Książka „Odwet oceanu” przyciągnęła mnie opisem i intrygującym gatunkiem: thriller ekologiczny. Dużo sobie po niej obiecywałam – zwłaszcza gdy zobaczyłam na okładce informację o wielkiej liczbie sprzedanych egzemplarzy. Zaczęłam czytać – i… no cóż – chyba za dużo sobie obiecywałam i dlatego szybko zostałam sprowadzona na ziemię.
Początek mnie znudził, ale uznałam, że warto go przemęczyć, bo na pewno zaraz zacznie się dziać więcej i szybciej… Temat jest ciekawy – przyroda (morska) bierze na nas odwet za wszystkie szkody, jakie jej od wieków wyrządzamy. Brzmi ciekawie? W moich oczach - nawet bardzo! Niestety – autor uparł się, żeby – zamiast żywej akcji – dać nam szereg wykładów z zoologii, biologii morskiej, rozmaitych badań, co sprawiło, że ciekawość szybko wyparowywała z każdą przewracaną stroną… Aż zostało tylko znużenie i postanowienie, że jednak doczytam do końca, żeby się przekonać, jak to wszystko się rozwiąże… A do tych przyrodniczych rozważań, doszły rozmaite filozofie, kosmologia, socjologia, ekologia – słowem: naukowość zdominowała całość i sprawiła, że fabuła – naprawdę ciekawie wymyślona – zeszła na boczny tor. Gdyby podzielić tę książkę na dwie części – jedną dla miłośników nauki, i drugą dla tych, którzy chcą wartkiej akcji – nie dziwiłabym się tej popularności. Miałam wrażenie, że ktoś, kto robił redakcję tej powieści, sam się pogubił i uznał, że nie da rady tego ogarnąć, więc zostawił wszystko, żeby czytelnik sam sobie wybrał, co go zainteresuje. Mnie ta lektura po prostu zmęczyła, przesiedziałam nad nią wiele tygodni, bo raz po raz ją odkładałam, stwierdzając, że nie będę się przedzierać przez ten gąszcz. A potem masochistycznie wracałam – sama nie wiem dlaczego.
Liczba pojawiających się postaci sprawia, że gubiłam się w tym chaosie, liczba podawanych teorii i definicji zmęczyła mnie tak, że przestałam szukać ich szerszych opisów. Akcja rozkręca się bardzo długo – a potem też wcale nie robi się jakaś szczególnie porywająca. Owszem, zaczynają się dziać niepokojące, niezwykłe i przerażające rzeczy – a potem autor, ledwie się wciągniemy w akcję, raczy nas kolejnymi naukowymi wykładami – i cały zapał znika…
Jeśli lubicie książki pełne wiedzy naukowej – to pewnie się Wam spodoba. Ja myślałam, że lubię – do momentu, gdy sięgnęłam po „Odwet oceanu”. Ale muszę przyznać, że dowiedziałam się mnóstwa rzeczy na temat oceanów, życia w nich i poznałam kilka ciekawych teorii (oraz całe mnóstwo takich, które w ogóle mnie nie zaciekawiły..)
Na plus na pewno jest rozmach tej powieści, a także proekologiczne przesłanie – bardzo ważne w dzisiejszych czasach. Dlatego tak mi żal, bo mam wrażenie, ze potencjał został zmarnowany, przez utopienie akcji w oceanicznej głębinie naukowych wywodów… Zakończenie niezwykłe, podobnie jak koncepcja świata opisana w tej powieści – ale książka zostawiła po sobie poczucie zmęczenia i znużenia.
Komu może się spodobać? Komuś, kto nie przestraszy się ponad 900 stron naszpikowanych wiedzą naukową, a także mieszanki ekologii, filozofii, biologii i katastroficznych wizji.
Podsumowując: książka dla wytrwałych.
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2006 (data przybliżona)
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 950
Dodał/a opinię:
Joanna Tekieli