Książki takie jak Real,pisane są według mnie bardzo schematycznie.On spotyka Ją,między nimi iskrzy i to potężnie,On chce jej,Ona chce jego,w połowie książki idą do łóżka i wszystko jest cacy,po czym naglepodwpływem jakiegoś bodźca rozstają się.On jest załamany,ona w rozpaczy,później ponownie sie spotykają,nastepuje scena wyjaśnień i pojednania i mamy HEA.
Podobnie jest i tutaj.
Książka jest przegadana.Połowę książki stanowią rozmyślania bohaterki o jej nieustannej gotowości na seks,o tym,że jest napalona,mokra,a on nic z tym nie robi...Chwilami nie wiedziałam,czy się śmiać czy płakać czytając tekst w stylu
(...)Jestem tak nakręcona,że aż we mnie wrze.Całe moje pożądanie nie zostało zaspokojone,zmieniając się w pewnego rodzaju gniew,który z pewnościa przyprawi mnie o chorobę.A w końcu też zabije.
Aż trzęsę sie z gniewu.
Z pożądania.
Z bólu.
Z furii.
Jak on śmie sprawiać ,że tak bardzo go pragnę?
Gdy w końcu Remy i Brook lądują w łóżkuksiążka zamienia się w seks maraton.Scena następuje za sceną,są one bardzo dosłowne i bardzo obrazowe.Chwilami jest to nużące.
Autorka stosuje zdecydowanie zbyt dużo anatomiczno-medycznych określeń,co nie wpływa zbyt dobrze na płynność czytania.Przykład?
Sam jej widok uderza mnie mocniej niż adrenalina.
Wzrasta mi poziom dopaminy.
Testosteronu.
Endorfin.
Jestem nimi napełniony.
Albo:
Mel,za każdym razem,kiedy Remington mnie dotyka,czuje jak zalewa mnie tysiąc wspaniałych doznań.Lepszych niż endorfiny,myęlę,że to oksytocyna-wiesz,że podobno jest potężna?Hormon miłosci.
Kto normalny tak mówi?Poza tym mnóstwo tu określeń dotyczących mięśni,ciągle występują opisy tricepsów,bicepsów,oraz mnóstwo zachwytów nad nie sześcio-,ale nawet ośmiopakiem,który Remy ma na brzuchu.Tu i tam okraszone jest to wszystko mnóstwem wylewającego sie z bohatera testosteronu...
Krótkie zdania ,lub nawet pojedyncze sowa używane zamiast zdań,maja podkreslać to,co czuja bohaterowie.Czasami sie to sprawdza,mnie jednak trochę irytowało,zwłaszcza przszkadzały mi zdania,w których poszczególne słowa oddzielone były kropkami:
Co, jeśli nie walczy, bo nie jest w stanie wyciągnąć ramienia, by wyprowadzić uderzenie? On. Nie. Uderza. Wcale.
Żeby nie było,nie wszystko w tej książce jest złe.Bardzo ciekawie opisała autorka chorobe dwubiegunową,w której okresy normalności mieszają sie z okresami maniakalnymi.Jest to bardzo dobrze pokazane,widać tu,że nawet niewielkie zdarzenie może popchnąć chorego w stan manii.Autorka bardzo dobrze to obrazuje,pokazuje też w jaki sposób niekiedy chorzy na tę chorobe postrzegani są przez otoczenie,nawet rodzinę.Bardzo podobał mi sie sposób pokazywania emocji poprzez piosenki.tak Brook jak i Remington nie bardzo potrafia rozmawiac otwarcie o uczuciach,trudno powiedzieć im kocham czy pragnę ,ale świetnie to ilustruja piosenkami,puszczanymi swojemu wybrankowi...
Podsumowując,książka jest troche przegadana,pewne skr óty mogłyby jej wyjść na korzyść.Było chwilami troche nużąco,ale nie zniechęcająco.Na pewno dam jeszcze szansę autorce i myslę,że mimo wszystko przeczytam kolejne części serii.
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania: 2016-03-09
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 450
Dodał/a opinię:
ewa7310
OSTATNI TOM BESTSELLEROWEJ SERII MANWHORE! Młoda i ambitna Olivia Roth jest absolwentką prestiżowej uczelni i marzy o wielkiej karierze. Kiedy brat...
Nie mogli bardziej się od siebie różnić. Zapomnieli jednak, że przeciwieństwa często się przyciągają. Kiedy Nell wybierała się na studia, nie...