Ten cykl to właściwie jeden wielki, literacki popis możliwości kreacji współczesnego pisarza popkulturowego. Faszerowany efektami blockbuster z przesłaniem sprowadzony do postaci książki. Pan Lodowego Ogrodu – finałowy, czwarty tom cyklu, ozdobionego kompletem nagród przyznawanych w polskiej fantastyce. Sztandarowe dzieło pisarza z legendarnego „Klubu tfurcuff”, grupy której prace złożyły fundament pod współczesną polską fantastykę.
Perspektywa opisu zmieniająca się w zależności od tempa akcji, wielotorowa fabuła, słowa kreślące dziwaczny, szalony wręcz obraz rodem z sennych widziadeł Hieronima Boscha. Supertechnologia w bezpardonowym pojedynku z magią. Akcja gna przez świat, który nie jest jedynie płaską dekoracją służącą za tło zmagań herosów. Odkrywamy skomplikowany mechanizm z barierami kulturowymi, obsesjami i pragnieniami, który zachowuje prawo do istnienia i funkcjonowania nawet bez galerii pierwszoplanowych postaci.
To już nie jest tylko forma rozrywki. Jarosław Grzędowicz błyskotliwie udowadnia, że uniwersalnym popowym kodem pisarz może mówić o rzeczach fundamentalnych i prowokować do wyciągania wniosków.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2012-12-06
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 880
Język oryginału: Polski
Ilustracje:Dominik Broniek
"Kiedy człowiek przybywa do nowego miejsca, najpierw musi się go nauczyć. Poznać. [...] Musi pozwolić, aby to miejsce go trochę zmieniło."
Przez długi czas byłam ciekawa twórczości Jarosława Grzędowicza. W końcu udało mi się po nią sięgnąć. Zaczęłam od jego chyba najpopularniejszych książek, czyli serii „Pan Lodowego Ogrodu”. I to był dobry wybór. Pierwsza część bardzo mi się podobała i z wielką chęcią sięgnęłam po kolejne. Dotarłam do ostatniej części, czyli czwartej, która na pierwszy rzut oka trochę mnie przestraszyła, bo była najgrubszym tomem, ale w końcu nie wytrzymałam i ją przeczytałam.
„Pan Lodowego Ogrodu. Księga 4” to dobry powrót do znanego mi już świata z poprzednich części. Po raz kolejny zostałam wciągnięta i tak łatwo ta historia mnie nie wypuściła. Kiedy książka ma prawie dziewięćset stron, to nie ma możliwości o mówieniu, że szybko się ją przeczytało. To musiało trochę potrwać. Ale zdecydowanie był do przyjemnie spędzony czas. Polubiłam bohaterów już w pierwszej części i z niemałą chęcią przyglądałam się ich przygodom. Zakończenie okazało się być dosyć łaskawe. Po skończeniu czytania tej książki czułam, że dostałam już wszystko co chciałam od tej serii i nie potrzebuję dalszej historii.
Seria „Pan Lodowego Ogrodu” jest zdecydowanie warta zapoznania. Zostałam oczarowana pierwszą częścią i z wielką chęcią podążałam kolejnymi ścieżkami wraz z bohaterami. Ostatnia część momentami mi się dłużyła, ale jestem bardzo zadowolona, że ją przeczytałam i znam historię w całości. To na pewno nie było moje ostatnie spotkanie z twórczością Grzędowicza. Polecam wszystkim tym co jeszcze nie mieli okazji poznać twórczości autora.
Bardzo dobre zakończenie serii. Szkoda, że to już koniec.
''Umiejętne kłamstwo to parawan ze słów''.
Tom rozbity na dwie części. Cześć pierwsza - w niej się nic nie dzieje!
Potencjał Pani Bolesnej nie wykorzystany. Pomysł robaka pachnie Diuną. Za mało intrygi ze Szkarłatem. Książka ciągnie się jak film akcji, na którym przysypiam.
Ciekawy motyw zamku zbudowanego ze skały, który niesprecyzowany rozwija się jak chory sen. Kiedy autor jest autorem, a kiedy traci kontrolę tym co wytwarza?
Po części drugiej, finalnej:
Zmarnowany potencjał. Pierwsze dwie części są naprawdę dobre, a potem przeradzają się w tani film akcji. Nie doczekałam się dłuższego dialogu z innymi Pieśniarzami - to przecież mogły być całe rozdziały! Tymczasem ostatnie starcie, trochę krzyku i tyle. Passionaria, Brus, Roiho - gdzie oni są? Martwy śnieg - chciałam więcej szczegółów. Więcej emocji, podejścia psychologicznego, a nie tylko nawalanki mieczami.
Na plus - niektóre elementy oblężenia. Bomby cienie spopielające wszystko.
Ciekawa sama końcówka. Moralna ambiwalencja.
SPOILER: Czy Yuko na ziemi będzie jak van Dyken? Czy można mieć władzę i wykorzystać ją w dobry sposób?
Długo kończyłam tę książkę. A to dlatego, że ciężko było się mi rozstać z Nocnymi Wędrowcami. Czuję się jakbym musiałam się rozstać z dobrymi znajomymi.
Grzędowicz rewelacyjnie pozamykał wszystkie wątki. Udzielił odpowiedzi na niemal wszystkie pytania. Jednak zakończenie mnie rozczarowało. Nie tego oczekiwałam. Ale autor miał akurat taki pomysł na zakończenie historii. Chociaż jest niewielka furtka,, która pozwala mieć niewielką nadzieję, że jeszcze spotkamy Drakkainena...
Czwarty i zarazem ostatni tom PLO jest bardzo obszerny i trochę czasu zajęło mi przeczytanie go, ale wspomagałam się audiobookiem, więc nie tylko miałam przyjemność zachwycania się ilustracjami w książce, ale w codziennych zajęciach towarzyszył mi głos świetnego lektora - Jacka Rozenka ? i chyba właśnie Jego interpretacja miała wpływ na mój bardzo dobry odbiór tej części PLO.
Przyznam, że początkowo ta seria nie wciągnęła mnie za bardzo, choć pomysł na połączenie SF z fantasy był ciekawym zabiegiem. Były momenty, w których akcja trochę się ciągnęła, jednak w ogólnym rozrachunku seria przypadła mi do gustu. Nawet zakończenie pasowało do całości.
Dowiedziałam się w końcu jak potoczyły się losy głównych bohaterów, co stało się ze wszystkimi członkami ekspedycji i kto został ostatecznie Panem Lodowego Ogrodu. Nawet tajemnica uroczysk i samego Midgardu została ujawniona...
Zżyłam się niesamowicie z postaciami z tej serii. Oczywiście moim ulubieńcem wciąż jest Vuko ? i tak się zastanawiam, czy autor jeszcze kiedyś powróci do swojego bohatera... Mam nadzieję, że tak będzie :)
Nadszedł wiekopomny dzień, w którym ukończyłam przygodę z "Panem Lodowego Ogrodu" Jarosława Grzędowicza. Czwarty tom, mimo wyjątkowej obszerności (liczył prawie 850 stron), pochłonęłam szybko i sprawnie, z bólem docierając do epilogu. W ogóle całą tetralogię udało mi się nadrobić dzięki nowemu wydaniu, którym w roku 2021 swoich czytelników obdarzyła Fabryka Słów; wyjątkowo kolorowym, mega dopracowanym z naprawdę klimatycznymi ilustracjami Jana Marka.
"Pan Lodowego Ogrodu" jest historią okrutnie wciągającą i wybitnie oryginalną, czego raczej na ogół nie słyszy się w odniesieniu do fantastyki. Wszak w tym gatunku zwykle jakiś motyw gdzieś się spotkało, jakiś wątek skądś się kojarzy. U Grzędowicza dostajemy porcję wytrawnej literatury, czytając o poczynaniach Vuko Drakkainena (Polako-Fina z chorwackim obywatelstwem, wysłanego na inną planetę w celu ratowania ekspedycji naukowej) lub rdzennego mieszkańca Midgaardu - Filara syna Oszczepnika.
W tej części bohaterowie albo dokańczają rozpoczęte w poprzednich tomach zadania, albo planują i szykują się do wojny z Królem Węży i Pramatką - niegdysiejszymi ziemskimi naukowcami, a aktualnie jednymi z najsilniejszych Czyniących (midgaardzki odpowiednik władającego magią). Zdradzę, że zarówno bohaterów jak i czytelników czeka tu wiele zwrotów akcji, knowań wojennych, strategii czy mnóstwa magii, latających wywern, ognia i mgły. Znajdzie się miejsce dla szpiegów, dawnych przyjaciół, zdrajców oraz wrogów, a to wszystko w otoczeniu szeroko pojętych boskich pieśni.
Czwarty tom "Pana Lodowego Ogrodu" podobał mi się najbardziej ze wszystkich. Wiele spraw się wreszcie wyjaśniło (czekałam na ich rozwiązanie od pierwszego tomu), a fabuła potoczyła się w zupełnie niespodziewaną stronę. Po przeczytaniu pierwszych rozdziałów kompletnie nie wiedziałam, czego oczekiwać po zakończeniu, dlatego każdą kolejną stronę czytałam z jeszcze większym zaangażowaniem niż poprzednią.
W książce, poza wybitnie wpływającym na wyobraźnie przedstawieniem historii, totalnie zachwycił mnie jej humorystyczny aspekt. Obok myśli czy wyjątkowo obrazowych komentarzy Vuko wręcz nie da rady przejść obojętnie. Dodatkowa lekkość pióra i dynamiczne prowadzenie narracji sprawiły, że zupełnie nie odczuło się tych ponad ośmiuset stron.
Ostatnią część, jak i oczywiście całą tetralogię, "Pana Lodowego Ogrodu" Jarosława Grzędowicza zdecydowanie warto przeczytać, co serdecznie polecam wam zrobić. I to naprawdę niebawem, bo omija was wyjątkowa, nietuzinkowa, wielobarwna historia. Od książki nie da rady się oderwać, a przebywanie w Midgaardzie, towarzyszenie Vuko czy obserwowanie poczynań Filara sprawiają, że ma się ochotę dosłownie wniknąć w fabułę. I całkowicie żałuję, że nie znam takiej pieśni bogów, by móc to zrobić. :)
Spokojnie, to tylko fikcja? Czyżby? A więc wierzysz w to, co widzisz... Strzeż się! Bo znane i bezpieczne bywa podstępne. Zbłądzić możesz, podążając jedną...
Pan z Wami! Jako i ogród jego! Wstąpiwszy, porzućcie nadzieję. Oślepną monitory, ogłuchną komunikatory, zamilknie broń. Tu włada magia. Wystarczyło...