To nazwa serii "Podróże ze śmiercią" mnie zaintrygowała. I Lizbona w tytule. Od dawna chcę odwiedzić stolicę Portugalii, ale jak na razie jakoś się nie złożyło. Pomyślałam, że trafiłam na lekturę, która zaspokoi moje dwie pasje. Podróżnicze i literackie. Jeszcze przed rozpoczęciem czytania wyobrażałam już sobie jak zwiedzam Lizbonę i jednocześnie rozwiązuję zagadkę kryminalną. Przyznam, że miałam niemałe oczekiwania co do tej książki. Może nawet zbyt duże. Zatem czy powieść Maxa Bilskiego mnie zadowoliła?
Może zacznę od elementów, które są tu zaletami. Otóż autor ma duże poczucie humoru. Widać to nawet w tytułach poszczególnych rozdziałów (np. Rozdział 2, w którym biegam w samych majtkach). Sama intryga prowadzona jest w dość przewrotny sposób. I dobrze. Na każdym kroku pisarz sugerował mi, podsuwając tropy, kogo powinnam podejrzewać. Oczywiście na końcu okazało się, że cały czas oszukiwał i winowajcą okazał się całkiem ktoś inny niż podejrzewałam. Mówiąc krótko Max Bilski zagrał mi na nosie. I na tym zakończyłabym chwalenie.
Teraz będzie kilka słów o wadach. A jest ich trochę. Stereotypowe wypowiedzi na temat kobiet ("W zasadzie trudno dzisiaj określać wiek kobiet, kiedy wszystkie one na potęgę stosują produkty fabryk chemicznych"), niecodzienne porównania ("z wyrazem przerażenia na twarzy - groza wręcz przykleiła się do niej", "martwa jak ta cholerna ściana", "szarpiąc moją rękę, jakby to był zepsuty uchwyt jednorękiego bandyty", "odbierać jej myśli na odległość jak jakaś pieprzona mikrofalówka", "był martwy jak fotel, na którym spoczywał", "i takimi minami jakby przed chwilą macali samego prezydenta Stanów Zjednoczonych"). Pisarz ponadto użył nie tak częstego słowa "babcisynek", co mnie zaskoczyło.
Dość dziwnie czytało mi się o wręcz wrogiej relacji pomiędzy małżonkami. To rzadka sytuacja, żeby bliskie sobie osoby tak się traktowały. Dodatkowo pojawiło się tu bardzo wiele zbiegów okoliczności (szczególnie jeśli chodzi o wydarzenia, w których bierze udział główny bohater). W tym przypadku trzeba przyznać, że co za dużo to nie zdrowo. Żałuję także, że autor nie wplótł do powieści zbyt wielu elementów charakterystycznych dla architektury Lizbony, co powoduje że akcja mogła by być osadzona gdziekolwiek indziej. Ponadto ideę podróżowania po mieście potraktował tu po macoszemu. Tylko kilka stron poświęcono "spacerom" bohaterów ulicami słabo sprecyzowanych dzielnic. W sumie nie wiedziałam gdzie znajdują się obecnie i gdzie zmierzają. Także tytułowy hotel usytuowany został w centrum stolicy Portugalii. Bez bardziej szczegółowego sprecyzowania miejsca. Jakby był jedynym w tej okolicy.
Mimo wymienionych wad książkę czytało mi się płynnie i szybko. Z niecierpliwością czekałam na chwilę, kiedy wreszcie się dowiem kto jest zabójcą. Należy także wspomnieć, że po drodze trup ściele się tu bardzo gęsto. Zakończenie jak dla mnie okazało się udane. Nie domyśliłam się kogo autor wyznaczył na oprawcę i dlaczego. Niby w trakcie lektury pisarz podsuwał mi podpowiedzi, ale muszę przyznać że wyprowadził mnie na manowce. Podejrzewałam kogoś innego. I właśnie dlatego uważam, że pomysł na historię nie został do końca zaprzepaszczony. Dla chwilowej rozrywki można przeczytać.
Wydawnictwo: Videograf
Data wydania: 2015-06-10
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 208
Dodał/a opinię:
Agnieszka Chmielewska-Mulka
Michał Zawadzki i jego żona Joanna – fotograf, otrzymują dramatyczny w treści list od siostry Joanny, która od kilku lat jest zakonnicą w...
W małym, klimatycznym miasteczku na południu Polski w ciągu ostatniego ćwierćwiecza kilkanaście kobiet popełnia samobójstwo, podrzynając sobie gardła...