Po przeczytaniu znakomitej pierwszej części "Zanim się pojawiłeś", po drugiej spodziewałam się nieco więcej. Część ta ubarwiona jest świetną ekranizacją. Dlatego też wszyscy z pewnością niecierpliwie czekali na drugą część.
Bądźmy szczerzy - śmierć bliskiej osoby dla każdego może być traumatycznym, bolesnym doświadczeniem, przeżyciem.
Po przeczytaniu tej drugiej części mam wrażenie, że autorka pogubiła się, a sukces pierwszej części zmusił ją do napisania równie ciekawych dalszych części, lecz coś poszło nie tak.
Po śmierci Willa Lou nie potrafi odnaleźć się w świecie. Podróżuje, szuka innej pracy, walczy. Kiedy uległa wypadkowi, jej życie to wielka lawina prób i błędów.
Jej osoba nadal jest związana z rodziną Willa, co uważam za niepotrzebne, bowiem trudniej jest jej uporać się ze śmiercią ukochanego.
Książka nadal napisana jest takim lekkim pióreczkiem, niemniej jednak mniej trzyma w napięciu niż jej poprzednica.
Niemniej jednak jednym ogromnym plusem jest to, że historia jest niezwykle autentyczna. To jest coś, co może dotyczyć nas samych.
Pokazuje, jak życie potrafi być przewrotne. Z wadami. Uszczerbkami.
Jednak spodziewałam się czegoś więcej...
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2016-06-10
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 496
Dodał/a opinię:
czytajaca_Sandra
- Naprawdę cię rozkroili, a potem znowu poskładali? - pyta. Głową sięga mi już do piersi. Brakuje mu czterech zębów na przedzie.- Dziadek mówi, że pewnie poskładali cię zupełnie nie tak, jak trzeba. I że Bóg jeden wie, jak my się zorientujemy.
Na miejscu Jess każdy miałby dosyć. Pracy na dwa etaty, chodzenia przez cały rok w jednej parze dżinsów, kupowania najtańszych jogurtów na promocji w supermarkecie...
Tę książkę przyjaciółki powinny przekazywać sobie nawzajem. Lou i Will to niezwykła para, która trafi do serc czytelników tak jak...
- Dobry Boże! - Mama zakryła dłonią usta.
Moja siostra zaczęła wypychać Thomasa z pokoju.
- O rany.- powiedziała. - Thomas lepiej szybko stąd znikaj. Bo słowo daję, że jak dziadek dostanie cię w swoje ręce...
- Co? - Tata zmarszczył brwi. - Co się dzieje?
Dziadzio parsknął śmiechem. Podniósł w górę drżący palec. To było wprost zdumiewające. Thomas pokolorował całą twarz taty niebieskim markerem. Oczy wyglądały jak dwie kulki agrestu w morzu kobaltowego błękitu.
- Co?
Głos Thomasa, znikającego w korytarzu, był nabrzmiały poczuciem krzywdy.
- Oglądaliśmy sobie "Avatara"!I on powiedział, że nie ma sprawy, że może być awatarem!
Oczy taty otworzyły się szeroko. Podszedł do lustra nad kominkiem.
Na chwilę zapadła cisza.
- O mój Boże.
- Bernard, nie bierz imienia Pana Boga nadaremno.
-Josie, on mnie całego pokolorował na niebiesko. Wydaje mi się, że mam prawo wziąć imię Pana Boga, na co mi się żywnie podoba. Czy to jest niezmywalny flamaster? Thommo? Czy tego nie da się zmyć?!
Więcej