Nie do końca jestem pewna, co mi w niej nie pasuje. Oficjalnie chyba nie byłoby do czego się przyczepić. Książka poruszająca trudny temat przemocy w rodzinie, działająca na emocje... A jednak coś tu nie gra.
"Książka wszystkich rzeczy" na pewno nie jest książką dla dzieci. A tym bardziej dla dzieci z rodzin katolickich. Dlaczego? Powieść ukazuje świat widziany z perspektywy dziecka skrzywdzonego przez przesadnie religijnego ojca. Nie byłoby w tym problemu (cóż, takie rzeczy się zdarzają) gdyby temat wiary nie został w książce aż tak wypaczony. I nie chodzi mi tu wcale o postawę ojca. Problemem jest ogólne podejście do Boga. Thomas nie wierzy, że jakkolwiek byłby mu w stanie pomóc. Jego dialogi z Jezusem z perspektywy dojrzałego chrześcijanina wyglądają przerażająco. Dobrym przykładem jest fragment z samego końca książki (nie przytaczam dosłownie bo nie pamiętam):
"- Jezu, czy tacie da się jakoś pomóc?
- Obawiam się, że nie."
Ukazana w książce niemoc Boga i jego brak ingerencji w sprawy ludzkie są tak zakłamane, że szkoda gadać.
Większość się ze mną nie zgodzi, dlatego zwracam się głównie do chrześcijan, którzy faktycznie starają się pogłębiać swoją relację z Bogiem (pozdrowienia dla wierzących praktykujących!). Nie dawajcie tej książki swoim dzieciom. Tak będzie bezpieczniej - dla nich i dla was.
Wydawnictwo: Dwie siostry
Data wydania: 2012-12-06
Kategoria: Dla dzieci
ISBN:
Liczba stron: 124
Dodał/a opinię:
Zuza Piskała
Ciepła i pełna mądrości, wzruszająca opowieść o relacji człowieka z psem. Współczesna klasyka, która zachwyci czytelników w każdym wieku. ,,Olle od początku...