Kiedy sięgałam po książkę Piotra Witolda Lecha „Świat jest żaden”, nie miałam wobec niej jednoznacznych oczekiwań. Zaintrygował mnie już sam tytuł – zaskakująco chłodny, jakby od razu chciał mnie uprzedzić, że wejdę w przestrzeń nieprzyjazną, nieoczywistą, a może wręcz odpychającą. I rzeczywiście, od pierwszych stron spotykam się z bohaterem, Łukaszem, którego życie nie jest pasmem sukcesów czy realizacją marzeń, ale raczej nieustanną próbą gaszenia pożarów. To pisarz zmagający się nie tylko z własną niemocą twórczą, lecz także z realnymi problemami – od windykatorów, przez burzliwe relacje, po powracające, bolesne wspomnienia. Już sam ten opis sprawia, że powieść wydaje się mocno osadzona w codzienności, jakby autor chciał mi przypomnieć, że rzeczywistość ma w sobie nie tylko szarość, lecz i groteskowe, absurdalne pęknięcia.
Jednak w tym, co początkowo wygląda jak zapis chaotycznego życia, kryje się coś znacznie poważniejszego. Lech stopniowo wprowadza atmosferę podejrzliwości, w której sam Łukasz zaczyna podważać fundamenty świata. Czy to, co przeżywa, jest prawdziwe? Czy ma jakikolwiek wpływ na swoje decyzje, czy raczej działa jak marionetka w rękach nieznanego reżysera? To pytania, które wciągają mnie jako czytelnika w labirynt egzystencjalnych rozważań. Momentami czuję się, jakbym uczestniczyła nie tyle w fabule, co w eksperymencie myślowym, w którym każdy kolejny krok każe zastanowić się nad samym sobą.
„Świat jest żaden” to dla mnie książka o fundamentalnym zwątpieniu – takim, które nie daje spokoju, które podcina korzenie zaufania do rzeczywistości. A przecież znam to uczucie z własnego życia. Kto nigdy nie zastanawiał się, czy wybory, których dokonuje, faktycznie należą do niego? Kto nie miał momentów, w których codzienność wydawała się przesunięta, obca, jakby patrzyło się na nią zza szyby? Lech nie daje łatwego wyjścia. Zamiast oferować pocieszenie, zanurza czytelnika w tej atmosferze niepewności, aż do granic wytrzymałości.
Czytając tę powieść, miałam wrażenie, że twórca bawi się ze mną w grę, której reguł nie mogę do końca pojąć. Raz świat bohatera wydaje się zwyczajny – pełen długów, kłótni i natrętnych myśli – a chwilę później pęka jak cienka skorupa, odsłaniając coś wrogiego i niepokojącego. To właśnie ta zmienność sprawiała, że nie mogłam odłożyć książki, choć nie dawała mi ona typowej satysfakcji. To była raczej mieszanka fascynacji i dyskomfortu, takiego, który zmusza do dalszej lektury, nawet jeśli czuję się nieswojo.
Najbardziej uderzające w tej prozie jest to, że mimo swojej filozoficznej głębi pozostaje ona bardzo oszczędna w słowach. Pan Piotr nie tonie w patetycznych opisach ani w górnolotnych zdaniach. Posługuje się językiem prostym, czasem wręcz szorstkim, a jednak w tym minimalizmie kryje się siła. Każde zdanie ma swój ciężar, każde pytanie trafia jak cios, który nie pozwala przejść obojętnie. Dzięki temu książkę czyta się niemal jak spowiedź – surową, nieupiększoną, a przez to bardziej prawdziwą.
To, co we mnie zostało po lekturze, to dziwne poczucie rozdwojenia. Z jednej strony historia Łukasza wydaje się tak bliska i realistyczna, że łatwo znaleźć w niej odbicie własnych niepewności. Z drugiej – całość jest jak sen, który przemyca coś więcej niż tylko narrację o jednostkowych problemach. To sen o świecie, który być może nie istnieje naprawdę, a jeśli istnieje, to nie po to, by człowiek mógł się w nim odnaleźć. Świat w tej powieści nie jest przyjazny, nie jest nawet neutralny. Jest właśnie „żaden” – obcy, nieprzychylny, a może wręcz pusty w swojej obojętności.
Czy ta książka daje odpowiedzi? Nie. I to właśnie sprawia, że uważam ją za wartościową. Zamiast zamykać rozważania w łatwych formułkach, prowokuje do własnych pytań. W moim przypadku – do powrotu do dawnych wątpliwości o wolną wolę, o sens wyborów, o granice między fikcją a realnością. Lektura nie przyniosła mi ukojenia, ale dała coś cenniejszego: intensywne doświadczenie myślenia i emocjonalnego zanurzenia w cudzej, a jednak bardzo mojej historii.
„Świat jest żaden” zostaje ze mną jako książka wymagająca, ale też niezwykle osobista w odbiorze. Trudno nazwać ją powieścią do „polecenia” każdemu, bo nie wszyscy odnajdą w niej to samo. Dla mnie jednak okazała się czymś więcej niż literaturą rozrywkową. Stała się lustrem, które pokazało moje własne wątpliwości i przypomniało, że czasem najważniejsze pytania nie mają i nie muszą mieć odpowiedzi. To lektura, która w swojej surowości i nieprzystępności kryje wielką siłę – taką, która nie daje się zapomnieć.
Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 2025-05-01
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 252
Dodał/a opinię:
Ewelina Białogołąbek
Paweł to samotny pisarz mierzący się z głęboką depresją. W utrzymaniu się na powierzchni pomagają mu spotkania z Alicją, kobietą innego mężczyzny, w której...