Po wielu powieściach sensacyjnych, docenionych przez czytelników i krytyków, Kristina Ohlsson powraca z kryminałem Sztorm - pierwszą częścią cyklu o byłym finansiście Auguście Strindbergu.
W poszukiwaniu ciszy i spokoju Strindberg sprowadza się do Hovenäset, małego nadmorskiego kurortu w regionie Bohuslän, na zachodnim wybrzeżu Szwecji. Tej samej nocy, gdy dociera do nowego miejsca zamieszkania, w pobliskim Kungshamn przepada bez śladu nauczycielka Agnes Eriksson.
Strindberg porzucił karierę w bankowości, by spełnić swoje marzenie i otworzyć sklep ze starociami. Nareszcie będzie mógł się zająć tym, co kocha, w dodatku w miejscu, do którego od lat pragnął powrócić.
Jednak idyllicznym miasteczkiem wstrząsa zaginięcie Agnes. Policja, z energiczną i empatyczną Marią Martinsson na czele, szuka nauczycielki dniami i nocami. Z każdą godziną gaśnie nadzieja, że kobieta zostanie odnaleziona żywa. Co ją spotkało? I dlaczego August ma nieodparte wrażenie, że sam może się przyczynić do wyjaśnienia tej zagadki?

Do przeczytania powieści Sztorm zaprasza Smak Słowa. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment tej książki:
To było najwietrzniejsze lato od dekad. Nawet rybacy ze starszego pokolenia unosili brwi. Mawiano, że wiatr jest ostrzejszy niż zwykle, a to zwiastuje nieszczęście. Sztormy mogły ściągnąć chaos i spustoszenie na najdelikatniejsze perły zachodniego wybrzeża.
Słysząc tego typu przepowiednie, większość ludzi tylko kręciła głową. Wiatr to wiatr, czasem wiał silniej niż zwykle. Nikt twardo stąpający po ziemi nie sądził, że przyniesie jakieś zło.
Jednak lato nie było pozbawione burzliwych zdarzeń. Wręcz przeciwnie, już w maju ludzie zdali sobie sprawę, że zmiana puka do ich drzwi. Jak zwykle nie otrzymali ostrzeżenia. Któregoś dnia gruchnęła wieść, że jedyny zakład pogrzebowy w Kungshamn jest na sprzedaż. I zapewne sam ten fakt nie wzbudziłby tak wielkiego zainteresowania, gdyby nie pewien szczegół.
Właściciel owego zakładu – mężczyzna zbliżający się do siedemdziesiątki – padł ofiarą oszustwa i przekazał wszystkie swoje oszczędności pewnej młodej kobiecie. Dlatego musiał sprzedać lokal, w którym prowadził biznes, i wyprowadzić się z rodzinnych stron. Odczuwał zbyt głęboki wstyd i nie zniósłby plotek, a długi, jakich się dorobił, okazały się większe niż dochody z firmy.
W Kungshamn z reguły nie dzieje się zbyt wiele. Z tej przyczyny wieść o oszukanym właścicielu zakładu pogrzebowego rozprzestrzeniła się z prędkością pożaru w lesie. A wraz z plotkami pojawiło się wiele nowych wątków. Ile trzeba będzie czekać, aż zakład znajdzie nowego właściciela? Witryny w lokalu świeciły pustkami, a tabliczkę z kontaktem do pośrednika nieruchomości wyświechtały już słońce, deszcze i wiatr. Wprawdzie nie wyglądała ona na nową już po tygodniu, ale gdy lokal pozostał pusty przez dwa miesiące, ludzie zaczęli się zastanawiać, czy pośrednika przypadkiem też nie spotkało coś złego.
Ta plotka nie zdążyła jednak nabrać wiatru w żagle, bo któregoś dnia wszyscy ciekawi wieści i potrafiący czytać dowiedzieli się z lokalnej gazety „Bohusläningen”, że zakład pogrzebowy wreszcie się sprzedał. Nowy właściciel, jakiś mężczyzna ze Sztokholmu, miał otworzyć swój biznes na początku września.
Ludzie zerkali na siebie, zastanawiając się, kim jest ów sztokholmczyk. Czego człowiek ze stolicy, miasta królów, szukał na dalekim, zachodnim wybrzeżu Szwecji? Czyżby miał jakieś związki z Kungshamn?
Mijały tygodnie i nastała połowa sierpnia. Wakacje dobiegały końca. Turyści pakowali manatki i wracali do domów. Podobnie jak właściciele domków letniskowych. I właśnie w tym czasie odżyły plotki dotyczące tajemniczego sztokholmczyka. Tym bardziej, że w Kungshamn rozniosła się nowa wieść.
Okazało się bowiem, że nowy właściciel zakładu pogrzebowego nie miał nic wspólnego z branżą.
Ludzie mówili, że zamierzał prowadzić tam zupełnie inny biznes. Nikt nie wiedział jaki, ale ktoś wspomniał mimochodem, że sztokholmczyk być może otworzy agencję towarzyską. To wystarczyło, by cała miejscowość zahuczała od plotek.
Gadanie przybrało na sile jeszcze bardziej, gdy się okazało, gdzie sztokholmczyk zamierzał się osiedlić.
Nie zdecydował się na Kungshamn, lecz na Hovenäset – dawną osadę rybacką położoną ze trzy kilometry dalej. I być może nie byłaby to aż taka sensacja, gdyby nie adres. Otóż mężczyzna wy- brał stary dom Janssonów. A ponieważ informację potwierdzili sami Janssonowie, nie było powodu, by w to nie wierzyć.
Nieruchomość nie miała stałego lokatora od blisko trzydziestu lat. I był ku temu ważki powód. Właśnie tak mówiono. W a ż k i p o w ó d. Przez niego nikt nie chciał tam zamieszkać. I najwyraźniej sztokholmczyk nie miał o niczym pojęcia. Bo gdyby znał prawdę i mimo to zdecydował się na ten adres, oznaczałoby to, że coś jest z nim nie tak. Nikt, kto wiedział, co się wydarzyło w tym domu, nie chciałby go wynająć.
Dosłownie nikt.
Nie chcieli w nim mieszkać nawet Janssonowie. Zadowalali się wynajmowaniem go letnikom, a przez większość roku stał pusty.
Skończyły się wakacje i rozpoczęła szkoła.
Jedynym, co pozostało z lata, był wiatr. Ten sam, który miał przynieść ciemność i zmianę. I z wolna, z nikomu nieznanej przyczyny, okolicą zawładnął niepokój.
Nadciągało nieszczęście.
A ludzie mogli tylko siedzieć i czekać.
25 SIERPNIA
Tylko ja wiem, że to już koniec
Zbierało się na sztorm. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, pomyślała Agnes Eriksson, wsłuchując się w wycie wiatru za drzwiami. Niepogoda dała jej powód do wyjścia i to ją cieszyło. Zawołała do Fredrika, że wychodzi na chwilę i niedługo wróci. Wyjaśniła, że zejdzie tylko do przystani, żeby sprawdzić, czy porządnie zacumowała łódź.
Było tuż po szóstej i deszcz padał już tak, jakby zwiastował koniec świata. Choć Agnes nie potrzebowała pomocy w wywołaniu takiego nastroju. To był koniec. Coś się kończyło i nadchodziło nowe. Wciąż jednak nie pojmowała, jak mogło do tego dojść.
Założyła sięgające kolan zielone kalosze i zarzuciła czerwoną pelerynę. Zapięła ją starannie. Nienawidziła deszczu. I wiatru. A tu, na zachodnim wybrzeżu, jednego i drugiego było w nadmiarze.
Gdyby mogła wybierać, w jej życiu byłoby więcej słońca i mniej burz.
Fredrik pojawił się w przedpokoju.
– Chcesz, żebym z tobą poszedł?
Pokręciła głową.
- Nie trzeba, mogę iść sama. Nie ma sensu, żebyśmy oboje zmokli.
Wysiliła się na beztroski ton. Towarzystwo było ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzyła.
- Wyjąłem mięso z lodówki – odparł Fredrik. – Mieliśmy urządzić grilla, ale chyba upiekę je w piekarniku. Do tego ziemniaki z wody i sos na zimno. Upichcę coś.
Agnes kiwnęła głową i położyła dłoń na klamce.
- Brzmi świetnie – rzuciła. – Zjemy, kiedy wrócę.
Fredrik był w innym momencie swojego życia niż ona. Dla niego wciąż trwała ich wspólna codzienność. Ta, w której ona co rano wychodziła do szkoły, by uczyć, a on przyjmował następny projekt budowlany na Smögen. Równie przewidywalna jak zegar pozbawiony wskazówek, których i tak nie potrzebował, bo zatrzymał się na tej samej godzinie.
Tylko ja wiem, że to już koniec, pomyślała Agnes. Pochwyciła spojrzenie Fredrika.
- Zaraz wracam – rzekła.
Chciała już wyjść. Uciec jak najdalej stąd. Do wszystkiego, czego nie mogła mieć, choć tego potrzebowała.
Popełniła potworny błąd. Nie było usprawiedliwienia dla tego, co zrobiła. I nie miała wątpliwości, że będzie musiała zapłacić za swoje winy. Mimo wszystko świadomość ta dawała jej cień otuchy. Istniało jakieś wyjście. I w tej chwili tylko to trzymało ją w pionie.
Gdy otworzyła drzwi, szarpnął nimi gwałtowny podmuch wiatru. Ulewa chłostała ziemię. Zimny wicher wdarł się do przedpokoju, więc szybko wyszła i zamknęła dom. Zaraz po tym znów weszła do środka.
Fredrik wciąż stał na swoim miejscu. – Zapomniałaś czegoś?
Pokręciła głową.
- Rower Isaka stoi na podjeździe. Powiesz mu, żeby go schował do garażu?
W kółko musiała upominać syna. Ten rower tkwił przed domem, choć się zepsuł i nikt go nie używał.
Czy Isak kiedyś nauczy się kończyć to, co zaczął? Czy wreszcie zacznie brać na siebie odpowiedzialność?
- Jasne – odparł Fredrik. – Od razu to zrobię.
Agnes ponownie wyszła na deszcz. Naciągnęła na głowę kap- tur peleryny i ruszyła szybkim krokiem po chodniku. Przystań była blisko i jednocześnie wystarczająco daleko. Wiedziała, że już nigdy więcej nie pójdzie tam po to, by zaspokoić pragnienie, tak wstydliwe, że nie miała odwagi nazwać go po imieniu.
Deszcz pokrywał jej twarz lodowatą warstwą.
Rozłożenie parasola nie wchodziło w grę, bo wiatr połamałby go w dwie sekundy.
Agnes wsunęła skostniałą dłoń do kieszeni i ścisnęła telefon.
W drugiej miała nóż. Ufała, że nie będzie musiała go użyć.
Łodzie kołysały się niespokojnie zarówno w wewnętrznej, jak i zewnętrznej części przystani. Łódka jej i Fredrika była zacumowana w tej drugiej, ale Agnes wcale tam nie zmierzała. Zamiast tego zatrzymała się obok czerwonych domków rybackich stojących rzędem przy kąpielisku. Kiedy ona i Fredrik doczekali się swojego, urządzili huczne świętowanie. Znajdował się w idealnym miejscu, między kąpieliskiem i przystanią. Lecz w tej chwili Agnes nie szła również tam.
Pomost był śliski od deszczu. Lato wydawało się już odległe. Łódki szarpały cumami, jakby pragnęły się wyrwać na deszcz i wiatr.
Tak jak ja, pomyślała Agnes.
W okienku najdalszego domku jaśniało słabe światło. Właśnie tam zdążała.
Uchyliła skrzypiące drzwi i zajrzała do środka. Wewnątrz poruszył się jakiś cień.
Już niedługo, uspokoiła się Agnes w myślach. Wkrótce będzie po wszystkim.
Lecz tak naprawdę nie była tego całkiem pewna. W przeciwnym razie tak bardzo by się nie bała.
Jej serce zabiło jeszcze mocniej.
Najważniejsze w tej chwili było to, że dostała obietnicę zachowania milczenia. Że to, co zrobiła, nie wyjdzie na jaw.
Weszła do domku i zamknęła za sobą drzwi. Teraz albo nigdy.
Książkę Sztorm kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,