Powstanie styczniowe nie przyniosło zwycięstwa, ale nie odebrało też nadziei. Kara za zryw jest dotkliwa: więzienie, egzekucje, zsyłki. Tylko nieliczni odzyskują wolność.
Szumiejki jednak odżywają. Do dworku powracają mieszkańcy, a wraz z nimi codzienność. Z jednej strony wzmacniają się więzi, z drugiej kobiety zaczynają brać coraz większą odpowiedzialność za swoje losy. Życie z pozoru się stabilizuje, ale carski but bardzo uwiera.
Więzi i powrozy Ewy Cielesz to jeden z tomów wchodzących w skład serii Zakryte lustra. Cykl ten to pełna emocji literacka podróż przez historię. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Axis Mundi. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Więzi i powrozy:
Było piękne czerwcowe popołudnie. Słońce balansowało nad horyzontem, w powietrzu unosił się zapach jaśminu i lawendy. Zosia, siedząc na ganku, obserwowała zabawę Poli. Dziewczynka miesiąc temu skończyła dwa latka, a już można było zauważyć jej wybujałą wyobraźnię. Nieświadoma wzroku matki nacisnęła niewidzialną klamkę, otworzyła niewidzialne drzwi. Uniosła wysoko nogę, przekroczyła niewidzialny próg. A potem, gestykulując, rozmawiała o czymś z niewidzialną osobą. Była aktorką we własnym teatrze. Ach, niechby zabrała w dorosłość takie drzwi, które zawsze staną przed nią otworem.
Od strony drogi zaturkotał wózek. To Felek wracał z Adą z codziennego spaceru. Słowa, jakimi ją raczył, dobiegały aż tutaj:
– Wiesz, dlaczego słońce jest czerwone?
– Ze zmęczenia – odparła Ada. – Zziajało się po całym dniu.
– Ale ty głupia jesteś. Słońce jest czerwone, bo dzień się w nim pali.
– Wcale nie!
– Dni muszą się spalić, bo Bóg nie miałby ich gdzie składować. Widziałaś dym nad bagnami?
– To mgła, Felek.
– Ty nie wiesz. To dym.
Felek był na swój sposób szczęśliwy. Może i inaczej ulepiony, z palcami zapinającymi krzywo guziki, z obiema lewymi rękami, z oczami widzącymi po swojemu…
– Byliśmy u żurawi, ciociu! – zawołała Adusia, machając do Zosi.
– Naprawdę? Byliście aż tak daleko? – Uśmiechnęła się i przesunęła się na schodku, bo a nuż Felek, który już ciągnął wózek w jej stronę, zechce przy niej spocząć?
– Iii, tam – bagatelizował. – Kawałek drogą. Niedaleko. Ale żurawi nie było w gnieździe.
– Były na bagnach, tańczyły – uzupełniła Adusia.
– Żurawie prowadzą tam dusze umarłych – dodał Felek i się zamyślił. – Kiedyś widziałem tam chustkę kucharki.
– Co takiego? – wyjąkała Zosia i spojrzała na Felka z niedowierzaniem.
– Tak, ale chyba ją zabrała, bo na drugi dzień już jej nie było.
– Boże… – jęknęła Zosia.
– Mogę ci wyłowić, jak ci żal. Ale ona i tak była podarta. – Zastanowił się przez chwilę, po czym dodał: – Trochę się boję, ona może mocno trzymać i wciągnąć mnie za sobą.
– Nie szukaj chustki, Felek – poradziła drżącym głosem Zosia. – Nie trzeba…
Felek pogrzebał w kieszeni, wyjął harmonijkę, zagrał skrzekliwie. W drzwiach sieni stanęła Bogunia. Na tacy niosła dzbanek z cytrynadą i szklanki.
– Postawić na schodku czy zanieść do altany? – zapytała.
– Postaw na schodku, dziękuję.
Nie odeszła. Założyła ręce i oparła się o framugę drzwi.
– Dzisiaj o pomoc doprosić się nie można – powiedziała wesoło. – Wszystkie wianki plotą. Józia i Hanka też. Całkiem powariowały.
– Dlaczego zaraz powariowały? – Uśmiechnęła się Zosia. – Sobótka.
– Sobótka, ale Hanka i Józia swoje lata mają. Kto by tam chciał takie stare wianki.
– Nie mów tak, Boguniu. Ten młody, kto chce się bawić.
– Może nasza Stefania kogoś złapie? Ładna, zgrabna… Na pewno adoratora będzie miała.
– Kto wie? Może? – powiedziała leniwie Zosia.
Bogunia pokiwała głową, postała jeszcze chwilę, odeszła. A Felek nagle przestał grać, zerwał się ze schodka, pobiegł gdzieś, zostawiwszy wózek z Adą przed gankiem. Szalona głowa. Po kilkunastu minutach wrócił z naręczem zielska. Czego tam nie było! Długa trawa, polne kwiaty, liście, pachnące ziele. Rzucił to wszystko na kolana Ady.
– Musisz wianek zrobić – oznajmił.
I tyle stanowczości było w jego głosie, że Adusia bez słowa wzięła się do roboty.
– Pójdziemy nad strumyk, tam płytka woda. Jak chcesz, to go wyłowię.
Ada milczała.
– Chcesz?
Po policzku dziewczynki potoczyła się łza.
– No, powiedz.
– Chcę – szepnęła.
Wilgoć z policzków spadła na palce, na więdnącą trawę.
– Nie umiesz? – Zatroszczył się Felek, chwycił kilka łodyżek, próbował splątać je nieudolnie. – Nie rycz, pomogę – mamrotał.
– Umiem – chlipnęła.
– To czego ryczysz? Kwiaty brzydkie?
A ona myślała, że los zagrał jej na nosie, zakpił. Odebrał tamto życie, dał drugie, którego nie chciała. Teraz ukryty w kącie chichotał, podglądał, jak sobie radzi, jak wita, co jej dane. Lepszego świata dla ciebie już nie będzie, więc bierz, co masz, pogódź się, splataj swoje zielsko, nie wybrzydzaj.
– Ładne…
Czerwcowe słońce poturlało się jak pomarańcza między drzewami. Pola chwyciła je w ręce, chciałaby wrzucić z powrotem na niebo, lecz dzień pochylił się już nisko. Dom wsparty o plecy Zosi również powoli, dzień po dniu i noc po nocy, toczył się do schyłku. Kurant w holu wygrywał melodię. Nikt jej nie słuchał. Józia, Hanka, Stefania i Marynia plotły z ziół sobótkowe wianki. We wsi szykowano się do palenia obrzędowych ognisk.
Książki z serii Zakryte lustra dostępne są zarówno w formie papierowej, elektronicznej oraz w wersji z WIĘKSZĄ CZCIONKĄ na stronie internetowej wydawnictwa. Dostępne są również egzemplarze i pakiety z autografem autorki.
Tagi: fragment,
Błąd podczas pobierania komentarzy. Spróbuj ponownie.