Andy Weir zasłynął jako autor powieści „Marsjanin”, która została doskonale – moim zdaniem – zekranizowana i obsadzona. Zabrakło w niej, choć to raczej niewłaściwe słowo, tych wszystkich dłużyzn, jakie miały miejsce w książce. I mogę zrozumieć, że autor chciał w ten sposób przybliżyć ludziom sposób życia i odżywiania samotnego kosmonauty na obcej planecie, ale film znalazł na to o wiele lepszy i bardziej ekscytujący sposób.
Nic zatem dziwnego, że po tak wielkim sukcesie na każdą kolejną książkę autora czeka się z zapartym tchem. Jestem prawie pewna, że gdzieś pomiędzy „Marsjaninem”, a amerykańska powieścią fantasy „Projekt Hail Mary” – tak zakwalifikowała ją moja miejska biblioteka – pojawiło się coś jeszcze, ale najwyraźniej, w natłoku innych autorów i książek, tę pozycję przegapiłam.
Sam „Projekt Hail Mary” jest niezwykle specyficzną książką. Przyznam, że spodziewałam się jednak czegoś trochę innego.
Już na samym początku mamy okazję poznać samotnego astronautę, który budzi się na obcym statku i okazuje się, że nic o sobie nie wie. A ponieważ ludzka potrzeba posiadania tożsamości, na którą składają się imię i nazwisko, nasz wiek, rasa, pochodzenia, bliższa i dalsza rodzina jest tak silna, nie ustaje on w poszukiwaniach niezbędnych mu do życia odpowiedzi.
Czy gdyby któreś z nas obudziło się nagle, w dorosłym życiu, bez takiej wiedzy, to byśmy jej nie poszukiwali, tak jak główny bohater powieści Ryland Grace?
Pozbawienie człowieka takiej wiedzy na kartach nie tylko naszej historii, stanowiło sposób na jego upokorzenie, wręcz upodlenie, uzależnienie od drugiej osoby. Więźniowie w obozach mieli tylko numery, w powieści Margaret Atwood pozbawiano kobiety wolnej woli i nadawano im imiona pochodzące od imion mężczyzn, którzy mieli je na własność, w wielu powieściach sf tym, co pozbawiało ludzi bycia ludźmi były właśnie „dowody” ich tożsamości.
Potrzeba zdobycia tych informacji jest tak wielka, że główny bohater przez wiele dni nie zajmuje się niczym innym, a po każdej porażce wpada w złość.
Gdy mu się to w końcu częściowo udaje i na jego drodze – w skutek różnego rodzaju zdarzeń – staje przedstawiciel obcej cywilizacji, Grace traktuje go poniekąd jako człowieka: nadaje mu imię, nazywa język, którym obcy się posługuje, zamienia dźwięki na słowa, a nawet tworzy z nich całe zdania, ustala rytm dobowy i godzinowy obcego przybysza.
Tak jakby próbował sprawić, że obcy pochodzący z odległej cywilizacji, stał się bardziej bliski i zrozumiały, w jakimś stopniu ludzki. Obaj, on i obcy o nadanym mu imieniu Rocky, stopniowo ewoluują i przejmują niektóre rytuały i sposoby zachowań tej drugiej „osoby”. Inne ciągle pozostają dla nich niezrozumiałe i obce.
Obaj, każdy w swoim statku, wysłani z niezwykle skomplikowaną misją, próbują uratować własne planety, a tym samym nawiązują ze sobą współpracę, która potem przeradza się w nieco skomplikowaną więź. Ta więź będzie powodem do podejmowania nielojalnych decyzji wobec swoich planet i mieszkających na nich istot. Ta więź zmieni dosłownie wszystko i zadecyduje o ich przeznaczeniu.
W międzyczasie jesteśmy świadkami pospiesznego organizowania międzynarodowej ekspedycji mającej na celu uratowanie Ziemi przed nadchodzącą kosmosu zagładą, która, atakując Słońce, grozi zagładą całej planety. Mamy bardzo trafnie przedstawiony przez autora wachlarz ludzkich zachowań w obliczu nadchodzącego zagrożenia: łamanie zasad i procedur w celu uzyskania potrzebnych danych oraz sprzętu, naciski wojskowe i polityczne na misję, kłamstwa, zdradę, przemoc zarówno fizyczną, jak i psychiczną, a nawet zwykłe ludzkie tchórzostwo.
Wszystko do czego zdolna jest rasa ludzka tylko dlatego, żeby przeżyć. Kiedy w grę wchodzi śmierć budzą się najgorsze ludzkie instynkty. I w imię ratowania świata i milionów ludzkich istnień, niszczą to, co na ziemi najistotniejsze. To, co czyni ludzi ludźmi. Autor z pewnością musiał wiele czasu poświęcić na zgłębianie ludzkiej psychiki, działanie organizmu ludzkiego w warunkach przedłużającego się stresu. A także na rozmowach z fachowcami z różnych dziedzin, które mogły przyczynić się do przedstawienia wszystkich procedur, wynalazków, eksperymentów, przeróbek technicznych, zachodzących procesów fizycznych i chemicznych w tak precyzyjny i rzetelny sposób.
Czasem tylko język techniczny był za trudny do zrozumienia i czytelnik czuł się, jakby czytał książkę w innym języku. Było kilka takich momentów.
Wyłapałam też całkiem sporo przejęzyczeń, braki liter, lub zmiany w słowach, których nie powinno tam być.
Ogólnie w całą historię dało się całkiem sprawnie wciągnąć i nie dłużyła się ona aż do samego końca tak bardzo, jak się tego obawiałam.
Dobra kosmiczna opowieść o tym, jak w inny sposób mógłby przebiegać ziemski Armagedon.
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2021-05-05
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 512
Tytuł oryginału: Project Hail Mary
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Radosław Madejski
Dodał/a opinię:
Mark Watney kilka dni temu był jednym z pierwszych ludzi, którzy stanęli na Marsie. Teraz jest pewien, że będzie pierwszym, który tam umrze! Straszliwa...
Nowa powieść autora bestsellerowego MARSJANINA! Prawa filmowe kupione na pniu przez producentów hitu MARSJANIN z Mattem Damonem w roli głównej. Dwudziestokilkuletnia...