Lola zna tu ka¿dy k±t. Fragment ksi±¿ki „Niechciane" Iwony ¯ytkowiak

Data: 2022-04-04 10:22:44 | Ten artyku³ przeczytasz w 38 min. Autor: Piotr Piekarski
udostêpnij Tweet

Kiedy Tekla Tracz wchodzi po trapie liniowca pasa¿erskiego z³amana bólem z powodu pozostawionej na pastwê losu w Ameryce córeczki Kasi, nikt nie jest w stanie przewidzieæ, ¿e to dramatyczne dla niej wydarzenie zdeterminuje losy kilku pokoleñ kobiet.

Obrazek w tre¶ci Lola zna tu ka¿dy k±t. Fragment ksi±¿ki „Niechciane Iwony ¯ytkowiak [jpg]

Niechciane Iwony ¯ytkowiak to rozci±gniêta w czasie opowie¶æ o kobietach z rodziny Traczów, rozpoczynaj±ca siê w pierwszych latach XX wieku. Tekla, Barbara, Monika i Waleria – choæ pope³niaj± b³êdy poprzednich pokoleñ i p³ac± za to wysok± cenê, to jednak wci±¿ szukaj± w sobie si³y do walki z przeciwno¶ciami losu. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Replika. W ubieg³ym tygodniu na naszych ³amach mogli¶cie przeczytaæ premierowy fragment ksi±¿ki Niechciane. Dzi¶ czas na kolejn± ods³onê tej historii: 

Inny ¶wiat

Rok 2000 i kolejne

Liam Knoth okaza³ siê nie byæ ani dzikusem, ani aspergerowcem. Julka polubi³a tego ch³opaka o nieco chmurnym obliczu jak chyba nikogo dot±d. Podoba³y jej siê jego oszczêdne gesty, opanowanie, stoicki spokój. Kiedy¶ przyzna³, ¿e to zas³uga terapii. Uczêszcza³ raz w tygodniu do Dorothy Whiler, psycholo¿ki z college’u w Bergen. Nie wie, co go sk³oni³o do takiego kroku, byæ mo¿e by³ to chwilowy impuls, lecz na tyle silny, ¿e którego¶ dnia zapuka³ do drzwi z tabliczk±: Psychological consultant for difficulties in the study proces. Zanim zd±¿y³ siê wycofaæ, w progu stanê³a Dorothy Whiler. By³o mu g³upio nawiaæ jak sztubak, wiêc wszed³ do gabinetu, usiad³ naprzeciw kobiety, z pochylon± g³ow±, wpatrzony w czubki nieco zdartych adidasów. Kobieta by³a nienachalna. Po paru rutynowych pytaniach o imiê i nazwê kursu rzuci³a kilka nastêpnych: masz jaki¶ problem, chcesz o czym¶ pogadaæ, a nie uzyskawszy konkretnej odpowiedzi, odpu¶ci³a. Poda³a Liamowi kilka kolorowych ulotek. Standard. O uzale¿nieniach, o depresji i innych pierdo³ach. Potem co¶ tam nagryzmoli³a na kolorowej karteczce. Przy po¿egnaniu, kiedy Liam sta³ jak jaki¶ niedorozwój, nie maj±c pojêcia, co powinien zrobiæ – czy podaæ rêkê, czy siê obróciæ i wyj¶æ jakby nigdy nic – Dorothy sk³oni³a ¶miesznie g³owê, a potem, unosz±c wysoko brwi, przybra³a wyraz twarzy, który zdawa³ siê mówiæ: nic siê nie sta³o, nastêpnym razem pójdzie nam lepiej. Na koniec kilka razy poruszy³a ramionami, wsuwaj±c w nie g³owê jak ¿ó³w.

– Napisa³am ci godziny mojej pracy. Ale wpadnij jutro oko³o dwunastej – zaproponowa³a, jakby to by³o najbardziej oczywist± rzecz± pod s³oñcem, ¿e jutro siê spotkaj±.

Liam schowa³ kartkê do kieszeni, co¶ b±kn±³ pod nosem i wyszed³. Tamtego dnia nie wróci³ na zajêcia. B³±ka³ siê po okolicy. Pojecha³ do George Washington Memorial Park. Najpierw d³ugo siedzia³ w samochodzie, pal±c skrêta i nie my¶l±c o niczym, potem bezcelowo krêci³ siê po ogromnym cmentarzu.

Na drugi dzieñ znów zapuka³ do Dorothy Whiler.

Na pocz±tku by³o drêtwo, ale z czasem zaczê³a siê miêdzy nimi tworzyæ cienka niæ. W³a¶ciwie to Dorothy j± tworzy³a. Powoli, delikatnie oprzêdza³a Liama, zwijaj±c ciasny kokon, pod którym nauczy³ siê bezpiecznie funkcjonowaæ, przepoczwarza³ siê z nijakiego osobnika, pozbawionego wyrazu i barwy, w konkretnego Liama Knotha, który wreszcie wiedzia³, kim jest i czego chce. Dorothy by³a dumna, ¿e znalaz³a do niego klucz, i kiedy siê gubi³, od nowa snu³a swoj± niæ. A Liam nauczy³ siê nie odtr±caæ pomocy.

Do wszystkiego podchodzi³ z dystansem, daj±c sobie i innym szansê na przemy¶lenie. Kiedy Julka po roku w Fair Lawn podjê³a decyzjê, ¿e wyprowadzi siê od ciotki, kaza³ jej to przemy¶leæ i daæ sobie czas. Jej decyzja nie dziwi³a go, przyjmowa³ j±, ale uczula³ dziewczynê, by nie dzia³a³a pod wp³ywem chwili. „Co nagle to, po diable”, ¿artowa³, przywo³uj±c powiedzenie swojej polskiej babki Jadwigi Knot z Sójkowej. Powtarza³ te¿ m±dro¶ci zas³yszane od Dorothy Whiler: „Tylko trze¼wa ocena sytuacji mo¿e gwarantowaæ powodzenie powziêtych postanowieñ”.

*

Tak naprawdê Julka nie mog³a narzekaæ na Ursulê. Ciotka by³a do rany przy³ó¿. Poza drobnymi ¿yczeniami, g³ównie zwi±zanymi z domem: jakie¶ porz±dki, robienie zakupów, od czasu do czasu przygotowanie posi³ku, nie wymaga³a od dziewczyny niczego. Pieni±dze, które ³o¿y³a na jej szko³ê, te¿ nie stanowi³y problemu. Najgorsze jednak by³y sobotnie i niedzielne popo³udnia, kiedy ciotka bra³a Julkê w krzy¿owy ogieñ pytañ. Siada³y wtedy w salonie, a na stoliku parowa³ imbryk z herbat±. Ursula Elson uwielbia³a celebrowaæ afternoon tea, serwowa³a przy tym rich tea biscuits, zakupione na tê okoliczno¶æ specjalnie w kolonialnym sklepie Myers of Keswick.

Zazwyczaj zaczyna³a niewinnie: jak min±³ tydzieñ, jak w szkole, czy uda³o siê Julce nawi±zaæ ciekawe znajomo¶ci. Nie czeka³a jednak na odpowiedzi, tylko przechodzi³a do relacjonowania swojego ¿ycia. A to sk³ada³o siê niezmiennie z pracy w agencji ubezpieczeniowej, w której Ursula mia³a pod opiek± kilkana¶cie osób, z Fair Lawn i Garfield oraz niedzielnych spotkañ w domu polonijnym, gdzie g³ównie organizowano jakie¶ akcje charytatywne albo s³uchano polskich szlagierów. Ciotka wraca³a z nich i potem przez kilka dni z rzêdu nie mog³a przegoniæ Rysunku na szkle. Z lekka fa³szuj±c, intonowa³a Krawczyka: „Jeszcze sam siê uczê siebie, ¿yjê tak jak umiem ¿yæ, do utraty tchu… Oooo, twój rysunek na szkle, tylko na nim dzi¶ ju¿ nie ma mnie, nie ma mnie”…

–    W czwartek – opowiada³a na przyk³ad – przyszed³ do biura stary Rogers, bo zmar³a mu ¿ona, a jemu siê przypomnia³o, ¿e polisa jego ¿ony Amy jest nieop³acona. Zasypa³ mnie dokumentami medycznymi ¶wiadcz±cymi o ciê¿kiej chorobie i t³umaczy³, ¿e przez opiekê nad ni± na ¶mieræ… doprawdy w³a¶nie tak powiedzia³: „na ¶mieræ” zapomnia³ op³aciæ! – Za¶mia³a siê, jakby uda³ siê jej setny dowcip. Potem moczy³a biscuita w gor±cym napoju, mlaska³a smakowicie i kontynuowa³a: 

–    Ile¿ razy musia³am staremu Henry’emu t³umaczyæ, ¿e nic nie mogê, ¿e okres ochrony min±³. Osobi¶cie wysy³a³am mu wznowienia, ale najwidoczniej mia³ je gdzie¶, a teraz wysz³o, jak wysz³o. Szkoda mi go, bo istotnie kupê lat p³aci³. Ju¿ nawet chcia³am wnioskowaæ o kulancjê, ale facet nagle zacz±³ wyzywaæ mnie od starych kurew, ¿ydówek, z³odziejek. O, co to, to nie! – pomy¶la³am sobie. To ja mu serce na d³oni, a on… Cham i prostak! – fuka³a Ursula, poch³aniaj±c kolejnego herabatnika.

Julka wys³uchiwa³a tych ciocinych opowie¶ci bez wiêkszego zainteresowania, ale wola³a to ni¿ indagowanie. A to nastêpowa³o zawsze potem, poprzedzone zmian± pozycji. Ursula Elson prostowa³a plecy, wypina³a pier¶, unosi³a g³owê, przechylaj±c j± lekko, i zaczyna³a:

–    Nie ¿ebym chcia³a siê wtr±caæ w twoje ¿ycie, ale czy na pewno przemy¶la³a¶ do koñca tê decyzjê zwi±zan± z dzieckiem?

Albo luzowa³a ramiona, odchrz±kiwa³a, jakby w gardle zalega³y jej pok³ady ¶liny, i dr±¿y³a:

–    Nie ¿ebym ci co¶ sugerowa³a, ale czy planujesz porozmawiaæ z rodzicami o waszych relacjach? Mo¿esz mieszkaæ u mnie, jak d³ugo chcesz, ale warto pomy¶leæ o zakopaniu toporu wojennego. Wiesz, dziecko, rodzina jest najwa¿niejsza. Nie czekaj, a¿ j± stracisz, bo mo¿e byæ ju¿ za pó¼no.

Niekiedy gra³a na innych strunach:

–    Mocno têsknisz? Jeste¶ jeszcze bardzo m³oda i tak szybko opu¶ci³a¶ dom. A tam przecie¿ s± twoi najbli¿si.

Bywa³o, ¿e w swoich inwigilacyjnych zapêdach ciotka posuwa³a siê jeszcze dalej:

–    Mo¿e opowiesz mi, co konkretnie siê wydarzy³o, ¿e podjê³a¶ tak± dramatyczn± decyzjê?

Którego¶ razu Ursulê Elson wziê³o na rodzinne reminiscencje. Ob³o¿y³a siê albumami, po¶ci±ga³a zdjêcia ze ¶cian, a potem nakaza³a Julce si±¶æ obok i rozpoczê³a swoj± opowie¶æ. Siêgnê³a do czasów Tekli Tracz i jej mê¿a Leona, zahaczy³a o siódm± wodê po kisielu, dalek± krewn± Bronis³awê i jej amerykañskiego mê¿a Bena. Roztacza³a przez wnuczk± swojej siostry arkana i zawi³o¶ci rodzinnej paranteli, rozczula³a siê nad losem nieszczêsnej Ka¶ki pozostawionej z powodu krupu w Ameryce, rozpamiêtywa³a swoje dzieciñstwo, które ukraszone bied± i pijañstwem rodziców pozbawi³o domu, porozrzuca³o po ¶wiecie tak¿e resztê rodzeñstwa, które przepad³o jak kamieñ w wodê, tak ¿e ani Czerwony Krzy¿, ani UNICEF, ani inne organizacje nie odnalaz³y Piotrusia, Pawe³ka i ma³ej Jasiuni. Dobrze, ¿e Waleria siê uchowa³a, choæ ¿ycia to ona nie mia³a i nie ma.

Julka gotowa by³a s³uchaæ tych opowie¶ci, byle tylko ciotka da³a sobie spokój z naprawianiem jej ¿ycia. Ta jednak by³a w tej kwestii niez³omna. Co rusz raczy³a dziewczynê m±dro¶ciami, oczywi¶cie popartymi wnikliw± analiz± historii kobiet z rodziny. I tak Ursula Elson dosz³a do wniosku, ¿e wszystkie, ale to absolutnie wszystkie one skazane s± na pope³nianie tych samych b³êdów, dlatego rodz± dzieci i porzucaj± je jak nie przymierzaj±c pandy, które czasem pozwol± sobie urodziæ jedno, a drugie odrzuciæ, o czym ciotka kiedy¶ czyta³a i tak jej siê teraz nasunê³o. S± pozbawione mi³o¶ci macierzyñskiej, wyzute z instynktu, który nakazuje im kochaæ dzieci. Wystarczy spojrzeæ na Teklê, choæ jej postêpowanie da siê jeszcze jako¶ wyt³umaczyæ, ale ju¿ Ba¶ka, Waleria, Monika i nade wszystko ona – Julka stanowi± ¿ywy dowód potwierdzaj±cy prawdziwo¶æ jej pokrêtnej koncepcji. Ursula ¿ywi³a jednak przekonanie, ¿e wystarczy, by która¶ przerwa³a ten ci±g i wszystko bêdzie okej. 

Co nie? A która mia³aby przerwaæ, je¶li nie Julka? I dobrze, by sobie zda³a z tego sprawê. Pobyt w Stanach pozwoli jej z³apaæ dystans, a im wiêkszy dystans, tym wiêcej – paradoksalnie – mo¿na zobaczyæ.

Koñcz±c swoj± pseudonaukow± eksplikacjê, ciotka rusza³a w stronê Julki, sposobi±c siê do tulenia i g³askania, jakby to mia³o ob³askawiæ dziewczynê, sprowokowaæ wybuch niepohamowanej matczynej mi³o¶ci i doprowadziæ do spektakularnego, melodramatycznego happy endu.

*

Julka Rylska ¿y³a si³± rozpêdu. W zasadzie by³o jej obojêtne, czy ¿yje w Polsce, w Stanach czy gdziekolwiek indziej. Dzieñ mija³ za dniem, liczy³o siê tylko to, co teraz. Gdyby kto¶ znienacka zapyta³ j±, jaka jest pora roku, musia³aby siê chwilê zastanowiæ. Spa³a, wstawa³a, jad³a, ubiera³a siê, zbiera³a punkty na kursach. Kilka razy w tygodniu dorabia³a, pilnuj±c starej babki Stanleyów. By³a to Polka i choæ nazywa³a siê Honorata Janików, nikt o nie mówi³ o niej inaczej jak „babka Stanleyów”. Jej córka Klara wysz³a za Johna Stanleya, który zmar³ dwa lata po ¶lubie, osierocaj±c dwoje ma³ych dzieci. I choæ po jakim¶ czasie Klara Stanley zdecydowa³a siê na kolejne ma³¿eñstwo z Edem Boreshko, przyjmuj±c nazwisko nowego mê¿a, to w Fair Lawn i tak nikt ju¿ na starsz± pani± nie mówi³ inaczej jak babka Stanleyów.

Do obowi±zków Julki nale¿a³o g³ównie pilnowanie, by stara kobieta nie zakrztusi³a siê ¶lin±, poprawianie poduszki, raz wy¿ej, raz ni¿ej, by odci±¿yæ krêgi szyjne, i przekrêcanie kobieciny z boku na bok, by nie porobi³y siê odle¿yny. A najwa¿niejszym zajêciem by³o czytanie jej Starej ba¶ni Kraszewskiego. Jak siê koñczy³a, Julka mia³a czytaæ od pocz±tku. „Ona i tak niczego nie pamiêta”, mówi³a z pewnym rozdra¿nieniem córka Klara. Ale dziewczynie siê wydawa³o, ¿e ilekroæ czyta o Dziwie i Domanie, staruszka zdaje siê pobudzona. Jej zmêtnia³e oczy nagle ja¶nia³y, stawa³y siê wyrazistsze, jakby kto¶ przetar³ je ¶ciereczk± nas±czon± p³ynem do czyszczenia okularów.

Najbardziej za¶ matka Klary upodoba³a sobie fragment o Jarusze.

A któ¿ to wie, co mówi? – szepnê³a Jaruha. – Co¶ szepcze w ucho i jêzykiem obraca. Albo ja wiem kto i co? Choæbym usta zamkn±æ chcia³a, mêczy mnie i mówiæ ka¿e… Co¶ siê snuje przed oczyma, co¶ po sercu za³oskocze… baba plecie sama nie wie co… a musi! Nie id¼ ty na Kupa³ê!

Dziwa siê roz¶mia³a.

–    A ja tobie nie radzê, Jaruho! Ty wiesz, jak ciê szarpi±, prze¶laduj±, co siê z ciebie na¶miewaj±, co nadokuczaj±…

–    Ja siê tego nie bojê – odezwa³a siê stara. – Jak ognie pogasn±, jak siê ciemno zrobi… hej! hej! to mnie który poca³uje i u¶ci¶nie… m³ode lata siê przypomn±…

–    Có¿e¶ ty w m³ode lata robi³a? – zapyta³a ¯ywia.

–    Ja? Ja? Nie wiesz? – odezwa³a siê Jaruha. – Hej! hej! porwa³ mnie królewicz… zaprowadzi³ do gmachu, co mia³ ¶ciany ze z³ota… W ogrodzie ros³a jab³oñ, co rodzi³a jab³ka wonne… u stóp jéj ciek³a ¿ywi±ca krynica… Siedem lat królowa³am, siedem lat ¶piewa³am pie¶ni, splata³am i rozplata³am kosy, wszystko mi s³u¿y³o… potém zrobi³o siê ciemno i ja w ³achmanach, o kiju, znalaz³am siê w puszczy… Krucy mi w g³owê pukali i oczów szukali… hej! hej!   

Zawsze przy nim chud± rêk± pokazywa³a na siebie i Julka by³a przekonana, ¿e porusza ustami, które straci³y ju¿ kszta³t i kolor, szepc±c bezg³o¶nie: „To ja jestem Jaruha”.

Ksi±¿ka by³a stara i sfatygowana, grzbiet ok³adki postrzêpiony, niektóre kartki naderwane, wystarczy³ nieostro¿ny ruch, by pofrunê³y jak sp³oszone motyle, zw³aszcza te z mrocznymi ilustracjami Andriollego. I choæ kontakt z podopieczn± najczê¶ciej by³ utrudniony, Julka lubi³a przebywaæ ze starsz± pani± i czytaæ jej Star± ba¶ñ. Z czasem ³apa³a siê na tym, ¿e zaczyna opowiadaæ kobiecie o sobie. Zaczyna³a niespiesznie, urywkami, a¿ do obszernych opowie¶ci, za ka¿dym razem wysuwaj±c inn± szkatu³kê. Z Wiktori±, z matk±, z ojcem, z domem piêknym, choæ bezosobowym i zimnym. Rozochocona brakiem zainteresowania s³uchaczki, która têpawo wpatrywa³a siê w ruch warg, byæ mo¿e s±dz±c, ¿e to wci±¿ fabu³a ksi±¿ki, Julka przytacza³a szkolne historyjki, przywo³ywa³a postaci, na¶miewa³a siê z dziecinno¶ci i naiwno¶ci kole¿anek. A¿ którego¶ razu opowiedzia³a o dziecku. Wszystko. Od samego pocz±tku. Wy³awia³a z pamiêci skrawki wspomnieñ i lepi³a z nich swój dramat. Dziwna by³a to opowie¶æ i chyba wówczas pierwszy raz w ¿yciu mówi³a o nim: ona, Hanna. Nie dziecko, nie córka, nie Hania, ale Hanna. Jakby to by³a doros³a m±dra Hanna. Ile¿ ona wówczas mia³a? Nawet nie rok.

Kiedy pani± Honoratê zabrano do szpitala, z którego ju¿ nigdy nie wysz³a, Julka nie mog³a sobie znale¼æ miejsca. W dni wolne od zajêæ pa³êta³a siê po ulicach, eksploruj±c coraz to nowe miejsca. Najbardziej lubi³a chodziæ do parku, ale tylko tam, gdzie nie by³o placu zabaw z karuzelami, hu¶tawkami, ¶ciank± wspinaczkow±. Widok matek z dzieæmi sprawia³, ¿e co¶ w niej pêka³o.
Nocami ¶ni³y jej siê koszmary. Krzycza³a, rzuca³a siê. Raz obudzi³a ciotkê. Ursula stanê³a nad ni± wyra¼nie zmartwiona, a potem, wsparta ³okciami na fotelu, czuwa³a do rana, gotowa rozgoniæ z³e sny.

*

Kilka razy Liam zabra³ Julkê do Nowego Jorku. Pierwsze zderzenie z miastem by³o jak przenikniêcie do nowego ¶wiata, ¶wiata zupe³nie wykraczaj±cego poza wyobra¼niê. Wysiedli na Pennsylvania Station. Labiryntem korytarzy i schodów wyszli wprost na Madison Square Garden. Julka mia³a wra¿enie, jakby nagle wpadli do wielkiej kinowej sali na pokaz filmu. Mijali hotel Pennsylvania, centrum Manhattan Mall, wci±¿ maj±c przed sob± imponuj±c± iglicê Empire State Building niczym ogromn± szpilê przek³uwaj±c± niebo nad Manhattanem.

Wszystko tu Julkê zaskakiwa³o i zachwyca³o. Drapacze chmur, które wcale nie kojarzy³y siê jej z betonowymi wie¿ami, smutnymi, topornymi, ale z cacuszkami architektury, cudami, których twórcy to arty¶ci, wizjonerzy, magicy przekraczaj±cy granice ludzkiej fantazji. Monumentalne wie¿owce, odbijaj±ce miliony ¶wiate³, wyzwalaj±ce energiê miasta, ulice pulsuj±ce ¿yciem tak intensywnym, ¿e a¿ trudno sobie wyobraziæ nag³y bezruch. T³umy ludzi zd±¿aj±cych z punktu A do puntu B poprzez tysi±ce innych, mijanych bez zastanowienia. I wszystko ekstremalnie niesamowite, piêkne, zadziwiaj±ce. Miasto spe³nienie marzeñ. Miasto, którego uroku nie jest w stanie oddaæ najwybitniejszy fotograf, re¿yser, pisarz. Miasto kontrastów, podobieñstw, z³udzeñ i realno¶ci.

Wracali z Manhattanu przez most Brookliñski. Liam siê upar³, by pokazaæ Julce ten najs³ynniejszy z mostów. St±d jak na d³oni mia³a widok na Empire State Building, Rockefeller Center czy Museum of Modern Art. Panorama wyspy odebra³a jej oddech. Julka by³a pewna, ¿e nigdy nie zapomni tego obrazu, ¿e ju¿ na zawsze zostanie przyklejony pod jej powiekami. Brakowa³o jej s³ów, by wyraziæ zachwyt. Wiedzia³a te¿, ¿e do koñca ¿ycia bêdzie wdziêczna losowi, i¿ zobaczy³a na w³asne oczy to, co dla wielu pozostaje tylko w sferze marzeñ. Nie przeszkadza³ jej wiatr zacinaj±cy drobnym, marzn±cym deszczem ani ludzie poszturchuj±cy siê na w±skiej k³adce nad sze¶ciopasmow± jezdni±, ani powietrze rozedrgane kakofoni± najprzeró¿niejszych d¼wiêków, ani okupuj±cy barierki kramarze, oferuj±cy kicz z ca³ego ¶wiata. Nie zwa¿a³a na artystów z instrumentami, sztalugami, szkicownikami. Sz³a urzeczona, zaczarowana. Pod nimi jak roz³o¿ona niesymetrycznie b³êkitnostalowa p³achta toczy³a swe wody East River, w której przegl±da³y siê majestatyczne wie¿owce. Po lewej w oddali sta³a os³awiona Statua Wolno¶ci.

Liam co chwilê szarpa³ Julkê za rêkaw, by czego¶ nie przeoczy³a. Pêka³ z dumy, widz±c rozemocjonowan± Polkê. Zupe³nie jakby to on sta³ za wszystkimi wspania³o¶ciami Wielkiego Jab³ka. *
Jednak to nie tam Julka, ale na Greenpoincie Julka dozna³a swoistego wstrz±su. Liam namówi³ j± na imprezê w klubie Europa na 98 Meserole Ave na Brooklinie. Zgodzi³a siê niechêtnie.
W ¶rodku by³o g³o¶no, kolorowe impulsywne ¶wiat³a krzy¿owa³y siê w rytm ha³a¶liwej muzyki. Przysiedli siê do grupy m³odych ludzi, którzy znali Liama. Gdy jeden z nich obj±³ go ramieniem i szepn±³ co¶ do ucha, twarz ch³opaka rozja¶ni³ promienny u¶miech. Julka pomy¶la³a, ¿e byæ mo¿e s± par±. Liam by³ wyra¼nie o¿ywiony. Jaka¶ haevymetalowa kapela pojawi³a siê na scenie przy szaleñczym aplauzie, wyra¿aj±cym siê w gwizdach, piskach i pokrzykiwaniach. Wygl±da³o na to, ¿e to dla nich wszyscy siê tu zebrali. Po chwili z wielkich g³o¶ników pop³ynê³o ostre, ciê¿kie brzmienie. Parkiet zape³ni³ siê lud¼mi. A kiedy jeden z muzyków da³ solowy popis, t³um oszala³. Gitarzysta mierzy³ gryfem gitary niczym luf± strzelby w oszala³ych ludzi, wyginaj±cych siê, t³uk±cych g³owami na lewo i prawo, podskakuj±cych jak na roz¿arzonych wêglach. Rozb³yskuj±ce raz po raz ¶wiat³o, przes±czaj±ce siê przez opary dymu, rzuca³o siê na zdeformowane emocjami twarze.

Julka z pocz±tku nie¶mia³o, ale zaraz coraz odwa¿niej poddawa³a siê psychodelicznej atmosferze. Zsunê³a gumkê z kitki i pozwoli³a w³osom fruwaæ, pl±taæ siê w powietrzu, zahaczaæ o innych. Side to side, circular swing. Nie wiedzia³a ju¿, czy to ona wiruje, czy ¶wiat wokó³ niej. Cia³o pozbawione drylu, uwolnione, uleg³o szaleñczemu rytmowi.

– Nie wygl±dasz na metalówê! – Poczu³a, jak kto¶ przytrzymuje j± za ramiê. Dziewczyna podrygiwa³a obok niej z puszk± piwa w rêce. – Jestem Lola! – Usi³owa³a przekrzyczeæ wyj±cego frontmana, który miota³ siê na scenie spowitej mg³± z ustawionych po bokach hazerów.

Julka zignorowa³a zaczepkê. Taneczny trans dzia³a³ na ni± koj±co, jakby ruch wytrz±sa³ z niej ca³e dotychczasowe ¿ycie, zakonserwowane, zmumifikowane. Zwróci³a jednak uwagê na tatua¿e dziewczyny – od szyi przez ca³y dekolt jej cia³o by³o pokryte koronk± dziar, które ³±czy³y siê jedna z drug± misternymi motywami. Przyci±ga³y wzrok podobnie jak kolorowe dredy splecione w monstrualny koñski ogon.

Lola by³a jedn± z towarzystwa przy ich stoliku. Kiedy tylko usiad³a, ca³a uwaga skupi³a siê na niej. Brylowa³a, rozsy³aj±c u¶miechy na lewo i prawo i ¿artuj±c ze wszystkimi. Widaæ znali j± tu dobrze i chyba lubili. Co jaki¶ czas zwraca³a wzrok w kierunku Julki, jakby sprawdza³a, czy ta jej s³ucha. Julka za¶ czu³a siê onie¶mielona tym wszechobecnym luzem, nie stara³a siê w³±czyæ do rozmów, za to coraz chêtniej siêga³a po l±duj±ce przy niej puszki. S±cz±c które¶ z rzêdu piwo, zazdro¶ci³a tym ludziom ich komitywy. Dla niej to by³ zupe³nie inny ¶wiat. ¯ycie, którego zosta³a pozbawiona przez z³o¶liwy los i w³asn± g³upotê.

*

Obudzi³a siê z silnym bólem g³owy. Za du¿o wypi³a. W pomieszczeniu by³o szarawo. ¯adnych okien, tylko dwoje drzwi. Zza jednych, lekko uchylonych, s±czy³a siê cienka wi±zka ¶wiat³a, drugie dziurk± od klucza wpuszcza³y w±sk± stru¿kê.

Julka czu³a siê, jakby dosta³a obuchem. Strach podszed³ jej do gard³a. Nie mia³a pojêcia, gdzie siê znajduje. Natychmiast oprzytomnia³a. To nie by³ sen. Mimo dojmuj±cego ³upania w g³owie by³a pewna, ¿e wszystko dzieje siê na jawie. Pl±tanina my¶li, napieraj±ce pytania. Czy¿by za spraw± jakiego¶ wehiku³u czasu cofnê³a siê do tamtego feralnego dnia? Dnia swoich urodzin? Czy to jaki¶ z³o¶liwy psikus losu? Czy mo¿liwe, ¿e tamten koszmar wróci³ do niej w nowej ods³onie?

Odruchowo sprawdzi³a, co ma na sobie. By³a kompletnie ubrana. D¿insy, bluzka, bawe³niany stanik, którego rami±czka wpija³y siê w ramiê. Raz jeszcze ogarnê³a wzrokiem pomieszczenie. Ledwie widoczne kszta³ty wtapia³y siê w mrok. Na pewno by³a tu pierwszy raz. Usi³owa³a odtworzyæ zdarzenia z poprzedniego wieczora, ale poza jakimi¶ surrealnymi obrazami mia³a w pamiêci kompletn± dziurê, jakby kto¶ wydar³ kartkê z kalendarza, zmi±³ i rzuci³ gdzie b±d¼. Nie widzia³a, czy jest bardziej zrozpaczona czy w¶ciek³a na siebie. Jak mog³a doprowadziæ siê do takiego stanu? Uwaliæ jak stonka! Jest g³upi± krow±, która nie potrafi wyci±gaæ wniosków!

Spojrza³a niepewnie na jedne z drzwi. S³ychaæ by³o zza nich g³osy. W¶ród nich rozpozna³a g³os Liama. Odetchnê³a z ulg±. Zerwa³a siê, ale nag³y ruch spowodowa³, ¿e wszystko wokó³ zawirowa³o i pad³a z powrotem na ³ó¿ko. Podci±gnê³a wysoko kolana i schyli³a g³owê, dotykaj±c czo³em ud. Pomog³o.

Po chwili wsta³a, tym razem powoli, zgarnê³a w³osy w kucyk, poprawi³a bluzkê, otworzy³a drzwi i wesz³a do pomieszczenia, z którego dobiega³a rozmowa. Wygl±da³o na kuchniê. Niewielkie okno wychodzi³o na podwórze. Znajdowa³o siê bardzo nisko – by³o przez nie widaæ metalowy stela¿ ³awki, z której zwisa³y czyje¶ nogi obute w kolorowe kalosze.

Przywita³a j± Lola. Powoli wszystko zaczê³o siê sk³adaæ w jaki¶ logiczny ci±g. Jak zza gêstej mg³y wynurza³y siê obrazy rozbawionych go¶ci, kolejne puszki piwa, gwar i huk. Julka przypomnia³a sobie duszn± atmosferê klubu Europa, ludzi podryguj±cych w rytm ciê¿kiego metalu. W jej pamiêci ko³ata³ siê przejmuj±cy ch³ód, siarczysta ulewa, Liam podtrzymuj±cy j± z jednej strony i jaka¶ dziewczyna… Rysunki, obrazy, ale wszystko takie dziwne, irracjonalne…

–    Zrobiê ci ciep³± herbatê! Musisz mieæ niez³ego kaca! – zaproponowa³a bezceremonialnie Lola, która wygl±da³a na gospodyniê tego przybytku. Woda zabêbni³a o metalowe dno czajnika. Dziewczyna postawi³a go na palnik, po czym wyjê³a z szafki pude³ko z saszetkami Liptona. Siêgnê³a do kosza z cytrusami, chwilê obraca³a w rêkach cytrynê, jakby bada³a jej ¶wie¿o¶æ, a potem ¶cisnê³a w d³oni po³ówkê owocu, dola³a wody, wrzuci³a jak±¶ tabletkê i poda³a Julce ze s³owami: – Pij, dobrze ci zrobi!

Julka rzuci³a okiem na musuj±cy p³yn. W g³owie zapali³a jej siê kontrolna lampka. Zawaha³a siê, choæ rzeczywi¶cie mia³a kaca giganta.

–    No nie bój siê, to tylko aspiryna! Przecie¿ ciê nie otrujê! – Za¶mia³a siê Lola, jakby odczyta³a jej my¶li.

W mieszkaniu oprócz Loli i Liama by³ jeszcze kole¶ z klubu, do którego zwracali siê Dan. By³ najstarszy z nich, na pewno za stary na studenta. Ubrany w dobrze skrojony garnitur, móg³ uchodziæ za jednego z przedstawicieli nowojorskiej finansjery, która mia³a swoje biura w ob³êdnych wie¿owcach ma Manhattanie. I chyba co¶ w tym musia³o byæ, poniewa¿ po krótkiej rozmowie telefonicznej, oficjalnej i rzeczowej, Dan wyszed³, ¿egnaj±c siê ze wszystkimi. Liama przygarn±³ do siebie i przytrzyma³ krótko. By³a w tym ge¶cie swoista czu³ostkowo¶æ. Po chwili zza okna dobieg³ szum silnika imponuj±cego chevroleta odje¿d¿aj±cego w dó³ Leonard Street.

Nie minê³a godzina, jak Julka poczu³a, ¿e wraca do ¿ywych. Aspiryna, gor±ca herbata i jajecznica na bekonie dobrze jej zrobi³y. Lola okaza³a siê otwarta i bezproblemowa, jakby zna³y siê od lat. Z miejsca zadzierzgnê³a siê miêdzy nimi przyja¼ñ.

–    Chod¼, oprowadzê ciê po moim lokum – zaproponowa³a, ci±gn±c Julkê za rêkaw jak dziecko, które wymaga natychmiastowej uwagi. – Poka¿ê ci moje królestwo. Je¶li ci siê spodoba, na pewno siê dogadamy! – Znów siê za¶mia³a, zupe³nie jakby ¶miech by³ celowo opracowanym przez ni± przerywnikiem albo czê¶ci± kodu zastêpuj±cego werbaln± frazê.
Julka zawtórowa³a jej, ale zaraz b±knê³a pod nosem, ¿e w zasadzie nie planuje wyprowadzki i w ogóle nie zamierza wyje¿d¿aæ z Fair Lawn.

–    To ¼le! Dziewczyno! – oburzy³a siê Lola. – Utknê³a¶ na tym zadupiu! A prawdziwe ¿ycie przelatuje ci przez palce! Zastanów siê! Tylko patrzeæ, jak zaczniesz uczêszczaæ do szkó³ki niedzielnej i ¶piewaæ Barkê, pl±saj±c jak w transie! – Zaczê³a nuciæ pie¶ñ, znów ¶miej±c siê g³o¶no.

Julka pomy¶la³a, ¿e w tym kompulsywnym ¶miechu jest co¶ nienaturalnego, nerwowego, jakby niezale¿nego od samej Loli. Ale dziewczyna zaraz siê zmitygowa³a i doda³a ca³kiem powa¿ne:

–    Nie ¿ebym mia³a co¶ przeciwko Barce, ale ca³kiem serio, zastanów siê. Tu jest zupe³nie inne ¿ycie. Tu wszystko mo¿e siê zdarzyæ – zakoñczy³a sentencjonalnie i dla roz³adowania atmosfery pos³a³a Julce kuksañca.

By³ to typowy railroad apartament. W nowojorskim jêzyku takie miejsca nazywano sabwejami. Lola niczym cicerone prowadzi³a Julkê przez amfiladê pomieszczeñ.

–    To pokój mojego ch³opaka, który pu¶ci³ mnie kantem, da³ dyla i s³uch po nim zagin±³. Pozosta³ smród i trochê d³ugów, z którymi muszê siê uporaæ. I to zrobiê! – Mimo ¿e bardzo siê stara³a, by jej g³os brzmia³ prze¶miewczo, nie uda³o jej siê zatuszowaæ rozgoryczenia i z³o¶ci.

Julka rozejrza³a siê uwa¿nie. To by³ ten sam pokój, w którym spa³a. Panowa³ tu nieopisany ba³agan. Stargane ³ó¿ko, otwarta szafa, z której wysypywa³y siê ubrania, papiery, jakie¶ elektroniczne gad¿ety: podzespo³y, kabelki, matryce, p³ytki, z³±cza, plastikowe obudowy…

–    Czeka³am, a¿ palant przyjdzie i sprz±tnie po sobie ten bajzel – wyja¶ni³a szybko Lola. – Ale teraz widzê, ¿e muszê to zrobiæ sama. – Mówi³a jak do zniechêconego klienta, który rezygnuje z fartownej oferty. Podnios³a z pod³ogi zszargany T-shirt i rzuci³a go w k±t, na stertê innych mêskich ubrañ. – Wszystko wypierdzielê do kub³a! Niech siê wali! Dupek! – Z furi± kopnê³a rozwleczone po pokoju czê¶ci garderoby, a potem delikatnie pchnê³a Julkê dalej, jakby chcia³a jak najszybciej zatrzeæ z³e wra¿enie.

S±siednie pomieszczenie dla odmiany by³o wysprz±tane jak na wizytê królowej. Pokój, z niewielkim ¶wietlikiem pod samym sufitem, by³ przytulny, choæ szafa w stylu art déco, metalowe, kute ³ózko z a¿urowymi wywijasami i siermiê¿ny rega³ z ksi±¿kami pouk³adanymi pod linijkê sprawia³y wra¿enie zaskakuj±cego eklektyzmu.

–    A tu jest moja kryjówka! – Lola roz³o¿y³a dumnie ramiona. – Moja kraina ³agodno¶ci, oaza spokoju – ci±gnê³a patetycznie.

Na koñcu by³o ostatnie pomieszczenie. O dziwo, by³o tam du¿e okno wychodz±ce na ulicê. Pokój by³ prawie pusty. Sta³a tu tylko wersalka i niewielka ³awa. Pod oknem piêtrzy³a siê wie¿a z opisanych i zaklejonych ta¶m± kartonów.

–    O! A tu mo¿e byæ twoje pied-à-terre! Luksus! Ludzie siê zabijaj±, by wyhaczyæ taki apartament. Zobacz! Jest na koñcu, jako jedyny nieprzechodni. Zreszt± jak siê uprzesz, mo¿emy ponegocjowaæ. Zastanów siê. Liam mówi, ¿e mieszkasz z ciotk±! Starsza pani te¿ pewnie siê ucieszy. Wiesz jak to jest. Go¶æ, jaki by nie by³, jest dobry, ale na krótko! – Lola pu¶ci³a do Julki oko, za¶mia³a siê tym swoim irytuj±cym ¶miechem i zaraz zaproponowa³a:  – A teraz w miasto! Jak to siê u was mówi… W Polskê idziemy!

Julka siê zawaha³a. Obieca³a Ursuli, ¿e wróci nazajutrz. Nie chcia³a straciæ zaufania ciotki, nie mog³a jednak pozbyæ siê my¶li, ¿e czas siê od niej wyprowadziæ. Mo¿e to nie jest z³y pomys³. 
Je¶li tylko czynsz nie bylby wygórowany, to kto wie? Na razie postanowi³a zadzwoniæ do Ursuli.

*

Lola ¿artowa³a, ¿e mieszka w sercu Grennpointu. I tak w pewnym sensie by³o. Leonard Street mie¶ci³a siê prawie po¶rodku najdalej wysuniêtej na pó³noc dzielnicy Brooklynu, gdzie na dziesiêciu przechodniów dziewiêciu stanowili Polacy. Budynki sta³y po dwóch stronach dwupasmowej niezbyt szerokiej jezdni, tworz±c charakterystyczn± pierzejê o do¶æ jednolitej architekturze, przydaj±cej ulicy starego, industrialnego klimatu. Wiêkszo¶æ budynków zbudowana by³a z czerwonej ceg³y, niektóre mia³y zewnêtrzne metalowe schody – jak w te w Pretty Woman, po których Richard Gere wdrapuje siê z kwiatami w zêbach, by wyznaæ mi³o¶æ piêknej prostytutce Vivian.

–    To moje centrum ¶wiata, moja Little Poland – che³pi³a siê Lola, choæ w rzeczywisto¶ci by³a Polk± tylko w jednej czwartej za sprawa dziadka Stanis³awa Siwakowskiego, który urodzi³ siê w Cleveland, o¿eni³ z Polsk± ¿ydówk± Rachel± Abramowicz, a ich jedyna polsko- ¿ydowska córka Estera wysz³a za Rosjanina Jewgienija Yunevicha. Lola tak naprawdê mia³a na imiê Teodora, w domu wo³ali na ni± Tola, ale uzna³a, ¿e Lola bardziej do niej pasuje. Kiedy¶ w przyp³ywie szczero¶ci wyzna³a, ¿e owo Lola to forma demonstracji, ¿e nie wziê³o siê znik±d, a je¶li Julka zna Lolitê Nabokova, mo¿e sobie sama dopowiedzieæ.

*

Kiedy wysiedli z metra na Greenpoincie, Julka poczu³a silne uk³ucie w piersiach. Widok szyldów i reklam z polskimi nazwami przywo³a³ wspomnienia domu. Zewsz±d dolatywa³y polskie s³owa, niektóre pourywane, inne uk³adaj±ce siê w niesk³adne frazy, jeszcze inne pobrzmiewaj±ce jak polilog zas³yszany na ludnym dworcu w Warszawie. Czego tu nie by³o! Restauracje, apteki, sklepy spo¿ywcze oferuj±ce polskie specja³y, zak³ady fryzjerskie, studia tatua¿u, biura adwokackie, reklamy szkoleñ wszelakiej ma¶ci, od prawa jazdy przez operatorów wózków po kursy maszynopisania.

Julka na g³os odczytywa³a szyldy, bawi±c siê ich znaczeniem Meat Market – Kiszka, Restauracja Pyza, Apteka Zió³ko, Kubu¶ – Foto, Bakery Rzeszowska. O ile w Polsce wraz z nastaniem kapitalizmu nazwy eropeizowano albo amerykanizowano, o tyle tu, w j±drze wielkich Stanów, nie unikano prza¶no¶ci. To mo¿e przez te szyldy i jeszcze przez dekoracje bo¿onarodzeniowe – które, choæ bli¿ej ju¿ by³o do Wielkiejnocy, wci±¿ wisia³y w witrynach, pobrzêkiwa³y przy wej¶ciach do sklepów – Julce siê wyda³o, jakby przenios³a siê do rodzinnego miasta, do domu Walerii, której brak dotkliwie odczuwa³a.

–    Zapraszam na pierogi! – wykrzyknê³a Lola, otwieraj±c przed Julk± i Liamem drzwi knajpy o rubasznej nazwie Niebo w gêbie.

W³a¶ciciel okaza³ siê jej dobrym znajomym. I chocia¿ wszystko tu by³o po polsku: i ulotki, i menu, i podpisy pod zdjêciami z Tatrami i Ba³tykiem, on uparcie ³ama³ jêzyk, mêczy³ siê, duka³, sylabizowa³, drapa³ siê po g³owie, szukaj±c w³a¶ciwego s³owa jak s³aby uczeñ. Patrzy³ przy tym b³agalnie na Lolê, by wybawi³a go z opresji.

Julka usiad³a pod oknem, sk±d mog³a zach³annie obserwowaæ tocz±ce siê na zewn±trz ¿ycie. Na sali by³o jeszcze kilka zajêtych stolików, a z ka¿dego dolatywa³ znany Julce jêzyk. Przy jednym z nich siedzieli m³odzi ludzie, chyba tury¶ci. Poubierani w softshellowe kurtki, trekkingowe spodnie i wysokie buty, zachowywali siê g³o¶no i swobodnie. Rozprawiali nad roz³o¿onymi mapami, przekrzykuj±c siê nawzajem, podbieraj±c sobie k±ski z talerzy i podpijaj±c drinki. Byli mniej wiêcej w wieku Julki. Zazdro¶ci³a im tego luzu, tej za¿y³o¶ci.

Chyba pierwszy raz od przyjazu do Stanów poczu³a ogromn± têsknotê. Bolesn±. Jak uderzenie w brzuch. Miêk³a w ¶rodku, nag³a fala podchodzi³a jej do ¿o³±dka, do gard³a, przeciska³a siê obkurczonymi têtnicami. Julka wstrzymywa³a oddech, zaciska³a powieki. Wiedzia³a, ¿e musi siê opanowaæ, ¿e nie mo¿e siê teraz rozp³akaæ. Wszystko tu by³o polskie, jakby nagle przenios³a siê do Leszna albo S³ubic, gdybynie widok wie¿owców zamykaj±cych majacz±c± w oddali liniê horyzontu.

Z zamy¶lenia wyrwa³ j± przyciszony g³os Liama:

–    Chcia³em, ¿eby¶ j± pozna³a. – Skin±³ g³ow± w stronê baru, przy którym Lola rozprawia³a z w³a¶cicielem, ¿ywo gestykuluj±c. – To ¶wietna kumpela, chocia¿ mo¿e robiæ inne wra¿enie. Pozna³em j± przez Dana. Jemu te¿ pomog³a. Najpierw dyga³ jako goniec, a potem, jak siê na nim poznali, konkrecik! Niez³a kasa. Mieszkanko w eleganckim kondominium na Williamsburgu i furka cymu¶! – Liam mówi³ o Danie, nie kryj±c dumy, jakby wszystkie te dobra w jakim¶ stopniu by³y te¿ jego w³asno¶ci±. – Nie wierzysz? Sama go spytaj!

Julka nie mia³a powodu w±tpiæ, chocia¿ nie rozumia³a, do czego zmierza ch³opak. Tak naprawdê Dan, Lola i ich korelacje niewiele j± obchodzi³y. A poza tym o jakiej pomocy on mówi? 
Przecie¿ nie zg³asza³a ¿adnych potrzeb czy niedoborów.

–    Lola zna tu ka¿dy k±t i ludzi, którzy wiele mog± – ci±gn±³ tymczasem Liam. – Tylko nie my¶l, ¿e to jaka¶ podejrzana panna, matka chrzestna czy córa Koryntu, albo… no wiesz… – ¿achn±³ siê. – Nic z tych rzeczy. Po prostu Lola ma dar zjednywania ludzi. Nikt nie potrafi jej niczego odmówiæ.

Julka tylko wzruszy³a ramionami i pokrêci³a g³ow±. Ca³a ta paplanina wydawa³a siê jej pozbawiona sensu. Jakby nie mogli po prostu pomilczeæ.

–    Przyjecha³a na Greenpoint jaki¶ czas temu. Trochê waletowa³a w sabweju kawa³ek dalej z grup± polskich studentów. Spoko towarzycho! Zachwycali siê wszystkim, latali po mie¶cie i cykali foty jak Japoñczycy. Ale te¿ latali po bibliotekach i równo zakuwali. Lola siê ¶mia³a, ¿e to ekipa prymusów, którzy ¿yj± nauk±, burgerami od Pata z budki na rogu Eckford Street i Meserole Ave i piosenkami Starego Dobrego Ma³¿eñstwa. A ju¿ Nie brookliñki most to tak pi³owali, ¿e nawet ona nauczy³a siê tekstu. Ca³ymi dniami nuci³a pod nosem: „Bêdziemy smuciæ siê starannie! Bêdziemy szaleæ nienagannie! Bêdziemy naprzód nies³ychanie!”. Znasz to, co nie?

Julka nie zna³a, chocia¿ zespó³ kojarzy³a.

–    A co to ma wspólnego ze mn±? – spyta³a zaczepnie.

Liam zzerkn±³ na ni± spod oka. Czo³o przeciê³a mu rysa, któr± pociera³, jakby zamierza³ wyg³adziæ zmarszczon± skórê. Wyci±gn±³ papierosy i skierowa³ paczkê w jej stronê. Siêgnê³a. Ostatnio trochê popala³a, choæ zarzeka³a siê, ¿e to tylko taki kaprys, ¿e nie planuje siê wci±gn±æ. Szkoda kasy. Od kiedy praca u babki Stanleyów siê skoñczy³a, nigdzie siê nie za³apa³a. Najpierw by³o kiepsko, bo przed Bo¿ym Narodzeniem – ludzie niechêtnie wytrz±saj± siê z dolarów, bo to wiadomo ¶wiêta, prezenty, jak mówi³a ciotka Ursula. Potem zima zrobi³a siê mro¼na i ¶nie¿na, wiele firm stanê³o i jako¶ tak zlecia³o. To, co uda³o siê Julce zaoszczêdziæ, stopnia³o szybciej ni¿ ha³dy ¶niegu na poboczach.

–    Tak naprawdê to po prostu kurewsko mi ciebie ¿al. I tyle! –    wyrzuci³ szybko Liam.

Julka spojrza³a na niego ze zdumieniem.

–    Co ty pieprzysz? Naæpa³e¶ siê czy co? – Nie rozumia³a, co ma piernik do wiatraka. By³a w¶ciek³a, ¿e ch³opak psuje jej nastrój jakimi¶ g³upimi gadkami.

Liam krêci³ siê niespokojnie, miêtoli³ papierosa, krusz±c popió³ na wykrochmalony obrus w kurpiowskie wzory, wreszcie postanowi³ przedstawiæ Julce swój pomys³. Polubi³ tê dziewczynê, ale nie móg³ patrzeæ na jej wyobcowanie. W jej samotno¶ci, zagubieniu widzia³ siebie. Nie potrafi³ zrozumieæ, dlaczego ³adna, m³oda i nieg³upia dziewczyna jest jednocze¶nie taka dzika. Co w niej siedzia³o? Co j± uwiera³o? Nieraz widzia³, ¿e siê wy³±cza, odp³ywa my¶lami nie wiadomo dok±d, na jej twarzy pojawia³ siê wtedy g³êboki smutek, jakby chowa³a w sercu niewymown± krzywdê, ból.
Wyprostowa³ siê i zaci±gn±³ g³êboko dymem. Po chwili siwa chmura pop³ynê³a w górê, na moment zawis³a nad nimi, by zaraz rozproszyæ siê bez ¶ladu. Liam pochyli³ siê w stronê przyjació³ki.

–    Julka, musisz mnie wys³uchaæ. Nie wiem, dlaczego tu jeste¶, po co przyjecha³a¶ i zwisa mi to. Ale chyba nie chcesz mi wmówiæ, ¿e wyjecha³a¶ tysi±ce kilometrów od domu, by skoñczyæ w takiej budzie, mie¶cinie, gdzie psy dupami szczekaj±! Ani pracy, ani ludzi, z którymi mog³aby¶ siê spotkaæ. ¯yjesz jak jaka¶ pieprzona sekutnica! O co, kurwa, chodzi? Bergen, chata, Bergen, chata. Pierdolca mo¿na dostaæ. A, zapomnia³em, by³a jeszcze babka Stanleyowa. I tak cud, ¿e da³a¶ siê wyrwaæ kilka razy do Nowego Jorku…

Mówi³ szybko, przyciszonym g³osem, a i tak towarzystwo ze stolika obok zaczê³o im siê przygl±daæ. Dziewczyna w ortalionowym nieprzemakalnym kapeluszu, wygl±daj±ca jak czarny Czerwony Kapturek, wyci±gnê³a szyjê, bezpardonowo próbuj±c wy³owiæ sens rozmowy. Kiedy Liam obrzuci³ j± nieprzyjaznym spojrzeniem, pos³a³a mu przepraszaj±cy u¶miech.
Julka by³a coraz bardziej wkurzona. Nie spodziewa³a siê takiego ataku. Nie mog³a zrozumieæ, dlaczego Liam, który sam wydawa³ siê potrzaskany, pe³en rys i pêkniêæ jak stare lustro, zajmuje siê ni±, jej ¿yciem, Co on sobie wyobra¿a? Czy Julka wygl±da na sierotê oczekuj±c± pomocy, szukaj±c± silnego ramienia? Sama potrafi o siebie zadbaæ, nie potrzebuje opiekuna!

–    Co ciê to obchodzi, co? – wysycza³a w kierunku Knotha. – Czemu siê wpieprzasz? Mnie jest tak dobrze. I tego siê trzymaj. Rozumiesz? Zajmij siê sob±.

Ch³opak nakry³ d³oni± jej rêkê. Julka zacisnê³a j± w piê¶æ, jednak nie wysunê³a jej.

–    Jeny… – jêkn±³. Nie chcia³ wystraszyæ przyjació³ki. Mo¿e kiepsko wybra³. Mo¿e powinien by³ zaczekaæ, a¿ bêd± zupe³nie sami. Mo¿e w ogóle lepiej by³o wrzuciæ na luz i nie pchaæ siê w jej ¿ycie. Ale sta³o siê. – Julka, wiem, co znaczy byæ samemu jak palec w ty³ku – podj±³. – Uwierz mi. Nawet nie masz pojêcia, jak dobrze to wiem. Odk±d pamiêtam, by³em sam. My¶la³em, ¿e to siê kiedy¶ zmieni. Nigdy nie mia³em nikogo, z kim móg³bym pogadaæ. Kumple? Oni szybko mnie wyczuli. Gadali pod nosem. Starzy? My¶la³em, ¿e jak im powiem, zrozumiej±, a potem ju¿ bêdzie dobrze. Nie by³o… – Machn±³ z rezygnacj± rêk±.

–    Kto zrozumie? Co? Na lito¶æ! O czym ty gadasz? – Sytuacja stawa³a siê nie do zniesienia. Julka siê ba³a, ¿e Liam za chwilê zrzuci na ni± ciê¿ar nie do ud¼wigniêcia, ¿e obarczy j± jak±¶ tajemnic±, której ka¿e jej strzec, a jeszcze nie daj Bóg, bêdzie oczekiwa³ pomocy. Przecie¿ ona nie nadaje siê na powierniczkê ani terapeutkê! Nie ma si³y d¼wigaæ czyjego¶ ciê¿aru! Baga¿ w³asnych problemów ma wypchany po brzegi! Nagle po¿a³owa³a, ¿e da³a siê namówiæ na ten wyjazd. ¯e go przed³u¿y³a, ¿e zadzwoni³a do ciotki, a ta tak lekko przyjê³a jej nieobecno¶æ, jakby chcia³a j± sp³awiæ, jakby siê ucieszy³a, ¿e choæ na chwilê Julka zejdzie z jej orbity i da jej od siebie odetchn±æ. ¯e chocia¿ przez dwa dni znów bêdzie mog³a napawaæ siê swoim bajkowym domkiem w oswojonej samotno¶ci.

Liam odczeka³ chwilê, by³ wyra¿nie zmieszany. Potem nagle wyparowa³:

–    Julka, chcê ci tylko powiedzieæ, ¿e samotno¶æ jest do dupy. Mo¿na siê poci±æ. Nie masz wokó³ nikogo, kto by ciê rozumia³. Dlatego jak na ciebie patrzê… po prostu wiem, ¿e co¶ jest nie tak. – Wiedzia³, ¿e pieprzy trzy po trzy, ale sytuacja posunê³a siê ju¿ za daleko. Musia³ dokoñczyæ, wyrzuciæ z siebie to, co go uwiera.

–    Terapeuta siê znalaz³ – prychnê³a Julka. – Nie bój siê, dam sobie radê. – Mimo wszystko Liam j± rozczula³. Nikt nigdy tak do niej nie mówi³, nie spodziewa³a siê, ¿e kto¶ mo¿e siê o ni± szczerze zatroszczyæ. U¶miechnê³a siê s³abo. Pog³aska³a Liama po ramieniu i powtórzy³a ³agodnie: – Naprawdê, dam sobie radê.

–    Martwiê siê o ciebie. – Liam nie ustêpowa³. – Czy tak trudno zrozumieæ, ¿e ludzie martwi± siê o swoich przyjació³? Mog³aby¶ zamieszkaæ tu, na Greenpoincie! Z Lol± albo gdzie indziej. Pomog³aby ci. Znalaz³aby¶ jak±¶ robotê na plejsach. Mo¿na wyci±gn±æ niez³± kasê. Byle nie u ¯ydów, bo bywaj± upierdliwi. No i trzeba u nich przestrzegaæ, by nie pomyliæ misek po miêsie z miskami po mleku. U Ruskich te¿ nie. Tym nigdy nie wiadomo, co strzeli do ³ba. Najlepiej w podrzêdnych hotelikach lub biurach A do Bergen masz rzut kamieniem. Julka, tu jest zupe³nie inne ¿ycie! Ciotka na pewno zrozumie. Znam j±. A jak ci siê nie spodoba, droga wolna. Wracasz do Fair Lawn. Ale chocia¿ spróbuj. Obiecaj, ¿e siê zastanowisz. Obiecujesz?

*

Rozmowa z Lianem nie dawa³a Julce spokoju. Wyskoczy³ z tym wszystkim akurat wtedy, gdy powa¿nie rozwa¿a³a powrót do Polski. Do tego Lola kilka razy niby przypadkiem pojawi³a siê w Fair Lawn. Okaza³o siê, ¿e poza milionem ró¿nych aktywno¶ci dzia³a w organizacjach humanitarnych skupionych wokó³ domów polonijnych. „Znaj± j± chyba w ca³ym New Jersey”, chwali³a panna Margot z miejscowej szkó³ki niedzielnej, która pozna³a Lolê w biurze Polish & Slavic Center na Brooklynie, a potem zaanga¿owa³a w dzia³alno¶æ na rzecz seniorów w Krakus Senior Center.
Ciotka Ursula te¿ by³a oczarowana now± kole¿ank± Julki i popiera³a pomys³, by dziewczyny zamieszka³y razem. Przede wszystkim dlatego, ¿e kamieniem na sercu le¿a³a jej ta dziwna izolacja krewniaczki, a poza tym perspektywa jej usamodzielnienia siê ca³kiem jej odpowiada³a. Zreszt± je¶li tylko Julka zechce wróciæ, drzwi domu Ursuli Elson zawsze bêd± sta³y przed ni± otworem.

*

Julka pokocha³a Greenpoint ca³ym sercem. Z jednej strony wszechobecna polsko¶æ powodowa³a, ¿e nie czu³a siê tu tak totalnie wyobcowana, z drugiej – w tej dzielnicy pe³nej domów i drzew cz³owiek móg³ siê cudownie gubiæ i odnajdywaæ. Chocia¿ Julce nigdy do koñca nie uda³o siê zgubiæ swojego ¿ycia, swojej przesz³o¶ci. Ta wraca³a do niej w najmniej spodziewanych okoliczno¶ciach, na przyk³ad kiedy sprz±ta³a pokoje po go¶ciach w hotelikach na obrze¿ach centrum. Czasem jaki¶ na pozór nic nieznacz±cy przedmiot – zwiniêta w kulkê pielucha wci¶niêta miêdzy szczeble ³ó¿ka albo wymem³any smoczek oblepiony kurzem – przywo³ywa³ przykr± impresjê. I chocia¿ zaraz wraca³a do szorowania, mycia, przebierania po¶cieli, to w jej sercu wci±¿ tkwi³a drzazga, która przez jaki¶ czas nie dawa³a jej spokoju. J±trzy³a i rwa³a bole¶nie.

Z Lol± dogadywa³y siê ¶wietnie, chocia¿ bywa³o, ¿e nie widzia³y siê kilka dni. Przemyka³y przez pokoje, kiedy albo jedna ju¿ spa³a, albo drugiej ju¿ nie by³o. Czasem, kiedy Julce skomasowa³y siê zajêcia w szkole, wpada³a do Ursuli. Ciotka przygl±da³a siê jej ukradkiem, a gdy ju¿ wysondowa³a, co dziewczyna robi, z kim siê spotyka, gdzie pracuje, czy wystarczy jej punktów, by zaliczyæ semestr, bo to przecie¿ pieni±dz, którego Ursula oczywi¶cie nie szczêdzi na naukê i absolutnie nie wypomina ani nie ¿a³uje, ale jednak szkoda by by³o, by poszed³ na marne, bo wiadomo, ¿e pieczone go³±bki same nie wlec± do g±bki, pakowa³a jej w reklamówki ró¿ne wiktua³y, wsuwa³a w kieszeñ zwitek banknotów na wszelki wypadek i ¿yczy³a powodzenia.

Powie¶æ Niechciane kupicie w popularnych ksiêgarniach internetowych:

Zobacz tak¿e

Musisz byæ zalogowany, aby komentowaæ. Zaloguj siê lub za³ó¿ konto, je¿eli jeszcze go nie posiadasz.

Ksi±¿ka
Niechciane
Iwona ¯ytkowiak 3
Ok³adka ksi±¿ki - Niechciane

Fascynuj±ce dzieje kilku pokoleñ silnych kobiet Kiedy Tekla Tracz wchodzi po trapie liniowca pasa¿erskiego z³amana bólem z powodu pozostawionej na pastwê...

Wydawnictwo
Recenzje miesi±ca Poka¿ wszystkie recenzje