Sprzątam półki z niedobitków powieści obyczajowych, bo lato to okres szczególnie sprzyjający nadrabianiu zaległości czytelniczych. Tym bardziej, że od września wydawcy planują zasypać czytelników dziesiątkami naprawdę wspaniałych książek, na które koniecznie trzeba zrobić miejsce.
Jak już kiedyś pisałam, lekka fikcja literacka to dla mnie odskocznia od trudnych tematów poruszanych w literaturze faktu. Nie oznacza to wcale, że każda obyczajówka wypada równie blado w porównaniu z innymi gatunkami. Czasami spośród wielu średnich tytułów można wygrzebać coś wyjątkowego.
"Na Hester Street topnieje śnieg" to historia gwiazdorskiego małżeństwa Beechamów. Ona, Eleanor, to rozchwytywana aktorka, a on, Max, reżyseruje filmy. Ich prawdziwie hollywoodzkie uśmiechy i bajeczna fortuna to przykrywka dla trudnej i bolesnej przeszłości imigrantów żydowskiego pochodzenia, którzy od niczego doszli do niezwykłego bogactwa.
Kiedy kariera obydwojga zaczyna podupadać, a płomienne niegdyś uczucie powoli wygasa, Eleanor doganiają demony przeszłości. Wspomina młodość w Nowym Jorku, lata upływające na walce o każdy cent, morderczą i niewolniczą wręcz pracę przypłacaną zdrowiem. Nie daje jej również spokoju pewna tajemnica, do której małżeństwo dopuściło jedynie garstkę ludzi.
Beechamowie w książce otoczeni są prawdziwymi sławami złotej ery Hollywood; pojawiają się m.in. Mary Pickford, Douglas Fairbanks, Greta Garbo, Buster Keaton, Gary Cooper, Marion Davies czy Charlie Chaplin. Równowagę tej napisanej z iście amerykańskim rozmachem opowieści przywracają fikcyjni bohaterowie - Butch Menken, Matthew Gregory oraz Blanche Williams. Cala opowieść zainspirowana została jednak prawdziwymi wydarzeniami, o których Waugh wspomina w posłowiu.
Wielkim mankamentem niemal każdej obyczajówki są protagonistki bez wyrazu. Same siebie ograniczające, przywiązane do narzuconego przez świat porządku kobiety, dla których całym światem jest mąż. Tu znalazłam wszystko, czego tak bardzo brakuje mi w literaturze kobiecej. Ambitne, nienaciągane wątki, dużo bardziej realistycznie ukazane życie, ciekawe, wielowymiarowe postaci, a przede wszystkim sympatyczniejszą główną bohaterkę, prawdziwą indywidualistkę.
Waugh stworzyła powieść zupełnie inną od wszystkich - gdyby tylko była trochę lepiej napisana, gdyby tak skończyła się pięćdziesiąt stron wcześniej, mogłaby zająć na moim regale miejsce obok książek Sue Monk Kidd i Kathryn Stockett. Zabrakło jej naprawdę niewiele, by znaleźć się wśród moich ulubionych pisarek zajmujących się nieco ambitniejszą literaturą kobiecą. Mimo wszystko, jest o niebo lepiej, niż w przypadku wielu zaliczających się do tego gatunku tytułów. Oby w moje ręce trafiało więcej takiej literatury.