Kto by przypuszcza³, ¿e Niemcy te¿ ¿yj± tak jak my. Zazwyczaj domy moich podopiecznych by³y puste, ponure, nudne, smutne. Nie czu³o siê rado¶ci i nie by³o widaæ ¿ycia. A tu nagle taka niespodzianka.
Czasami podopieczna co¶ przypali³a, próbuj±c sobie przyrz±dziæ jedzenie, gdy wychodzi³am z domu. Raz by³a to patelnia, na której sma¿y³a serek camembert. Gdy wróci³am z zakupów i wesz³am do domu, powietrze by³o bia³e. Cud, ¿e czujniki przeciwpo¿arowe siê nie w³±czy³y. W zlewie le¿a³a czarna patelnia z kawa³kiem czego¶. Po inspekcji lodówki okaza³o siê, ¿e by³ to w³a¶nie serek camembert.
Planowa³am zostaæ u Agnes d³u¿ej. W zwi±zku z tym musia³am siê zameldowaæ. Ania s³ucha³a. Pani koordynator kategorycznie zaprzecza³a, ¿e jest taki obowi±zek. Twierdzi³a, ¿e jeste¶my w Unii Europejskiej i w tej chwili nie jestem do tego zobligowana. Wda³y¶my siê w dyskusjê. Owszem jeste¶my w Unii, ale to oznacza dla mnie jako pracownika tylko tyle, ¿e mogê tu pracowaæ bez specjalnego zezwolenia. Ale z pewno¶ci± nie zwalnia mnie to z obowi±zku zameldowania, który w Niemczech funkcjonuje. I wtedy koordynatorka palnê³a najwiêksz± g³upotê, jak± mo¿na by³o us³yszeæ z jej ust. Powiedzia³a, ¿e przecie¿ wiadomo, ¿e opieka to szara strefa i nie ma to znaczenia. Otworzy³am szeroko usta. Ania, która do tej pory przys³uchiwa³a siê bez wiêkszego zainteresowania, zrobi³a siê czerwona. Nasz go¶æ chyba zda³ sobie sprawê, ¿e paln±³ gafê i próbowa³ zmieniæ temat.
Córka podopiecznej ca³y dzieñ prowadza³a Agnes po domu. Momentami my¶la³am, ¿e za du¿o tego chodzenia. Ania koniecznie chcia³a postawiæ matkê na nogi, by w koñcu móc nas opu¶ciæ. Po nieprzespanych nocach i kilku dniach zamkniêcia w czterech ¶cianach by³o widaæ, ¿e opieka nad matk± jej nie s³u¿y. Pewnego wieczoru o¶wiadczy³a, ¿e wraca do siebie. Jakby co¶ siê dzia³o, mia³am dzwoniæ. Przynios³a mi Baby Phone do pokoju i pojecha³a do siebie.
Przysz³a moja „ulubiona” córka podopiecznej, pani sekretarka. Zda³am jej relacjê, koñcz±c stwierdzeniem, ¿e Agnes musi du¿o chodziæ. Erika wsta³a, podesz³a do matki i rzek³a: „Chod¼, mamo, pochodzimy trochê”. Wyci±gnê³a rêce w jej kierunku. Agnes pos³usznie wsta³a i chcia³a od razu zrobiæ krok do przodu. Jej nogi zaczê³y siê telepaæ. Erika przestraszy³a siê, pu¶ci³a matkê i podopieczna opad³a na fotel.
Nikt obecnie nie interesuje siê ani mn±, ani podopieczn±. To miejsce, gdzie jestem, bardziej przypomina bezludn± wyspê, pustkowie, miasto trupów. Albo miasto ¶piochów. Spokojne, ale opuszczone przez wszystkich. Podopieczna nafaszerowana lekarstwami i opuszczona przez rodzinê i znajomych. Pozosta³am jej tylko ja − wierna towarzyszka.
Na szczê¶cie w koñcu trafi³y¶my na przytuln± w³osk± restauracjê, w której mo¿na by³o zap³aciæ kart±. Zamówi³am pizzê z parmezanem i rukol±, Monika wziê³a pizzê i sa³atkê. Do picia mia³a wodê i wino. Ja zdecydowa³am siê na Apfleschorle (sok jab³kowy z gazowan± wod± mineraln±). Najad³am siê. Zamówi³y¶my jeszcze karafkê wina i siedzia³y¶my prawie do pó³nocy, rozmawiaj±c o wszystkim i o niczym. By³o mi³o. Trochê siê uspokoi³am. Gdy biega³am po mieszkaniu podopiecznej, targa³y mn± ró¿ne dziwne my¶li. Na szczê¶cie mia³y¶my to ju¿ za sob±. Monika równie¿ w koñcu siê rozlu¼ni³a. By³a bardzo przyjemn± i otwart± osob±.
Uda³y¶my siê do restauracji. Gdy wraca³y¶my na pla¿ê, ja i podopieczna dosta³y¶my po lodzie na pocieszenie. Przypuszczam, ¿e Monika mia³a dobre chêci. Nie szanuj±c grafiku matki, rozwali³a ca³y nasz ¶wiat. Do tego by³a choleryczk±. Nie pozwolê, by psychicznie zdrowa osoba podnosi³a na mnie g³os. Spodziewa³am siê przeprosin. Zamiast tego wieczorem ujrza³am kartkê z moim numerem telefonu w koszu w salonie.
Ksi±¿ka: Per³y rzucone przed damy
Tagi: praca, Autobiografia