W książce "Piętno" Ryniu Rynkiewicz porusza bardzo trudny, lecz dość powszechnie spotykany temat, a mianowicie picie alkoholu oraz przemocy w rodzinie.
To jakby pamiętnik, wspomnienia, o których opowiada nam narrator. Czytając książkę, ciągle miałam wrażenie, jakbym cofała się do dawnych lat. Problem, o którym opowiada autor znam doskonale. Nie jestem, co prawda, ofiarą tego, lecz znam rodziny zmagające się z tym. W moim miasteczku to było normalne zjawisko. W mojej kamienicy (6 rodzin) trzy rodziny zmagały się z alkoholową traumą. W tamtych słusznie minionych latach nikt , lub prawie nikt, nie zwracał uwagi na pijackie awantury domowe ani na dzieci z siniakami na ciele. Zresztą te rodziny nie chciały pomocy, pamiętam jak sąsiadka, po każdej niemal awanturze i gdy musiała skorzystać z wizyty w przychodni, tłumaczyła lekarzowi, że spadła ze schodów, a nie że pobił ją mąż, lekarz i tak wiedział, że to nieprawda, bo akurat oni nie mieli schodów..., lecz nic nie mógł na to poradzić, na siłę nie można pomóc nikomu. W czasie takich awantur dzieci uciekały do sąsiadów...
Wracając do książki, przyznać muszę, że jej lektura nie była dla łatwa właśnie z powodu tych wspomnień.
Bohater książki początkowo nie wiedział, że picie ojca jest czymś złym, bo w okolicy większość mężczyzn tak robiła. Zawsze znalazła się jakaś okazja a nawet i bez niej trzeba było się napić. Jednak skutki tego picia odczuwała cała jego rodzina. Najbardziej on, z niewiadomych dla niego przyczyn, ojciec w czasie alkoholowego amoku bił tylko jego, dobrze, ze chociaż oszczędzał siostry.
"Alkoholowy ciąg znaczył dla niego więcej niż spędzanie czasu z synem. Jeszcze wtedy uważałem go za autorytet, ale szybko pozbyłem się tego złudzenia."
"Po raz pierwszy wstydziłem się ojca, gdy miałem dziesięć lat. A potem nie potrafiłem się już z tego otrząsnąć, bo wstyd ciągnął się za mną przez całe życie. Prześladował, poniżał, upokarzał. I wiedziałem, w głębi serca czułem, że nigdy mnie nie opuści."
Gdy podrósł i zaczął chodzić do szkoły, wcale lepiej nie było. Dzieci z zasady są zbyt szczere i potrafią niesamowicie dokuczyć innym, zazwyczaj słabszym, biedniejszym, tym według ich mniemania gorszym. Trudno jest uciec od przeszłości a zwłaszcza od wspomnień związanych z wychowaniem w patologicznej rodzinie. Jak sam bohater mówi, rany fizyczne z czasem się zagoją, siniaki znikną, ale w pamięci do końca życia zostaje traum, zostaje jakby utrwalone "piętno", wydaje się nawet, że wszyscy wokół je widzą...
Nasz bohater nie poddaje się jednak, stara się dobrze uczyć, co mu się w pełni udaje, kończy dwa kierunki studiów i w końcu zostaje redaktorem naczelnym lokalnego pisma. Jest kimś innym niż ojciec, ale to piętno ciągle mu przypomina kim jest. Nie daje spokojnie żyć.
Teraz już jest na ten stan diagnoza - DDA, kiedyś jednak uważano, że to tylko dzieci z rodziny alkoholika, to czego się po nich można spodziewać dobrego...
Dobrze, że powstają takie książki. Bycie osobą z syndromem DDA nie powinno być powodem wstydu, bo nie jest przecież winą to, kim byli nasi rodzice. Wpływu na to nie mamy.
"Bardziej niż biedę wytykano mi pijanego bez przerwy tatę. Zupełnie jakby to była moja wina, że pił. Czy wybrałem go na swojego rodzica? To mnie najbardziej bolało."
"DDA.
Dorosłe Dzieci Alkoholików. To była i nadal jest moja największa zmora."
Ani rodziców ani rodziny sami sobie nie wybieramy, rodzimy się i żyjemy w takim otoczeniu jakie mamy i nie mamy na nie wpływu do czasu dojrzałości, a później może być już zbyt późno na zmianę. A skutki wychowania w patologicznym środowisku są odczuwalne boleśnie. Przykrości, hejt, szykany to codzienność.
A tym rodzinom potrzebna jest realna pomoc a tylko bierne przyglądanie się, wyśmiewanie i podjudzanie. A zapłata za pracę alkoholem powinna być wręcz zabroniona...
Polecam. Warto przyjrzeć się problemowi bliżej.
Świetny debiut.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2024-07-09
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 282
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
Myszka77
Alkoholowy ciąg znaczył dla niego więcej niż spędzanie czasu z synem. Jeszcze wtedy uważałem go za autorytet, , ale szybko pozbyłem się tego złudzenia.
Jeden krok w tył, dwa kroki w przód. Z tym sobie radziłem, ale gdy ktoś atakował moją rodzinę, kryteria dyskusji diametralnie się zmieniały.
Więcej