Cześć, #Zaczytani!
Kilka dni temu Zdrowo BooKKnięta Sandra zakończyła rok szkolny. Koooosmiczna ilość godzin dydaktycznych w połączeniu z nadmiarem obowiązków domowych przyczyniły się do spadku jej aktywności recenzenckiej. Ale … co się stało, to się nie odstanie. Wasza blogerka wraca teraz ze zdwojoną energią i nadrabia zaległości!
Dzisiaj porywa Was w sentymentalną podróż do szczenięcych lat. Wtedy, „zmuszana” przez rodziciela do słuchania włoskich piosenek, złapała „italobakcyla”. Zaczęła zgłębiać historię Włoch, interesować się tamtejszą kulturą i … jej mieszkańcami. Właściwie to osobnikami płci męskiej, bo niepoprawnie marzyła o podbalkonowych wyznaniach szeptanych przez Szekspirowskiego Romea, czy czułych słówkach nuconych przez Tiziano Ferro. Tylko z językiem jakoś jej było nie po drodze. Przez wiele lat fascynacji zdołała nauczyć się czym jest „pizza”, „carbonara”, „spaghetti”, „cappuccino”, „macchiato”, „ciao” i „ti amo”. Wychodziła z założenia, że jak już się jakiś włoski przystojniak napatoczy to będą rozumieli się bez słów
Ostatecznie nic takiego się nie zdarzyło (no cóż, życie ), więc język się nie przydał a miłość do Włoch pozostała. Choć i ta ostatnia zdecydowanie osłabła w momencie pojawienia się pewnej sławetnej trylogii o tytule nawiązującym do długości nieprzestępnego roku kalendarzowego. Ciekawość (która rzekomo jest pierwszym stopniem do piekła) i niewiadomego pochodzenia skłonności masochistyczne, skłoniły Zdrowo BooKKniętą Sandrę nie tylko do przeczytania tego wytworu ułańskiej fantazji Blanki Lipińskiej, ale i obejrzenia filmu powstałego na jego podstawie. Niestety za chęć dowiedzenia się na czym polega wyżej wymieniony fenomen zapłaciła sporą cenę w postaci:
silnego emocjonalnego wzburzenia,
odcisków na stopach po niebotycznie wysokich szpilkach, powstałych podczas stania w długiej kolejce po nachosy z sosem serowym,
cichych dni ze ślubnym, który stwierdził, że to był pierwszy i ostatni raz, jak dał się namówić na tego typu dyskryminujący i dyskredytujący seans (bo rzekomo kobiety miały więcej do podziwiania niż mężczyźni) ,
dożywotnim zakazem wybierania filmów w kinie.
Wiosną pojawiło się jednak światełko w tunelu w postaci parodii tego wątpliwej jakości dzieła i to spod pióra świetnego polskiego autora! Nic więc dziwnego, że propozycję objęcia patronatem (nowego wydania) powieści:
Tytuł: „365 dni Grażynki”
Autor: Michał Biarda - strona autorska
przyjęłyśmy z entuzjazmem.
Jej główną bohaterką jest Grażyna Szatan - kobieta stanu wolnego ze słabością do orzeszków, bezy i różu (w szczególności Pana Różowego – kim jest owy jegomość nie zdradzimy, by nie zabierać Wam przyjemności z lektury ). Poznajemy ją w dniu jej urodzin, kiedy dzięki ofiarności swojej rodzicielki, udaje się na przedpremierowy pokaz filmu „365 dni”. Seans pochłania solenizantkę w całości. Dosłownie! W rezultacie kobieta trafia pod opiekę zabójczo przystojnego Dona Massimo . Mafioso urokowi swojej podopiecznej. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że gdzie diabeł nie może, tam Grażynkę Szatan pośle … Jak potoczą się losy przeciętnej Polki i przystojnego Włocha? Tego dowiecie się z powieści …
Michał Biarda zaszalał i dokonał niemożliwego! Swoim wprawnym piórem i genialnym poczuciem humoru sprawił, że Zdrowo BooKKnięta Sandra dostrzegła sens powstania trylogii Blanki Lipińskiej. A to już bardzo wiele Jeżeli dalej nie wiecie o co chodzi, to zdradzimy, że ten kiepski (w naszym mniemaniu oczywiście) wytwór skłonił Michała do napisania intrygującej parodii, przy której można boki zrywać.
Autor w sposób ośmieszający odnosi się nie tylko do bohaterów i sytuacji opisanych w powieści „365 dni”, ale także do ludzkiej natury i świata negującego różnorodność i najdrobniejsze skazy. Przedstawia zdeformowaną postać przedstawicielek polskiego społeczeństwa – kobiet nie grzeszących inteligencją, lubujących się w zakupach, plotkach i odmóżdżających rozrywkach. Krytykuje kicz, obciach i głupotę, ale i walczy w ten sposób ze stereotypizacją. Dlatego powieści „365 dni Grażynki” nie należy czytać dosłownie. Najważniejsze komunikaty znajdują się bowiem między jej wierszami!
Autor nie skupia się na zbędnych opisach. Krótko, zwięźle i obrazowo przedstawia fabułę. Akcja, choć przewidywalna ze względu na sporą ilość nawiązań do „oryginału”, toczy się wartko i miejscami upstrzona jest Biardowymi plot twistami. Te dodają lekturze ostrości i wzmagają apetyt czytelnika! Może warto pomyśleć o kolejnych tomach?
Największym fenomenem parodii jest główna bohaterka. Grażynka ze swoimi słabościami, problemami gastrycznymi i komentarzami, jest tak irytująca, że aż … uzależniająca! Na samą myśl o niej czytelnik odczuwa coś na rodzaj gniewnego podniecenia. Nawet Zdrowo BooKKnięta Sandra (krytycznie podchodząca do wszelkich postaci płci żeńskiej) rozumie dlaczego Massimo przy niej wymiękł Słowiańskie krągłości (skrzętnie hodowane na bezie), cięty język, zobowiązujące piekielne nazwisko i zamiłowanie do różu zrobiły swoje Ich dopełnieniem jest skłonność do omdleń, która gwarantuje naszemu mafia bossowi zaspokojenie żądzy roztaczania opieki. Słowem: Michał Biarda stworzył kobietę idealnie nieidealną, która skłania do refleksji nad życiem i relacjami.
Na zakończenie dziękujemy autorowi za zaufanie, cierpliwość, drugie dno, salwy śmiechu i egzemplarze patronackie! To czysta przyjemność zobaczyć nasze logo na tak wartościowej książce
P.S. Zdrowo BooKKnięta Sandra postanowiła wkroczyć na salony razem z Grażynką i zapozowała z Massimo Jego wizerunek został zaczerpnięty z sieci (Hello Magazine).
Wydawnictwo: Virtualo
Data wydania: 2021-07-30
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 274
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
Sandra Langer
Zastanawialiście się kiedyś, jak by to było pamiętać wszystko? Dosłownie wszystko - nawet dzień swoich narodzin? I nawet te rzeczy, które się nigdy...
Dwunastoletni Max zostaje uczniem Szkoły dla Małych Superbohaterów. Ledwie się tam pojawia, a dochodzi do uprowadzenia. Grupa Do Spraw Eliminacji Nadludzkich...