Okładka książki - Koniec mapy

Koniec mapy


Ocena: 4.18 (11 głosów)

Czasem niewiele potrzeba, by doszło do globalnej katastrofy

Osiem nieznających się wcześniej osób rusza w turystyczny rejs w okolice Svalbardu. Już w trakcie wyprawy okazuje się, że nikt nie jest przygotowany, by mierzyć się z dziką przyrodą, własnymi słabościami, tajemnicami i problemami oraz z innością pozostałych uczestników.
Gdy docierają do miasta widma, dawnego radzieckiego Pyramiden, staje się jasne, że jest to nie tylko atrakcja turystyczna – na miejscu funkcjonuje też rosyjska stacja badawcza. Od pewnego czasu są tam prowadzone prace nad ożywianiem zamrożonych mikroorganizmów sprzed tysięcy lat.

Brak wyobraźni i łamanie podstawowych zasad bezpieczeństwa doprowadzają do katastrofy. Grupa niechętnych wobec siebie turystów musi zacząć współpracować, żeby zapobiec wybuchowi potencjalnej epidemii. Stawką dalszej wyprawy staje się ich własne życie.

Informacje dodatkowe o Koniec mapy:

Wydawnictwo: Mięta
Data wydania: 2025-02-26
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN: 9788368371031
Liczba stron: 336

Tagi: kryminał sensacja

więcej

POLECANA RECENZJA

Kup książkę Koniec mapy

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Koniec mapy - opinie o książce

Avatar użytkownika - Tesik
Tesik
Przeczytane:2025-07-10, Ocena: 5, Przeczytałem, Mam,

"- I co to ma być? To jest ten koniec mapy? (...) - A co ty myślałeś, że zobaczysz tu krawędź, za którą będzie się wylewała woda?"

Opowieść S.J. Lorenca zaskakuje na każdym kroku. Zaczynając lekturę, trudno wyobrazić sobie aż tak nieprzewidywalną fabułę. Ta książka to zarówno powieść drogi pełnej przygód, jak i mrożący krew w żyłach horror. Wartością dodaną są ponadto bardzo ciekawe "smaczki" na temat Svalbardu i jakże popularnego zagadnienia ocieplenia klimatu i jego potencjalnych konsekwencji. Najbardziej zatrważający jest natomiast fakt, że opisana fikcja może wydarzyć się naprawdę. Ciekawe, które jej elementy już stały się rzeczywistością...

Link do opinii
Avatar użytkownika - olilovesbooks2
olilovesbooks2
Przeczytane:2025-06-19, Ocena: 2, Przeczytałam, Mam,

*współpraca reklamowa z Wydawnictwem Mięta*

Bardzo lubię debiuty, zawsze podchodzę do nich z optymizmem i raczej rzadko mnie zawodzą, no ale i bywają takie, jak przykładowo ta książka, które niestety nie przypadają mi do gustu i mam problem z ich oceną. Spodziewałam się kryminału, może odrobiny thrillera, dostałam historię bardziej przypominającą przygodówkę, z elementami obyczajówki czy naleciałościami kryminału. Jestem zawiedziona

Osiem osób poznaje się tuż przed wyruszeniem na turystyczny rejs. Rejs już od samego początku nie idzie zgodnie z planem, ale nawarstwiające się problemy nie przeszkadzają w rozpoczęciu przygody, która odmieni życie pasażerów. Bohaterowie muszą zmierzyć się z przeciwnościami losu, trudami podróży, własnymi słabościami, jak i innością pozostałych osób. Po dotarciu do miasta widma, ich życie staje się zagrożone, a oni sami zostają zmuszeni do współpracy aby zapobiec wybuchowi potencjalnej pandemii.

Co wam mogę powiedzieć, no ja osobiście nie jestem zachwycona tą lekturą, ogromnie męczyło mnie jej czytanie, dosłownie z nią walczyłam przez kilka dni, w miedzy czasie czytając inne książki, bo już czułam na karku oddech zastoju czytelniczego, a nie miałam go od przeszło roku. Miałam całkowicie inne wyobrażenie o tej książce, spodziewałam się dobrego kryminały, ale ja go tutaj wręcz nie dostrzegam. Dominuje tutaj temat turystycznego rejsu, waśnie pomiędzy załogą, ich relacje i opisy, które powodują, że można ich lepiej poznać, przez co też dowiadujemy się z jakimi demonami walczą. Nie jestem fanką przygodówek, sięgam po nie bardzo rzadko, i tylko wtedy kiedy ktoś zaufany mi je poleci, tutaj nieoczekiwanie się z nią zderzyłam i nie jestem zadowolona z tego powodu.

Książka napisana tak jakby w formie dziennika, każdy rozdział opisuje jeden dzień z życia załogi. W tej lekturze na pewno można doszukać się wielu ciekawych informacji, można też nauczyć się czegoś nowego, bo pojawia się wiele ciekawostek. Pojawia się też motyw wirusa, który mógłby wywołać epidemię, ten wątek według mnie był najciekawszy ale jednocześnie nie do końca dopracowany. W powieści pojawia się wielu bohaterów, co za tym idzie wiele perspektyw, które pokazują codzienność załogi bardzo szczegółowo, zwracając uwagę na wiele aspektów zarówno podróży jak i życia. Co jak co, ale na brak szczegółów nie mogę narzekać.

Książka ma swoje wady i zalety, do mnie jednak niestety nie przemówiła. Nie lubię tego mówić, ale po prostu mi się nie podobała. Jak dla mnie było nużąco, fabuła mnie nie wciągnęła, wręcz mnie męczyła, naprawdę po dwóch czy trzech rozdziałach chciałam ją odłożyć i do niej nie wracać, ale że nie lubię zostawiać niedoczytanych książek i ze względu na obowiązek napisania recenzji, męczyłam się z nią kilka dni, dobrnęłam do końca czując ogromną ulgę, że to koniec. Oceniam ją jako przeciętną, bo mam przeczucie, że innym czytelnikom może się ona spodobać.

Link do opinii

Koniec mapy” S.J. Lorenca to książka, która zaczyna się jak obietnica przygody, a kończy jak przestroga. Sięgnęłam po nią z ciekawości, skuszona nietypowym miejscem akcji – arktycznym Svalbardem – i obietnicą thrillera na tle wiecznej zmarzliny. Ale to, co dostałam, było znacznie głębsze i bardziej poruszające niż klasyczna opowieść o zagrożeniu z zewnątrz. Ta historia opowiada nie tylko o epidemii i naukowym eksperymencie, który wymknął się spod kontroli, ale przede wszystkim o ludziach, ich relacjach, ich słabościach – i o tym, jak łatwo w sytuacji granicznej obnażają się prawdziwe intencje, charaktery, maski.

 

Ośmioro bohaterów – przypadkowa grupa turystów – rusza jachtem w rejs, który miał być czymś ekscytującym, nietypowym, „na lajwa” lub na zastrzyk adrenaliny. A może ucieczką. Każdy z nich niesie coś ze sobą – nie tylko torbę podróżną, ale też emocjonalny bagaż, który dopiero zostanie ujawniony, i niekoniecznie dobrowolnie. Początek wydaje się banalny: zagubione bagaże, brak załogi, pewien niepokój, który powoli gęstnieje. Ale potem wszystko się rozsypuje. Trafiają do opuszczonej rosyjskiej stacji badawczej, a tam – jak w złym śnie – okazuje się, że lodowce skrywają coś więcej niż tylko martwą ziemię i pamięć po ZSRR. One żyją, tak jak żyją w nich uśpione przez tysiące lat mikroorganizmy, które nie powinny nigdy zobaczyć światła dziennego.

 

To właśnie ta cienka linia między ciekawością a ignorancją, między nauką a pychą, stanowi jeden z najważniejszych tematów powieści. Lorenc nie moralizuje – on pokazuje. Pozwala nam obserwować, jak łatwo przesunąć granicę, jak łatwo tłumaczyć własne decyzje wyższym celem, jak łatwo uwierzyć, że wszystko da się kontrolować. I jak brutalnie natura potrafi pokazać, że to nieprawda.

 

To, co zrobiło na mnie największe wrażenie, to nie tylko rozpisanie postaci – bardzo różnych, często antypatycznych, ale dzięki temu autentycznych – lecz przede wszystkim atmosfera. Arktyka w tej książce nie jest tłem. Jest obecnością. Cisza lodu, pustka, która aż boli, biel, która nie daje odpocząć oczom, a z czasem staje się niemal halucynacją – to wszystko działa na wyobraźnię i emocje. Czytając, czułam fizyczny chłód. I lęk. Bo kiedy jesteś na końcu świata, w miejscu, gdzie nie działa telefon, nie ma pomocy, nie ma nawet gwarancji, że ktokolwiek cię szuka – zaczynasz rozumieć, że wszystko, co uważasz za oczywiste, może zniknąć w jednej chwili. I zostajesz tylko ty. Ty oraz twoje decyzje.

 

Forma narracji – prowadzona z różnych perspektyw, uzupełniona fragmentami dziennika rosyjskiego naukowca – pozwala poczuć wielogłos tej historii. To trochę jak układanie puzzli: każda postać widzi coś innego, coś innego ukrywa, a dopiero na końcu – choć nie do końca – widzimy cały obraz. I nie jest to wizerunek pocieszający. Ale nie musi być. To, co zostaje po tej książce, to nie jest satysfakcja z rozwiązanej zagadki. To raczej niepokój. Taki, który zostaje gdzieś pod skórą. Taki, który każe myśleć nie tylko o tym, co by się zrobiło w takiej sytuacji, ale też o tym, jak krucha jest granica między cywilizacją a chaosem. I jak często tę granicę sami podważamy – dla wygody, ambicji, potrzeby bycia pierwszym, potrzeby bycia kimś.

 

„Koniec mapy” to nie jest lektura na jeden wieczór. Wchodzi powoli, czasem irytuje tempem, ale zostaje. To jeden z tych tekstów, po których człowiek odruchowo szuka na mapie Svalbardu, googluje Pyramiden i myśli: a jeśli to nie jest fikcja? A jeśli to wszystko już się dzieje?To również nie była powieść łatwa, ale bardzo potrzebna. Dla tych, którzy szukają w literaturze nie tylko emocji, ale też ostrzeżeń. I odbicia – może nie do końca wygodnego – siebie samego.

Link do opinii

Co powiecie na wyprawę w okolice Svalbardu? Czy chcielibyście dotrzeć na koniec mapy?

 

Osiem obcych dla siebie osób wyrusza na turystyczny rejs w okolice Svalbardu. Już początek wyprawy zaczyna się pechowo. Nie wszystkich bagaże docierają na miejsce, podnie jak część załogi statku. Na lotnisku strajk, wszystkie loty odwołane. Mimo przeciwności uczestnicy wraz z kapitanem statku postanawiają ruszyć w podróż. 

 

Życie na niewielkiej przestrzeni nie jest łatwe. Nie każdy potrafi się w nim odnaleźć, ale każdy liczy na niezapomnianą przygodę. Po kilku dniach rejsu docierają do dawnego radzieckiego miasta Pyramiden. Obecnie działa tam stacja badawcza, która bada mikroorganizmy z wiecznej zmarzliny. 

Powitanie w porcie jest zaskakujące i tragiczne. Tego co ich spotka nie mogli się spodziewać. Czy uda im się wyjść z cało z tego rejsu?

 

"Koniec mapy" to debiut S.J. Lorenca. Zapowiadał się naprawdę obiecujący thriller. Czy sprostał oczekiwaniom?

 

Opis książki mocno mnie zaciekawił. Niewielki statek, kilkoro pasażerów i odległa stacja badawcza. Przyznajcie, że brzmi intrygująco. 

Niestety nie do końca ta historia mnie zachwyciła. Rozkręca się bardzo powoli. Wstęp dotyczący przygotowań do wyprawy, pobytu w portach i życiu na statku jest dosyć długi. Można powiedzieć, że właściwa akcja rozpoczyna się około dwusetnej strony, a cała książka ma tych stron ponad 330. 

Oczywiście wcześniej też coś się dzieje, bliskie spotkanie z białym niedźwiedziem, kłótnie między bohaterami, zwiedzanie lodowca czy dziwne zdarzenia na statku. Ciężko mi jednak czytało się tę książkę. 

 

Ciekawa jest forma książki, bo pisana w formie dziennika. Każdy rozdział to kolejny dzień wyprawy. Mamy tu perspektywy różnych bohaterów, ale muszę przyznać, że czasami miałam problemy z rozróżnieniem poszczególnych osób. Na szczęście na początku książki jest ściągawka i są wymienieni wszyscy członkowie wyprawy i stacji Pyramiden. Istotną częścią fabuły jest "Notatnik Rajmunda Jeskowa", pracownika stacji badawczej. Notatki opisują wydarzenia na stacji przed przybyciem wyprawy. Moim zdaniem to najciekawsza część książki i szkoda, że nie została bardziej rozbudowana. 

Tak zwana wieczna zmarzlina już nie jest taka wieczna. Zaczyna się topić. W lodzie tym są zamrożone mikroorganizmy sprzed tysięcy lat. Czy mogą się one aktywować? Wywołać globalną epidemię nieznanego wirusa? Temat niezwykle aktualny ze względu na obecną pogłębiającą się katastrofę klimatyczną, mógł zostać szerzej przedstawiony. 

 

Chociaż mnie lektura nie porwała, to polecam przekonać się samemu, jak wygląda wyprawa na "Koniec mapy".

 

Link do opinii

Osiem różnych, nieznanych sobie wcześniej osób, jeden jacht i podróż w kierunku 80-ego równoleżnika. Jeszcze nie wiedzą, że w Pyramiden, gdzie znajduje się radziecka stacja badawcza, przez głupotę doszło do tragicznych w skutkach wydarzeń. Nieprzystosowani do spartańskich warunków, odosobnienia, radzenia sobie z dziką przyrodą, uparcie pragną dotrzeć na "koniec mapy". W końcu właśnie po to wyruszyli w rejs. 

 

Trzynaście dni w trasie, które nie wyglądały tak jak miały wyglądać.

Dziennik Jeskowa, który odkrywa przed czytelnikami nie tylko sytuację na stacji badawczej ale i okrutną prawdę o skutkach jakie przynosi nadmierna ludzka ekspansja. 

Autor w ciekawy sposób przedstawił walkę człowieka z samym sobą i wpływ dnia polarnego na psychikę człowieka. To nie tylko wciągający, trzymający w napięciu mroźny thriller. To powieść o głębszym przesłaniu, ludzkiej zachłanności, chęci posiadania, odkrywania i wykorzystywania, nie zawsze w sposób etyczny, zasobów naturalnych. To powieść o ludzkiej nieodpowiedzialności i głupocie. Thriller wywołujący ciary na plecach i skłaniający do refleksji. 

Jedyne co się mi nie spodobało to zakończenie, które w zasadzie pozostawia czytelnika w niewiedzy...a ja lubię kiedy jest ono jasne i klarowne. 

Mimo to, książkę polecam, podobała się mi. Według mnie jest to udany debiut autora, trochę przypomina mi fabułę filmu Coś. 

Wybierzcie się w podróż pełną przygód i odsłaniającą ciemną stronę ludzkiej natury. W podróż, z której nie każdemu będzie dane wrócić

Link do opinii
Avatar użytkownika - Apo
Apo
Przeczytane:2025-06-25, Ocena: 5, Przeczytałem,

 

Czasami mam ochotę poszaleć i wykupić wycieczkę w jakieś odległe nieznanie miejsce. I w żadnym wypadku nie ciepłe, umieram w temperaturze powyżej 25 °C. Skandynawia zawsze mnie kusiła i nadal kusi. Svalbard należący do Królestwa Norwegii może i nie jest moim największym marzeniem, ale taki krótki rejs chętnie bym odbyła. Jednak po przeczytaniu tej powieści... No, cóż... Zaczynam się wahać, czy byłby to dobry pomysł, gdyż... 

 

 

Powieść zaczyna się jak radosny krok ku wielkiej przygodzie! Osiem nieznanych sobie wcześniej osób wyrusza na wykupiony rejs w okolice Svalbardu na Oceanie Arktycznym. Na lotnisku pojawiają się już pierwsze potknięcia - zagubienie bagażu czy braki w załodze. Ale o dziwo, wszystko da się naprawić przy odrobinie dobrych chęci i ekipa wyrusza na podbój Arktyki. 

Poszczególni pasażerowie "Moskwy" raczej lekko podeszli do przygotowań do wyprawy. Nie jest to przecież luksusowy wypad statkiem rejsowym, a wycieczkowicze nie są przygotowani na kontakt z dziką przyrodą (nie wiedzą jak się zachować przy spotkaniu niedźwiedzi polarnych), słabościami własnych organizmów czy problemami, które zabrali ze sobą na statek. Do tego dochodzi kontakt z obcymi osobami i ich tak odmiennymi charakterami. Autor w bardzo umiejętny sposób pokazał jak potrafią ścierać się różne charaktery i jak w sytuacjach kryzysowych reagują poszczególni ludzie. Nie ma tu stałych schematów zachowań, gdyż każdy z pasażerów jest inny charakterologicznie, mają też różne doświadczenia oraz odmienne sposoby radzenia sobie ze stresem. 

Z każdym kolejnym dniem na łodzi, atmosfera gęstnieje. Pojawiają się nowe problemy, współpasażerowie nie akceptują się w pełni...  

 

Lorenc świetnie naszkicował postacie - każdy z nich ma cechę (lub kilka), które mogą drażnić każdego. Nawet nas czytelników. Są aroganccy, kłótliwi, pyszni, zadziorni, przemądrzali... Są prawdziwi. Natomiast Arktyka nie stanowi tylko tła, jest kolejnym bohaterem - milczącym, chłodnym. Ale potrafiącym zaatakować. Atmosfera powieści z każdą stroną gęstnieje - przestają działać telefony, przyroda zaczyna przejmować dowodzenie, a załoga musi nauczyć się współpracy i... zaufania do siebie. Bo w tych warunkach mogą liczyć tylko na siebie.  

Dwa wielkie plusy dla Autora - pierwszy za wprowadzenie narracji z kilku perspektyw, dzięki czemu opowieść staje się wielowymiarowa. Możemy poczuć i zobaczyć wszystko, to co każdy z bohaterów opowieści. Daje nam to szerszy obraz, ale nie uspokaja. Raczej budzi większy niepokój. Stopniowo dowiadujemy się o traumach współpasażerów, o tym co siedzi im w głowach, co planują... Jak łatwo potrafią wybrać siebie i swoje wygody, jak trudno im słuchać poleceń, ich własna ambicja i chęć bycia pierwszym, najlepszym doprowadza w końcu do nieszczęśliwego końca. 

Drugim plusem jest wplecenie w opowieść historii Svalbardu. Wprowadza nas to w atmosferę miejsca, a mnie jako osobie sprawdzającej wszystko, co można (miejscowości, postacie historyczne, trasy lotów samolotów, koszty wycieczki...) dało małego pstryczka w nos. Miejsca są prawdziwe - Pyramiden istnieje po dziś dzień... A może i zakończenie jest realne?

Aż ciarki chodzą po plecach...

 

 

Powieść jest debiutem pióra S.J. Lorenc(a?) i to dobrym debiutem, wartym polecenia i przeczytania. Dziękuję Wydawnictwu Mięta za egzemplarz recenzencki.

 

 

Link do opinii

,,Tu celem było miejsce na mapie, jednak atmosfera szaleństwa też zaczęła się powoli rozprzestrzeniać.".

 

Turystyczny rejs w okolice Svalbardu już na samym początku napotyka na pierwsze trudności.

Brakuje drugiego bosmana, część bagażu zaginęła, a obecny stan ,,Moskwy" pozostawia wiele do życzenia. Ośmioro nie znających się wcześniej uczestników wyprawy, znajdujących się na pokładzie jachtu, nie potrafi dojść do porozumienia. Nikt z nich nie jest też gotowy na konfrontację z trudnymi warunkami, własnymi słabościami ani problemami innych. Jednak powstałe konflikty nikną wraz opowieścią, którą poznają w dawnym radzieckim Pyramiden, gdzie obecnie stacjonuje rosyjska stacja badawcza. Od tej pory zmuszeni będą współpracować, by zapobiec wybuchowi przerażającej epidemii, a stawką dalszej wyprawy staje się ich własne życie.

 

To jeden z tych debiutów, po którym od razu wiesz, że sięgniesz po kolejne książki autora. Muszę jednak przyznać, że po przeczytaniu pierwszych stron miałam wręcz odmienne odczucia. Poznając poszczególnych uczestników wyprawy, o tak różnych charakterach i temperamentach, można było przypuszczać, że nie zabraknie między nimi konfliktów i napięć. A te pojawiły się jeszcze przed wejściem na pokład. Autor umożliwia nam bliższe zapoznanie się z każdym z nich, i to niekoniecznie z tej dobrej strony. Zderzenie tak skrajnych osobowości stara się opanować kapitan Broda, chociaż sam czuję, że stoi na straconej pozycji. Można więc śmiało stwierdzić, że jedyne, co ich wszystkich łączy to chęć odbycia wyprawy, wbrew wszelkim przeciwnościom, chociaż motywacje są różne. Co jakiś czas odkrywane są zapiski pewnego naukowca, które rzucają światło na wydarzenia sprzed dotarcia ,,Moskwy" do Pyramiden, gdzie trwały badania nad ożywianiem zamrożonych mikroorganizmów sprzed tysięcy lat. Z każdym kolejnym wpisem w pamiętniku atmosfera gęstnieje i staje się coraz bardziej nieprzyjemna i pełna napięcia. Dynamika powieści ulega całkowitej zmianie z chwilą dotarcia do miasta widma. Od tego momentu w największym skupieniu śledziłam kolejne wydarzenia. To, co działo się z uczestnikami wyprawy, było na tyle szokujące, że wielokrotnie wytrzeszczałam oczy ze zdziwienia. Chapeau bas dla autora za tak odważne przedstawienie kolejnych scen podszytych grozą, wątkiem epidemiologicznym, szeroko pojętym szaleństwem. Ostatnie strony pozostawiły mnie z jedną myślą - co tu się właśnie wydarzyło! No musicie to przeczytać.

Link do opinii
Avatar użytkownika - baska
baska
Przeczytane:2025-03-24, Ocena: 5, Przeczytałam,
W skutek globalnego ocieplenia lodowce zaczynają topnieć, a czy wieczna zmarzlina kryje w sobie jakieś tajemnice? Do zebrania próbek i zbadania tego tematu zostaje oddelegowana rosyjska grupa badawcza. Ten wątek w książce przedstawiony jest czytelnikowi w większości z kart dziennika Jeskowa- jednego z badaczy. Opisuje jak doszło do katastrofy, która może zagrozić całemu światu. 

Jednocześnie poznajemy uczestników turystycznej wyprawy na Svalbard, której celem rejsu jest przekroczenie osiemdziesiątego równoleżnika. Osiem osób, a każdy różniący się od siebie jak kryształki w kalejdoskopie- były bokser, infuenserka, cichy informatyk, podstarzały rockmen, syn bogacza i zmęczone sobą małżeństwo. Niestety pasażerowie od początku nie pałają do siebie sympatią, w obliczu zagrożenia muszą jednak zjednać siły aby osiągnąć cel. 

Autor dokładnie zbudował sylwetki bohaterów, gdzie każdy z nich jest na swój sposób specyficzny, każdy posiada bagaż z problemami i cel podróży, którym nie do końca było podziwianie krajobrazów jednego z najdalszych zakątków świata. 
Tej kompletnie nie zgranej drużynie przewodzi kapitan Broda, który na brakach dźwiga swoje problemy.. I to właśnie przez nie decyduje się na rejs w niepełnym składzie załogi, bez zmiennika który pilnowałby steru.. To czy jego wysiłek nie pójdzie na marne i turyści będą usatysfakcjonowani rejsem, musicie doczytać sami :)

Książka do połowy trochę mi się wlokła, akcja nie była zawrotna. Przedstawiony został chaos na pokładzie żaglowca i zbieranina ludzi, którzy celowo zbudowani zostali tak żeby irytować. Jednak druga połowa książki .. Dokładnie od momentu przybicia ,,Moskwy" do Pyramiden to strzał który dodał książce turbo doładowanie, akcja przyśpieszyła, a napięcie zostało podbite do maximum. 

Pomysł z ożywianiem zamrożonych mikroorganizmów, które zagrażają ludzkości bardzo fajny, a dreszczyku emocji dodaje fakt, że dawne radzieckie górnicze miasteczko Pyramiden rzeczywiście istnieje, lodowce topnieją..


 

Link do opinii
Recenzje miesiąca Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy