Wydawnictwo: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
Data wydania: 2009-04-08
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 364
Język oryginału: Polski
'' Gnatkowskich rzecz jasna zostawiłam bo to prezes a prezes to prezes. Pan prawdziwy to pan prawdziwy, chociaż z wyglądu podobny do chama ''
Słyszeliście na pewno takie powiedzenie że można wyhodować węża czy żmiję na własnym łonie . Właśnie to przydarzyło się Genowefie Smoliwąs. Wyhodowała węża we własnym łonie, w osobie swojego synalka, tytułowego Januszka. Będę w tym miejscu sarkastyczna, ale powiem że widocznie Smoliwąsowa, zupełnie o tym nie wiedząc stosowała już wtedy, w kilka lat po wojnie '' wychowanie bezstresowe '' tak modne obecnie wśród współczesnych rodziców, chociaż nikomu wtedy jeszcze nie przyszło do głowy tak tego nazywać . Januszek, niestety z rodziców miał tylko matkę zapatrzoną w niego jak w obrazek. Ojca mu '' Niemce '' zagazowali w obozie, jeszcze przed jego, Januszka urodzeniem. Genowefa pracując na trzech, albo i w porywach czterech etatach, starała się swojemu jedynemu synkowi przysłowiowego nieba przychylić. A co udało jej się wychować ? Przeczytajcie, bo na prawdę warto, zwłaszcza rolę poglądową książka może odegrać ukazując młodym rodzicom jak NIE ! wychowywać dziecka .
Jakiś kilka lat temu, przypadkiem udało mi się obejrzeć mini serial nakręcony na podstawie tej książki z rewelacyjnie zagraną rolą matki Genowefy Smoiliwąs, przez radziecką aktorkę o nazwisku Lidiya Fedoseeva - Shukshina (te jej przepastne jak otchłań smutku, oczy) . Teraz udało mi się przeczytać książkę i stwierdzam że jest jeszcze lepsza niż film, choć nie przeczę że film był dość wierną adaptacją książki . W ramach ciekawostki dodam jeszcze, że swojej roli, wcale nie małej doczekał się też w tym mini serialu młodziutki Mirosław Baka jako Stasiek Wątroba, kolega Januszka. Polecam więc i film i książkę.
Co jeszcze w książce ? Oczywiście cała historia Januszka i jego matki nie jest osadzona w próżni, tylko w siermiężnej rzeczywistości powojennej i socjalistycznej Polski . Przyjrzymy się więc jak wtedy według autora książki, Sławomira Łubińskiego, wyglądała nasza polska rzeczywistość. Zaręczam że jest w tej pozycji kilka celnych spostrzeżeń i ciekawostek. Język powieści jest prosty i bardzo dobrze się czyta . Cała historia jest właściwie monologiem matki Januszka, która skończyła tylko cztery klasy przedwojennej szkoły powszechnej, ale bardzo się stara wysławiać porządnie. Na koniec jeszcze przytoczę dwa cytaty , abyście mieli pojęcie o czym mówię :)
'' Niech tylko jakieś ciekawsze słowo w jedno jej ucho wpadnie, to chwilę później z drugiego dziesięcioma braciszkami wyleci '' - tak się rodzi plotka :)
''Umieć przecież za dużo nie trzeba, wystarczy podłóg mody się ubrać i wydzierać ile sił w gardle ''
A ten cytat, tuż powyżej, tyczył się ówczesnej młodzieżowej muzyki, mniemam że wtedy chodziło o big - bit, ale czy nie przypomina wam i czegoś bardziej współczesnego ? :)
Jeszcze raz polecam :)
Przeczytane:2025-07-16, Ocena: 6, Przeczytałem, Mam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2025 roku,
Po obejrzeniu (trzy razy) genialnego serialu, z pewną obawą sięgnęłam po książkę, na podstawie której on powstał, ale szybko zrozumiałam, że niepotrzebnie, gdyż okazała się ona równie genialna jak jej ekranizacja. Aczkolwiek niektóre wątki w serialu bardziej rozbudowano, natomiast książka skupia się głównie nad emocjami wynikającymi z toksycznej relacji matka-syn i została poprowadzona w narracji pierwszoosobowej, dzięki czemu mamy okazję poznać odczucia, emocje, spostrzeżenia bezpośrednio od głównej bohaterki czyli Gieni Smoliwąs.
Zadałam sobie pytanie o to kiedy pojawiły się pierwsze symptomy tego, iż z syna Gieni - Januszka wyrośnie bezduszny kryminalista i przypomniałam sobie dzień, w którym przystąpił do I komunii, a po uroczystościach w kościele, gdy lunął deszcz i jego ubranko komunijne zafarbowało go na czarno, odezwał się do matki w następujący sposób: "Coś ty mi za szmatę kupiła, garkotłuku jeden, to ty mamusia moja jesteś?". A dalej było już tylko gorzej.
Śledzimy losy wdowy, kobiety udręczonej nie tylko ciężką pracą, ale przede wszystkim coraz bardziej bezczelnymi wybrykami syna. Z jednej strony zaskakuje pozytywnie mądrość , zaradność, roztropność tej prostej kobiety, mocno doświadczonej przez życie, a z drugiej szlag człowieka trafia gdy broni syna i jest w stosunku do niego bezkrytyczna, daje sobą pomiatać. Jej naiwność w poprawę zachowania Januszka bije po oczach. Chwilami miałam ochotę potrząsnąć tą kobietą i krzyknąć aby przejrzała na oczy i się opamiętała, bo taka bezkrytyczna miłość do zwykłego bandyty, który nie szanował matki, skończy się dla niej tragicznie.
Obserwowanie ciężkiego losu Gieni, jej zmagania o to aby utrzymać siebie i syna, przez co haruje jak wół nie tylko w kuchni ale również sprżątając domy różnych ludzi, sprawiało, że serce krwawiło mi wielokrotnie. Niemal czułam tę jej udrękę. A gdy jeszcze do tego dochodzi choroba nóg (zapewne z przepracowania) i zaczyna coraz bardziej podupadać na zdrowiu, mając pomoc jedynie od obcych ludzi, to już całkowicie przelewa czarę goryczy. I te jej wycieczki przez całą Polskę do syna, osadzonego w różnych zakładach resocjalizacyjnych, gdy w jawny spób nią pogardza, szydzi z niej wołając pieniędzy, to już dla normalnego człowieka o wiele za dużo. Nie wspominając już o libacjach alkoholowych, jakie urządzał w domu, kradzieży jej pieniędzy, rękoczynach, do których dochodziło , gdy była już mocno schorowana.
Szkoda, że wątek dotyczący pobytu Gieni w sanatorium, który w serialu mocno rozbudowano tutaj pojawił się właściwie marginalnie. A był to jeden z moich ulubionych wątków, który pokazał, że Gienia dostała wreszcie szansę od losu aby zmienić coś w swoim życiu na lepsze, ale ponownie z tej szansy nie skorzystała, bo ważniejszy okazał się synalek - bandyta.
Zarówno serial jak i książka przeczołgał mnie emocjonalnie. Autor doskonale przekazał emocje tej kobiety, całą gorycz jej istnienia, gdzie każdy dzień to harówka od rana do nocy, żadnych przyjemności, brak perspektyw na polepszenie losu, do czego niestety, trochę sama się przyczyniła, swoją pobłażliwością w stosunku do syna. Po oczach "biła" też jej dołująca samotność. I bardzo wymowna scena, gdy siedzi sama przy wigilijnym stole, wspominając nieżyjących członków rodziny i nachodzi ją taka refleksja: "Wszystko przemija, tylko pamięć pozostaje". Prosta kobieta, proste życie, prosty język, ale zarówno emocje, jak i toksyczna relacja matka-syn uchwycone po mistrzowsku. Książka genialna, ale jeżeli ktoś jest wrażliwy na ludzką krzywdę, to podczas czytania będzie mocno cierpiał, bo nie da się przejść wobec tego wszystkiego obojętnie. Polecam, bo to literatura na najwyższym poziomie.