Kai Rhodes to gwiazda drużyny baseballowej z Chicago. Coraz trudniej jest mu pogodzić uprawianie zawodowo sportu z organizacją opieki dla swojego piętnastomiesięcznego syna. Mężczyzna został samotnym ojcem i kompletnie sobie z tym nie radzi.
Nie pomaga mu też fakt, że po zaledwie paru tygodniach pracy zwalnia każdą nianię. Tym razem jednak nie będzie mógł tak szybko zrezygnować z opiekunki, bo jego trener powierzył tę funkcję… własnej córce.
Miller Montgomery z zawodu nie jest nianią, a cukiernikiem. Lecz kiedy tata prosi ją, żeby pomogła w opiece nad dzieckiem jednego ze swoich najlepszych zawodników, dziewczyna nie potrafi odmówić.
Spędzi z baseballistą i jego małym synem całe wakacje i szybko się okaże, że to zdecydowanie zbyt krótko. Wszystko kiedyś się kończy, a ona nigdy nie była typem dziewczyny, która lubi zobowiązania.
Wydawnictwo: NieZwykłe
Data wydania: 2025-02-06
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 547
Tytuł oryginału: Caught Up
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Anna Gurgul
Od początku wiemy, jak to się skończy, ale słuchamy. Podobał mi się wątek cukierniczy i samotnego ojcostwa. Na nadmiar seksu a la instrukcja obsługi przymknęłam oko.
Czego oczekujecie od idealnego romansu? Dla mnie musi wywoływać uśmiech, wzruszenie i wciągać fabułą. I ta książka zdecydowanie ma to wszystko w sobie i nawet kilka minusów, nie odebrało mi przyjemności z czytania ?.
Liz po raz kolejny stworzyła historię, w którą zanurzamy się od pierwszych stron i bohaterów, których chcielibyśmy poznać osobiście. Zarówno Kai jak i Mills mają za sobą trudne doświadczenia, które ukształtowały ich obecne nastawienie do życia, ludzi i stworzyły lęki, które nie zawsze świadomie nimi kierują. Malakai, po śmierci matki, chociaż miał tylko 15 lat, zajął się wychowaniem brata, zawsze czuł się odpowiedzialny za wszystkich, a gdy nagle w jego życiu pojawił się Max, chciał zrezygnować z kariery baseballisty i zająć się tylko wychowaniem syna. I chociaż zarząd drużyny mu na to nie pozwolił i stanął na głowie, żeby Max mógł z nim jeździć, to nie potrafił zaufać żadnej dotychczasowej niani. Miller jest nagradzanym cukiernikiem. I nagle dopada ją wypalenie. Nie potrafi nic nowego stworzyć i postanawia sobie zrobić dwumiesięczną przerwę i jeżdżąc po kraju szukać inspiracji. Od zawsze czuła potrzebę, aby być najlepsza. Dąży do perfekcji, uznania. W jej pokręconej logice, dzięki temu odwdzięcza się ojcu, za to, że zrezygnował ze swojej kariery i ją adoptował. A, że jej ojciec, Monty, jest trenerem drużyny Kaia, to dziewczyna, chociaż niechętnie, zostaje nianią Maxa.
Uwielbiam relacje przedstawione w książce. Zarówno między głównymi bohaterami, gdzie czuć chemię w każdej interakcji, jak i z pozostałymi bohaterami. Wspaniale się czytało jak obydwoje się zmieniali i odkrywali się na nowo. Dawno nie zdarzyło mi się uronić łez, czytając o czymś, co wiemy, że nastąpi od początku. Dwa duże plusy, to po pierwsze, żadnych wielkich dram, po drugie, bohaterowie, których poznaliśmy w poprzednich częściach ?.
A jeśli chodzi o minusy? Trochę za słodko.
Chociaż moje serce rozpływało się, to jednak częste powtórzenia pewnych kwesti zaczeły mnie trochę irytować. Do tego chociaż lubię spice sceny, to też było ich dla mnie za dużo, chociaż napisane były w świetnym stylu. I... to w sumie tyle.
Kocham twórczość Tomforde i już nie mogę doczekać się kolejnych części. Zdecydowanie polecam zarówno
Cought up, jak i poprzednie z serii. Kocham
9/10.
Z pewnością można powiedzieć, że ta książka jest komfortowa. Nawet powiedziałabym, że jest bardzo dobra. Ale wiecie co, niestety nie wywołała we mnie jakiś większych emocji. Szczerze mówiąc, podobnie jak w przypadku poprzednich tomów, ta część także będzie dla mnie książką typu przeczytać i zapomnieć.
Ogromny plusem książki jest relacja Kaia i Maxa. Bardzo mi się podobała. Właściwie Max to chyba najlepsze co było w tej historii. Za to połączenie Maxa i Miller uważam, za zbyty idealne. Rozumiem więź, jaką ze sobą szybko nawiązali, ale myślę, że było to zbyt piękne. No bo przecież dziewczyna, która nie ma bladego pojęcia o dzieciach, nagle wie o nich wszystko.
Do samych bohaterów też nie mogę się przyczepić. Nawet postacie drugoplanowe były fajne. Podobnie jak relacje między wszystkich bohaterami.
Myślę, że książka mogłaby być o 1/3 krótsza. Rozległe opisy dawały mi poczucie, że stale czytam o tym samym. Ja rozumiem, że jedna z kwestii musiała być stale powtarzana, jednak miałam wrażenie, że było więcej takich łudząco podobnych fragmentów. Niestety nie będzie go historia, która będę długo pamiętać. Nie mniej jednak była to przyjemna książka. I, mimo że dla mnie była średniakiem, to ja polecam. Wiele z was na pewno się spodoba ?
,,Caught Up" to trzeci tom mojej ulubionej serii ,,Windy City" autorstwa Liz Tomforde. Czytając poprzednią część, wydawało mi się, że autorka nie będzie mnie już w stanie zaskoczyć, a tymczasem jej się to udało, ponieważ historia baseballisty i samotnego ojca -- Kai Rhodes oraz córki trenera, cukierniczki Miller Montgomery totalnie mnie zauroczyła!
,,Caught Up" jest jedną z tych publikacji, obok których nie da się przejść obojętnie. Jak na wielbicielkę romansów przystało, uwielbiam historie, które otulają czytelnika niczym ciepły kocyk w zimowy wieczór i właśnie taka jest ta książka. Ciepła, zabawna, wzruszająca i przede wszystkim dająca nadzieję na to, że miłość może dopaść człowieka w każdym wieku i to w najmniej spodziewanym momencie.
Bardzo podobała mi się kreacja bohaterów. Kai to zawodowy sportowiec, który dosłownie z dnia na dzień musiał zmienić swoje priorytety, kiedy w jego życiu pojawił się Max. Mężczyzna chciał poświęcić swoją sportową karierę, by zająć się synem, o którego istnieniu nie miał pojęcia i zapewne zrobiłby to bez mrugnięcia okiem, gdyby nie trener, którego traktuje niczym ojca i cała drużyna, która obiecała wspierać go w nowej roli. Natomiast Miller to dziewczyna, która stała się cukierniczym guru, jednak w pewnym momencie życie na świeczniku mocno ją przytłoczyło, zabierając jej radość z pieczenia i tworzenia przepysznych deserów. Oboje pochodzą z innych światów i wydaje się, że zupełnie do siebie nie pasują, jednak każdego dnia wspólnej drogi udowadniają, że to, co ich ostatecznie połączy, jest wyjątkowe i nierozerwalne.
Chociaż naprawdę polubiłam głównych bohaterów, myślę, iż pierwsze skrzypce w tej historii i tak gra mały Max. Chociaż niespecjalnie przepadam za dziećmi, ten mały szkrab zdecydowanie skradł moje serce.
Myślę, że na uwagę zasługują również postacie drugoplanowe, bez których cała ta historia nie miałaby zupełnie sensu. I mówię tu nie tylko o tych, których poznaliśmy dopiero w tej odsłonie, jak trener Monty, koledzy z drużyny Kaia, czy jego brat, którego miłosne podboje rozbawiały mnie do łez, ale również ci znani i lubiani bohaterowie poprzednich części. Cudownie było zobaczyć, jak radzą sobie w dalszym, wspólnym życiu.
Bardzo podobała mi się również końcówka książki. I nie mówię tutaj tylko o bardzo romantycznym i wzruszającym zakończeniu historii Kaia, Miller i małego Maxa, ale również zapowiedź kolejnej części, która z pewnością będzie niesamowicie zabawna. Dlatego mam więc nadzieję, że wydawnictwo nie każe nam zbyt długo czekać na jej premierę.
Hokeista z wybujałym ego i stewardesa mogąca mu udowodnić, że nie może mieć każdej, której zapragnie. Stevie Shay od lat jest stewardesą, ale jeszcze...
Dwudziestosiedmioletnia Indy rozstała się z facetem i musi od nowa ułożyć sobie życie. Najlepsza przyjaciółka proponuje jej, żeby wprowadziła się do jej...
Przeczytane:2025-02-24, Ocena: 4, Przeczytałem, Mam, Wydawnictwo NieZwykłe,
"Caught Up" to trzeci tom cyklu Windy City, którego dwa poprzednie tomy obdarzyłyśmy czystym uwielbieniem 😍💙 a jak było z tym? 🤔
Jeżeli mamy być do bólu szczere to jest to książka, z którą mamy lekki problem. Przede wszystkim odnosiłyśmy nieodparte wrażenie, że wszystko kręciło się wokół dziecka Kaia oraz cukierniczej kariery i braku weny Miller a przynajmniej nadmiar tych dwóch wątków przysłaniał wszelkie momenty związane z baseball'em przez co za grosz nie poczułyśmy sportowego klimatu książki. A szkoda bo bardzo na to liczyłyśmy. Nie zrozumcie nas jednak źle. To absolutnie NIE była zła książka i to nie jest tak, że nam się ona nie podobała. Jak najbardziej i się podobała i była naprawdę w porządku, bo bardzo miło spędziłyśmy z nią czas, jednakże zwyczajnie brakowało nam w niej naszym zdaniem najważniejszego czyli sportu.
Bohaterowie natomiast mogą Was wpędzić w totalnie skrajne uczucia. O ile Kaia możecie kochać i wielbić za to jak cudownym ojcem jest i na pewno rozpływać się będziecie nad jego "bąbelkiem" 😉 tak Miller jesteśmy przekonane, że nie jeden czytelnik będzie z całych sił nienawidził i miał ochotę rozszarpać.. choć ma ona 25 lat, więc teoretycznie powinna mieć już nieco poukładane w głowie, zachowuje się trochę jak rozkapryszona nastolatka, która strzela fochy jeżeli coś nie idzie po jej myśli. Jednak my, pomimo jej nieco dziecinnego zachowania i tak ją polubiłyśmy, ale to za sprawą tego jak myślała o swoim ojcu i co dla niego robiła.
Ogólnie od samego początku książki, gdy tylko Kai i Miller mają ze sobą styczność po raz pierwszy czuć powstające pomiędzy nimi napięcie. Oboje uwielbiają ze sobą flirtować oraz przekomarzać się jednak nie pozwalając sobie na nic więcej poza fantazjami. Czy mimo wszystko pożądanie weźmie górę? A może jednak będą potrafili zachować dystans m.in ze względu na okoliczności w jakich się znajdują? 🤔
My Wam tego nie powiemy, o tym musicie przekonać się sami 😎
Generalnie dobrze spędzony czas 🧡🙂